Przedsiębiorcy z frankiem mają sukcesy i porażki

Marek MuszyńskiMarek Muszyński
opublikowano: 2024-10-28 20:00

Zdarza się, że przedsiębiorcy, którzy zaciągnęli kredyty powiązane z frankiem szwajcarskim, wygrywają w sądach z bankami. Nie brakuje też wyroków odwrotnych. Za to banki często starają się zrobić z konsumentów przedsiębiorców.

Z tego artykułu dowiesz się:

  • z czego wynikają różne wyroki dla frankowiczów-przedsiębiorców,
  • jakie elementy umowy badają sądy w przypadku przedsiębiorców,
  • w jaki sposób banki starają się przekonać sądy, że konsumenci są przedsiębiorcami.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Podczas gdy frankowicze konsumenci mają już niemal pewność wygranej w sądowym sporze z bankiem, przedsiębiorcy wciąż starają się przetrzeć ten szlak i wychodzi im to ze zmiennym szczęściem. Pozytywnie zakończył się spór przedsiębiorcy z bankiem w sprawie kredytu zaciągniętego na zakup nieruchomości komercyjnej. W tym wypadku prawomocny wyrok wydał Sąd Okręgowy we Wrocławiu po skomplikowanej ścieżce proceduralnej.

- Bank pozwał klientkę z niespłacanego kredytu złotowego i w tamtym czasie można było podnieść zarzut o potrącenie z innego sporu. Podnieśliśmy świadczenie nienależne rozumiane jako nadwyżka nad kwotę wypłaconą z kredytu frankowego z umowy przedsiębiorcy z bankiem. W I instancji sąd przeanalizował tę umowę i doszedł do wniosku, że jest nieważna ze względu na naruszenie norm współżycia społecznego. Uznano, że bank mógł w dowolny sposób ustalać kursy walutowe i wskutek tego także wysokość zobowiązania. W rezultacie zarzut potrącenia został uwzględniony i klientka ma do zapłaty tylko kilkaset złotych zamiast ponad 40 tys. – mówi Agnieszka Sobczyk, radca prawny z kancelarii KL Legal.

Sąd w wyroku, który zapadł w listopadzie 2023 r. wskazał, że aktualnie ochrona jednoosobowego przedsiębiorcy, który nie jest finansistą i nie można go uznać za eksperta w danej dziedzinie finansów powinna być stosowana podobnie jak w przypadku konsumentów.

Jeszcze przed tą sprawą bank wypowiedział umowę kredytu powiązanego z frankiem szwajcarskim kredytobiorczyni i pozwał ją z tego tytułu. Pozew nie został uwzględniony ze względu na nieprawidłowe wypowiedzenie. Kredytobiorcy nie musieli nic zwracać bankowi.

- Na marginesie sąd dodał, że jego zdaniem umowa jest ważna, ale nie wie, ile by z tego tytułu bankowi przysługiwało, bo nie jest w stanie tego wyliczyć. W rezultacie bank w przegranej kilka dni temu sprawie podnosił w apelacji, że jest to prejudykat i sąd powinien być związany poprzednim orzeczeniem. Sąd okręgowy stanął jednak na stanowisku, że skoro podstawą oddalenia była wymagalność, a nie sama treść umowy, to może sam zbadać umowę i uznał ją za nieważną, podzielając wywód sądu I instancji – mówi Agnieszka Sobczyk.

Podobny sukces udało się osiągnąć przedsiębiorcy, który zaciągnął w Alior Banku kredyt na 6 mln zł, choć wyrok na razie jest nieprawomocny. Sąd Okręgowy w Bielsku-Białej uznał umowę za nieważną, choć kredyt był w przeważającej części przeznaczony na działalność gospodarczą.

- Sprawa z Aliorem jest w apelacji. Niestety, choć minął już rok, to w Sądzie Apelacyjnym w Katowicach nie przydzielono jeszcze sędziego do tej sprawy. Myślę, że zostanie rozpoznana za rok, może półtora. W I instancji udało się trafić do nowego wydziału gospodarczego w Sądzie Okręgowym w Bielsko-Białej i dojść do wyroku w pół roku – mówi Leszek Krupa, radca prawny z kancelarii Kupilas & Krupa.

