Inwestycyjna posucha, zabójcza konkurencja i wyższe koszty pracy — to według ekspertów z Euler Hermes, ubezpieczających należności handlowe, główna przyczyna rosnącej liczby upadłości przedsiębiorstw w Polsce. Od początku roku do końca listopada upadłość ogłosiło 728 polskich przedsiębiorstw, czyli o 6 proc. więcej niż w ubiegłym roku. Zatrudniały ponad 4,5 tys. osób. Tylko w ostatnim miesiącu upadłość — którą Euler Hermes rozumie jako niezdolność do regulowania zobowiązań, czyli tak likwidację, jak i m.in. postępowanie sanacyjne — ogłosiły 73 firmy, czyli o 15 więcej niż w listopadzie 2015 r. Problem dotyczył głównie budowlanki.
— Deficyt nowych prac powodował, że nawet największe spółki budowlane starały się o regionalne i lokalne kontrakty, wygrywając z firmami o lokalnym zasięgu. To właśnie one znalazły się w statystyce upadłości, nie tylko z powodu braku zleceń — upadały także te, które je zdobyły, ale po skandalicznie niskich cenach — mówi Tomasz Starus, w zarządzie Euler Hermes odpowiedzialny za ocenę ryzyka. Eksperci spodziewają się również fali upadłości firm w sektorze usługowym i takich, które są w małym stopniu zautomatyzowane — wszystko ze względu na wzrost płacy minimalnej. Tymczasem już w 40 proc. przypadków, gdy przedsiębiorstwo jest niewypłacalne, firmy składają wnioski o wszczęcie postępowań naprawczych. — Cieszy, że firmy dostają drugą szansę, ale jak każda niewypłacalność — brak bieżącego regulowania zobowiązań wobec dostawców może pociągać za sobą efekt domina — mówi Maciej Harczuk, prezes Euler Hermes Collections. © Ⓟ