Wejście do słynnego kasyna Pałac Cezara w amerykańskim Las Vegas prowadzi przez łuk triumfalny i korynckie kolumny. W środku — ochroniarze w strojach rzymskich legionistów i kelnerki ubrane w togi. Do starożytnego Rzymu nawiązują też strzyżone ogrody i efekty laserowe, które ogląda się, jadąc… ruchomym chodnikiem. Masa ozdobnych detali atakuje widza na każdym kroku i potęguje niezwykłe wrażenie.

Sacroland
W bazylice w Licheniu jest podobnie. Nazywana przez historyków sztuki polskim Sacrolandem lub katolickim Las Vegas, kojarzy się najczęściej z rumuńską architekturą późnego Ceausescu. Dominuje ogromem i przytłacza przepychem. Pełno w niej złoceń, historycznych odniesień i zaskakujących kontrastów. Przykład? Staw z łabędziami w sąsiedztwie Golgoty.
Gigantyczny obiekt przyciąga rzesze pielgrzymów, którzy tłumnie oblegają bazylikę, a przy okazji także okoliczne kramy z pamiątkami. Monumentalna budowla zachwyca i... zachęca do kupowania.
Znawcy kultury uważają od dawna, że kicz nieodłącznie towarzyszy współczesnej cywilizacji, nastawionej przede wszystkim na konsumpcję. Cywilizacja produkuje, by konsumować, a tworzy po to, by produkować — i koło się zamyka. Architektura też została wciągnięta w machinę konsumpcji i sama stała się produktem.
Efekciarstwo
Dziś liczy się przede wszystkim efekt i zwrócenie na siebie uwagi nawet za wszelką cenę. Jedni skrytykują, ale inni się zachwycą. Nikt nie przejdzie obojętnie. Czy tym kierują się twórcy kiczowatych budynków?
Zdaniem historyków sztuki takie obiekty projektuje się i buduje według pięciu podstawowych zasad. Po pierwsze, są niefunkcjonalne. Łuki, krzywe ściany, ogromne powierzchnie nie są wygodne zarówno w budowie, jak i w eksploatacji. Po drugie, kumulują wiele funkcji naraz i nawiązują jednocześnie do różnych stylów i epok. Z tego wynika zasada trzecia, czyli oddziaływanie na kilka zmysłów jednocześnie. Inny charakterystyczny wyznacznik to przeciętność — zdaniem badaczy kultury kicz znajduje się w pół drogi między tym, co powszechnie akceptowane, a nowością. I wreszcie komfort. Kiczowata architektura raczej unika trudnych i nowatorskich rozwiązań.
Na koniec najważniejsze — brakuje jej pokory. Dlatego nie nawiązuje do skali i kontekstu miejsca, w którym się znajduje, za to często wywołuje inny, ale zamierzony efekt — widowiskowość.
Hity czy kity
Jakie obiekty architektoniczne pasują do tego klucza? W tej sprawie nie ma zgody. Dla jednych kiczem jest cała twórczość Antonio Gaudiego, w tym słynna Sagrada Familia, przyciągająca rzesze turystów z całego świata. Dla innych to arcydzieło architektury. Równie niejednoznacznie oceniania jest twórczość słynnego architekta Franka Gehry’ego. Nie zmienia to faktu, że zaprojektowane przez niego Muzeum Guggenheima w hiszpańskim Bilbao co roku ściąga tłumy, które przyjeżdżają tylko po to, by zobaczyć bryłę budynku.
A w Polsce? W ubiegłym roku w rankingu tzw. hitów i kitów architektury, jedną z Makabrył, czyli najbardziej kiczowatym budynkiem roku, został nowy biurowiec Telewizji Polskiej. Projekt autorstwa pracowni DIM 84 Dom i Miasto miał nawiązywać do symboliki mediów, nazywanych często czwartą władzą. Kształt i bryła elewacji przypominają mityczną wieżę Babel, uważaną za symbol globalnych mediów. Niestety, zdaniem krytyków architektury nowa siedziba TVP jest po prostu nieudana.
— Jej architektura jest jednocześnie rozrywkowa (tańcząca wieża z przodu, łukowy mostek z tyłu), publicystyczna (dialog z architekturą Gehry’ego przez przaśne naśladownictwo) i fabularna (opowieść o tym, jak z pseudoklasycznej formy okładziny kamiennej, pozornie jednorodnej walcowatej bryły, wypryskuje bogactwo przeróżnych kształtów, atakujących podchodzących ludzi) — tłumaczył architekt Grzegorz Stiasny na łamach czerwcowej "Architektury".
Inne Makabryły? W 2007 r. w tej kategorii pojawiły się m.in. Złote Tarasy, które krytycy architektury uznali za wielkie, brzydkie i nie pasujące do miasta. W ich oczach nie znalazła uznania nawet skomplikowana struktura dachu, a ten rodzaj architektury określili jako "komputerowy".
W ubiegłych latach miano Makabryły przyznano również warszawskiej Rezydencji Opera w sąsiedztwie Ogrodu Saskiego. Elewacja luksusowego apartamentowca nawiązuje do secesji. Bogactwo materiałów i detali widoczne jest na każdym kroku, budynek obłożono m.in. granitem i trawertynem, a we wnętrzach dominuje egzotyczne drewno. Ogromne, półkoliste balkony przypominające loże w operze, otoczone metalowymi balustradami, secesyjnie poskręcane i uzupełnione dodatkowo kolumienkami nie zdobyły jednak uznania krytyków.
Rehabilitacja kiczu
Badacze nazywają go rajem dla niewymagających, ale wszystko zależy od kontekstu. To, co dla jednych jest kiczem, inni uznają za wartościową sztukę. Już w latach 60. XX wieku próbę rehabilitacji kiczu podjęła amerykańska pisarka Susan Sontag. W głośnym eseju "Notes on Camp" zawarła refleksje na temat kiczu, definiując go na nowo. W ten sposób narodziła się estetyka campu, czyli nurtu, w którym kicz nabiera nowego znaczenia. Zyskuje kontekst ironiczny, co pokrywa się z estetyką postmodernizmu bawiącego się kiczem i ceniącego kontrasty, zestawiającego tandetę z luksusem. Kicz — wzięty w cudzysłów — staje się dzięki temu prawdziwą sztuką.
Architektura pojmowana w ten sposób daje architektowi nieograniczoną swobodę tworzenia, zależną tylko od jego nastroju lub osobistych upodobań inwestora, a także możliwość nawiązywania do różnych stylów i epok. Pochwała indywidualizmu? A może eklektyzmu, a tym samym również kiczu? Niestety, ten spór może trwać wiecznie, a ostateczny werdykt, co jest kiczem, a co nie jest, prawdopodobnie wydadzą dopiero następne pokolenia. Bo dobra architektura ponoć się nie starzeje.