W wyroku, który zapadł w listopadzie 2023 r., sąd wskazał także, że aktualnie ochrona jednoosobowego przedsiębiorcy, który nie jest finansistą i nie można go uznać za eksperta w danej dziedzinie finansów, powinna być stosowana podobnie jak w przypadku konsumentów. W sprawie znaczące było także wykazanie, że zastosowane przez bank rozwiązania, takie jak bardzo wysoka prowizja, wysoka marża, a także stosowany spread doprowadziły do sytuacji, że ten konkretny kredyt posiadał parametry finansowe mniej korzystne niż oferowane w 2012 r. przez Alior Bank kredyty w złotych.

- Wielu klientów na Śląsku czeka, aby zobaczyć, w którą stronę pójdzie linia orzecznicza w Katowicach. W podobnej sprawie był korzystny wyrok w Warszawie, ale są też niekorzystne wyroki. TSUE niestety nie wypowiedział się stricte o kredytach dla przedsiębiorców na cele biznesowe i nie ma się na czym oprzeć. W rezultacie sprawa może się skończyć w Sądzie Najwyższym – mówi Leszek Krupa.

Sąd Najwyższy raz tak, raz inaczej

Sprawy przedsiębiorców są trudne po wyroku Sądu Najwyższego z października zeszłego roku. Dowolność banku w ustalaniu zobowiązania często bywa uznawana za niewystarczającą do stwierdzenia nieważności umowy, a sądy podnoszą, że można w takiej sytuacji zastosować kurs rynkowy.

- Stoję jednak na stanowisku, że skoro bank wpisał do umowy własną tabelę kursową, to uczynił to, aby nie stosować kursów rynkowych. To, że jakieś procedury w banku do wyznaczenia kursu były stosowane, nie ma znaczenia, bo nie były one częścią umowy. Jest uchwała Sądu Najwyższego z kwietnia 2022 r., w której stwierdzono, że sprzeczne jest z naturą stosunku zobowiązaniowego pozwalanie jednej ze stron ustalania istotnych elementów wysokości zobowiązania bez żadnych ograniczeń. Innymi słowy umowa sprzeczna z prawem pozwalała na to, żeby bank ustalił kurs franka na 100 zł i zgodnie z umową przedsiębiorca-kontrahent banku nie mógł nic na to poradzić – mówi Agnieszka Sobczyk.

Banki miały jasny cel w takiej konstrukcji umów – dzięki korzystaniu z tabeli kursów sprzedaży oraz kupna mogły pobierać dodatkową opłatę za spread walutowy przy naliczaniu każdej raty kredytu. Pokazał to chociażby raport UOKiK z 2009 r. na temat spreadów walutowych. Wynika z niego, że jeszcze zanim kredyty powiązane z walutą obcą stały się popularne, to banki stosowały spread w wysokości 2-3 proc., a w szczycie zainteresowania wynosił on już 5-6 proc. Gdy kurs waluty mocno wzrósł, stosowano jeszcze wyższe stawki.

- Nie ma twardej linii, co sprawia, że są większe obawy przed pójściem do sądu. Zwłaszcza, że przedsiębiorcy nie płacą 1 tys. zł opłaty sądowej jak konsumenci, ale 5 proc. wartości kredytu, więc ryzykują sporą kwotę – mówi Leszek Krupa.

Gdyby ten kredyt był zaciągany dzisiaj, to przepisy pozwalają na badanie klauzul abuzywnych także w przypadku jednoosobowej działalności gospodarczej, więc przedsiębiorcy mają obecnie większą ochronę. W przypadku jednak kredytów starszych trzeba się oprzeć na bardziej ogólnych przepisach. A tutaj jest większe pole do interpretacji – tymczasem nawet w Sądzie Najwyższym ścierają się dwa obozy i podziały są bardziej skomplikowane niż tylko te znane z konfliktu politycznego wokół tej instytucji. Niestety ten konflikt sprawił, że także pozostałe sądy nie zawsze traktują poważnie orzeczenia Sądu Najwyższego, ale zupełnie inaczej jest z TSUE.

- TSUE tworzy wykładnię, która wiąże sądy powszechne i nie ma co do tego wątpliwości. Także Sąd Najwyższy jest związany tą wykładnią, gdyż trybunał jest sądem co do prawa – mówi Paweł Przybyłowski, adwokat prowadzący sprawy frankowe.

