Prywatyzacja GPW: lepiej późno niż później
Po kilku latach mniej lub bardziej merytorycznych dyskusji i sporów personalnych minister Andrzej Chronowski wziął udział w posiedzeniu rady giełdy i „przychylnie odniósł się” do idei prywatyzacji giełdy. Miałaby ona nastąpić w ciągu najbliższego roku, a w jej efekcie polska Giełda Papierów Wartościowych powinna trafić do jednego z sojuszy zachodnich, czyli do Euronextu.
Bardzo chciałbym się z tego cieszyć, ale jakoś nie mogę uwierzyć ani w szczytne cele resortu skarbu, ani w hurraoptymistyczny scenariusz prywatyzacji. Mówiąc wprost, wygląda na to, że godząc się łaskawie na prywatyzację GPW minister Chronowski chce przede wszystkim zrzucić ze swoich barków poważny problem.
Z rynkami finansowymi, a z giełdą w szczególności, jest niestety tak, że ciągle trzeba dbać o ich rozwój. Zwłaszcza w początkowym etapie nie da się po prostu puścić jej na żywioł. Tak, jak trzeba ją odpowiednio uregulować (i o to nasi decydenci całkiem nieźle zadbali), tak należy dać jej szansę rozwoju. A z tym jest już gorzej.
Dobrze słyszalne lobby rynku kapitałowego ciągle czegoś żąda: a to zwolnień podatkowych dla inwestorów, a to zachęt — czyli kolejnych ulg — dla emitentów. Chce też, by choć część z szykowanych do prywatyzacji dużych firm przeprowadziła oferty publiczne i weszła na giełdę. Jednym słowem — przyprawia polityków o ból głowy: nie ma szans ani na zdobycie tysięcy lukratywnych posad (branża giełdowa nigdy nie należała do tuzów gospodarki), ani na pozyskanie sporej części elektoratu (kilkadziesiąt tysięcy aktywnych inwestorów to kropla w morzu potrzeb każdej partii). Jest za to ryzyko dodatkowego obciążenia budżetu państwa.
Efekt jest taki, że przez kilka lat politycy niewiele zrobili dla rozwoju giełdy. I pewnie marazm trwałby dalej, gdyby nie zmiany wokół nas. Powstające (co prawda w bólach) konstelacje największych giełd świata, perspektywa likwidacji rynku w czeskiej Pradze, wreszcie gwałtownie malejąca liczba spółek debiutujących na GPW — to tylko część elementów coraz bardziej niebezpiecznej układanki.
Jeśli już warszawska giełda ma być sprywatyzowana i nadal się rozwijać, to warto, by mogła się pochwalić nie tylko sprawnym systemem obrotu, ale i reprezentatywnym dla gospodarki gronem emitentów i rzeszą inwestorów. W przeciwnym wypadku będzie tylko polskojęzyczną przybudówką do kontrolowanej przez Francuzów grupy Euronext.
Problem zatem się nie kończy, ani dla ministra Chronowskiego, ani dla jego następców.