Słabość europejskiej gospodarki widoczna w ostatnim roku wywołała bardzo intensywną dyskusję na temat potencjalnej utraty konkurencyjności Unii Europejskiej w stosunku do Stanów Zjednoczonych. W mediach ukazało się wiele artykułów, które ostrzegają przed taką długotrwałą zapaścią UE. Na przykład Financial Times piórem Gideona Rachmana wskazuje: „Od technologii po energię, rynki kapitałowe i uniwersytety – UE nie może konkurować z USA”. Duży materiał w podobnym duchu przygotował „The Economist”. W mediach społecznościowych wielu ekonomistów podnosi podobne argumenty. Na przykład Leszek Balcerowicz napisał na Twitterze: „USA zwiększają swoją dominację gospodarczą na Zachodzie. Główne przyczyny przewagi nad Europą: więcej wolności gospodarczej i imigracji”. Nie jest to temat nowy, ale stagnacja gospodarcza w Europie wzmogła te ostrzeżenia.
Czy to jednak rzeczywiście prawda, że Ameryka bezpowrotnie ucieka Europie? Debata publiczna jest pełna mocnych i czarno-białych tez, które pomijają wszystkie, czasem dominujące, pola szarości. Zebrałem 15 ważnych wskaźników rozwojowych, by pokazać, jak UE wygląda na tle Stanów Zjednoczonych – na reprezentanta Unii wybrałem Niemcy, które są największą gospodarką Unii i reprezentują wiele jej silnych i słabych stron.

Wniosek z tego zestawienia jest taki, że przewaga Stanów Zjednoczonych jest widoczna w niektórych dziedzinach, ale jej znaczenie jest zdecydowanie wyolbrzymione. Między dwoma stronami Atlantyku utrzymuje się podział, który od dawna cechował te dwa odmienne modele kapitalizmu – Stany są bardziej innowacyjne, przyciągają więcej wykształconych imigrantów i pod względem wielkości rynku utrzymują lub wręcz powiększają dominację na świecie; a Europa jest bardziej zrównoważona społecznie, obdarza owocami postępu większy odsetek swoich obywateli, oferuje lepszy dostęp do usług publicznych. Każda strona spogląda zazdrośnie na przewagi drugiej i każda pewnie od drugiej może się czegoś nauczyć. Nie jest to jednak obraz rosnącej przepaści.
Daron Acemoglu, słynny turecki ekonomista mieszkający w USA, regularnie wymieniany jako kandydat do nagrody Nobla z ekonomii, napisał kiedyś tekst o przyczynach i skutkach różnic między Stanami Zjednoczonymi i Europą (na przykładzie Skandynawii). Ten tekst, zatytułowany „Can’t We All Be More Like Scandinavians? Asymmetric Growth and Institutions in an Interdependent World”, może być najlepszym punktem wyjścia do oceny różnic, mimo że ma już ponad 10 lat. Acemoglu pisze, że dwa systemy nie są konkurencyjne i nie byłoby optymalne, gdyby któraś strona chciała przyjąć model drugiej. Amerykański „dziki kapitalizm” generuje wiele nierówności społecznych, ale też innowacji. Europejski model społeczny daje więcej komfortu życia, ale ma przeciętnie niższy dochód. Z naszego, europejskiego punktu widzenia, ważne jest, by monitorować, czy pod względem innowacji Ameryka nie ucieka na tyle daleko, że Europa nie będzie miała szans utrzymać swojego modelu społecznego korzystając z amerykańskich innowacji i zapewnić sobie bezpieczeństwo.
Patrząc na wskaźniki widać, że najbardziej spektakularna przewaga Ameryki objawia się w produktywności pracy, która jest obrazem efektywności gospodarki. Od początku 2007 r. wydajność w USA wzrosła o 20 proc., a w Niemczech o… 2 proc. To jest dla Europy rzeczywiście niepokojące, bo w długim okresie dynamika wydajności decyduje o tempie rozwoju.
Warto jednak wgłębić się w te dane, by zrozumieć, skąd się wzięły. Nie jest to efekt inwestycji, bo one podążają podobną ścieżką. Nie jest to też skutek wyższych nakładów na badania i rozwój w USA, bo przewaga pod tym względem nie jest duża. I nie jest to też raczej szybszy postęp technologiczny, bo mierzący to wskaźnik efektywności wykorzystania czynników produkcji (znany TFP, którego tu akurat nie pokazałem) wykazuje w USA i Niemczech podobną dynamikę. Najważniejszą natomiast przyczyną przewagi USA pod względem wydajności pracy jest fakt, że Amerykanie całą masę mało wydajnych ludzi pozostawili na marginesie społeczeństwa, w przeciwieństwie do Niemiec, które w ciągu kilkunastu lat wciągnęły na rynek pracy kilka milionów wcześniej nieaktywnych ludzi. Widać to po wskaźnikach aktywności zawodowej. Tu się objawia przewaga Europy nad Stanami. Europejczycy (przynajmniej ci z europejskiego centrum gospodarczego) rzadziej są zostawiani na marginesie, a dzięki temu są zdrowsi, lepiej wyedukowani na podstawowym poziomie, a w ostatnich latach także coraz bardziej zadowoleni z życia na tle Amerykanów (COVID-19 trochę to zmienił).
Pytanie, czy wciągnąwszy na rynek pracy wszystkich obywateli, nawet mniej efektywnych, Europa coś straci pod względem dynamiki wydajności pracy? Zobaczymy. Nie ma jednak chyba powodów do wielkich obaw. Pod względem jakości edukacji podstawowej Europa wyprzedza USA, pod względem edukacji wyższej nie odstaje dramatycznie, choć oczywiście, zgodnie ze schematem opisanym powyżej, Ameryka ma przewagę w innowacjach.
Największym problemem UE może być bezpieczeństwo, bo Unia nie ma tego geograficznego komfortu co USA, leżące bardzo daleko od wszystkich najbardziej zapalnych punktów świata. Nie widzę jednak powodów, by wieszczyć czarny scenariusz, w którym baza ekonomiczna europejskiego społeczeństwa miałaby się zacząć kruszyć.