W sensie partyjnym głównie właśnie dla ludowców, którzy wobec słabnięcia w sondażach przed wyborami w 2027 r. kombinują, jak tu utrzymać choćby stan posiadania we władzach samorządu terytorialnego, które będą wybierane dopiero w 2029 r. W sensie społecznym pomysł ma oczywiście przełożenie na całą polską demokrację na najniższym poziomie gmin/miast.
Ludowcom chodzi głównie o skreślenie zakazu wprowadzonego w 2018 r. przez PiS. Chodzi o art. 11 § 4: „Nie ma prawa wybieralności w wyborach wójta w danej gminie osoba, która została uprzednio dwukrotnie wybrana na wójta w tej gminie w wyborach wójta zarządzonych na podstawie art. 474 § 1”. Przepis objął kadencję 2019-2024 oraz obecną 2024-2029, zatem włodarze z długim stażem mogą już powoli – chociaż mają dużo czasu – myśleć o innej pracy. Przepis jest precyzyjny, dotyczy tylko głównych wyborów samorządowych, gdy wybierane są wszystkie organy. Nie liczy się ewentualne objęcie stanowiska wójta/burmistrza w wyborach przedterminowych, zatem jeśli jakiś włodarz gminy/miasta urzęduje od 2020 czy 2021 r., zaś w 2024 mandat w planowych wyborach odnowił – to będzie mógł w 2029 r. kandydować. Przepis działa również w drugą stronę i nic nie da taktyczne podanie się do dymisji na przykład pod koniec 2028 r. – kandydowanie w 2029 r. i tak jest wykluczone.
W konstytucyjnym samorządzie terytorialnym panuje w Polsce ustrojowy chaos. Na najważniejszym poziomie gmin/miast obowiązuje od 2002 r. ustrój prezydencki, z bardzo silnymi kompetencjami włodarza wybieranego bezpośrednio. Są one przesadnie wielkie, podam dla przykładu jeden fatalny błąd ustawowy – powoływanie zastępców według osobistego widzimisię. Wójt/burmistrz przekazuje zaufanemu przybocznemu znaczną część (a bywa, że wszystkie) własnych uprawnień, zatem realnym silnym decydentem staje się człowiek znikąd, który oczywiście powinien być zatwierdzany przez radę. Na poziomie powiatów i województw obowiązuje natomiast ustrój parlamentarno-gabinetowy, z pośrednim wybieraniem przez rady/sejmiki starostów/marszałków oraz kolegialnych zarządów. To kopia ustroju państwa, nowelizacja forsowana przez PSL tych szczebli w ogóle nie dotyczy. Co nie znaczy, że nie interesuje – ciekawym przykładem jest opinia złożona do projektu przez Związek Województw RP. Ta samorządowa organizacja ostro sprzeciwiła się pomysłowi PSL, postulując utrzymanie w gminach/miastach zakazu szkodliwego dla demokracji betonowania się lokalnych władców w fotelach. Zdanie odrębne do opinii wniósł Adam Struzik, marszałek Mazowsza, który zajmuje to stanowisko już… szóstą pełną kadencję od 2002 r. (zaczął jeszcze wcześniej w 2001 r.). W wyborach bezpośrednich nie miałby szans, natomiast jest arcymistrzem gierek powyborczych w sejmiku Mazowsza, gdzie PSL zdobywa tylko kilka mandatów.
Szkodliwy projekt PSL zaliczył 12 września pierwsze czytanie w Sejmie i trafił do komisji. Wielka szkoda, że wniosek o jego natychmiastowe wyrzucenie do kosza przepadł stosunkiem 201:213, przy 4 posłach wstrzymujących się i 42 niegłosujących. Nie wiadomo, czy i kiedy wróci do drugiego czytania. W każdym razie bardzo zaskakująca była najnowsza pozytywna dla projektu opinia… Donalda Tuska. Widać, że nawet największe głupstwa autorstwa współudziałowców rządu zasługują na ustne poparcie w imię konsolidacji większości. W podsumowaniu zacytuję opinię Leszka Millera, którą usłyszałem w 2018 r., gdy PiS wprowadzało zakaz bardzo popierany przez byłego premiera z innej opcji. Na moje pytanie, czemuż to wszechmocny w 2002 r. SLD wprowadzając bezpośrednie wybory wójtów/burmistrzów od razu nie wpisał limitu dwóch kadencji – mielibyśmy od ćwierć wieku spokój – odpowiedział ze szczerą bezradnością „Nie wystarczyło nam wyobraźni”.