Nie ma twardej linii, co sprawia, że są większe obawy przed pójściem do sądu. Zwłaszcza, że przedsiębiorcy nie płacą 1 tys. zł opłaty sądowej jak konsumenci, ale 5 proc. wartości kredytu, więc ryzykują sporą kwotę

TSUE za szerokim pojęciem konsumenta

Unijny trybunał wskazał w czwartek, że nie można traktować frankowicza jako przedsiębiorcy tylko dlatego, że wynajął mieszkanie kupione na kredyt. Jego zdaniem należy tę kwestię rozpatrywać pod kątem tego, czy dana osoba prowadzi działalność gospodarczą w tej dziedzinie.

- Część sądów wychodziła z założenia, że jeśli ktoś wynajmował lokal, to nie jest konsumentem. Z tego względu wskazywałem zawsze klientom, aby nie mówili, że to inwestycja, bo sądom kojarzyło się to z prowadzeniem biznesu, a zamiast tego mówili, że to zakup na własne, przyszłe potrzeby. Tymczasem celów takiego zakupu może być wiele – od tego, aby wprowadzić się tam w przyszłości, przekazać dzieciom, gdy dorosną, czy np. dodatkowego dochodu na emeryturze. Niestety TSUE w swoim wyroku mówi o jednym lokalu. Zobaczymy zatem, jak sądy będą orzekać, jeżeli tych lokali na wynajem będzie więcej – mówi Paweł Przybyłowski.

W tej szczególnej sprawie kredytobiorcy byli osobami fizycznymi, które były zatrudnione jako funkcjonariusz policji sądowej oraz dyrektorka szkoły i nie prowadzili działalności gospodarczej. Sprawa trwała wiele lat, a ich kredyt został zaciągnięty w Getinie, który znalazł się w upadłości, i spłacony wcześniej, stąd nie mogą liczyć na odzyskanie pieniędzy. Ale podobnych spraw jest więcej.

- Miałem klientkę, która kupiła na kredyt dwa mieszkania w Gdyni, aby je wynajmować. Sąd Okręgowy oddalił mi pozew, uznając, że jest ona przedsiębiorcą, skoro robi inwestycje. Sąd apelacyjny uznał takie rozumowanie za niewłaściwe i uchylił ten wyrok. Teraz mamy wyrok TSUE, który mówi wyraźnie, że wynajem nie oznacza, że ktoś jest przedsiębiorcą, i będzie łatwiej – mówi Paweł Przybyłowski.

Banki starają się, aby konsumenci byli uznawani przez sądy za przedsiębiorców po to, aby zwiększyć swoje szanse w sądzie, gdyż w przypadku konsumentów przegrywają 98 proc. spraw.

- Mam sprawę, w której klientka kupiła mieszkanie normalnie jako konsument, ale później w tym mieszkaniu siedzibę miała spółka z o.o., w której ona była tylko jednym z udziałowców. Sąd apelacyjny uznał, że jest przedsiębiorcą, choć ta spółka to zupełnie inny podmiot, a sama klientka nie ma własnej działalności gospodarczej. Złożyliśmy skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego i czekamy na rozstrzygnięcie – mówi Paweł Przybyłowski.

W innej sprawie Sąd Apelacyjny w Szczecinie w czerwcu 2023 r. stwierdził, że aby uznać konsumenta za przedsiębiorcę, trzeba wykazać, że kredyt był zaciągany w bezpośrednim związku z działalnością gospodarczą, i stanął po stronie kredytobiorców, którzy kredyt przeznaczyli na budowę domu. Podkreślił, że choć jeden z kredytobiorców prowadził działalność gospodarczą, to bank, wiedząc o tym, nie traktował go jak przedsiębiorcy i zaoferował produkt dedykowany klientom indywidualnym.

- Nie do zaakceptowania są takie wyroki, gdzie kredytobiorca zawierał umowę z działem konsumenckim banku, umowa była na konkretną osobę, a nie na działalność gospodarczą, podobnie ubezpieczenie i umowa na prowadzenie rachunku bankowego, a gdy idzie się do sądu, to nagle okazuje się, że konsument jest przedsiębiorcą. To nielogiczne i wpływa na brak pewności obrotu gospodarczego – mówi Paweł Przybyłowski.