Przedstawiciel rządzącego w Jemenie Powszechnego Kongresu Ludowego poinformował, że Salah powróci do kraju w ciągu kilku dni, ale w obliczu trwającej walki o władzę i zbrojnych starć z wrogą prezydentowi federacją plemienną ryzyko dalszego wzmagania się zamętu pozostaje duże.
W szpitalu wojskowym w Rijadzie Salah przeszedł
pomyślnie operację usunięcia odłamków drewna z klatki piersiowej - poinformowali
w niedzielę przedstawiciele saudyjskiej służby zdrowia i jemeński dyplomata.
Zastrzegli oni sobie anonimowość, gdyż nie mieli zgody na ujawnienie tej
informacji.
Według nich, obrażenia prezydenta spowodowała
rebeliancka rakieta, która w piątek w czasie świątecznych modłów uderzyła w
meczet pałacu prezydenckiego. Salaha raniły odłamki drewnianej kazalnicy.
Jak oświadczył zastrzegający sobie anonimowość
przedstawiciel saudyjskiej służby zdrowia, Salah przybył do Arabii Saudyjskiej w
niedzielę około godz. 1 w nocy i od razu został zabrany do szpitala. Stan
prezydenta Saudyjczyk określił jako "niedobry", nie podając żadnych dalszych
szczegółów.
Plemienny sojusznik prezydenta, szejk Mohammed
Nagi al-Szajef oświadczył, że spotkał się z Salahem w sobotę wieczorem na
terenie jemeńskiego ministerstwa obrony. "Doznał poparzeń, ale nie były one
poważne. Miał oparzenia obu rąk, twarzy i głowy" - dodał al-Szajef. Według
niego, w momencie uderzenia rakiety w meczecie było około 200 ludzi.
"Ludzie niepokoją się tym, co nastąpi po
wyjeździe Salaha. Najbardziej niepokoi ich (ewentualny) przewrót wojskowy lub
walka o władzę w łonie armii" - powiedział agencji Reuters Faruk Abdel Salam z
portowego miasta Aden na południu Jemenu.
Coraz więcej jest obaw, że stojący na krawędzi
finansowego bankructwa Jemen, gdzie obecnie przebywa wielu bojowników Al-Kaidy,
może popaść w zupełny chaos, zagrażając nie tylko bogatemu w ropę okolicznemu
regionowi, lecz także bezpieczeństwu globalnemu.
Demonstrując radość z uważanego przez nich za
upadek dyktatora wyjazdu Salaha młodzi ludzie tańczyli i śpiewali w niedzielę na
placu w centrum Sany, ale z innych dzielnic stolicy wciąż dobiegały odgłosy
wystrzałów.
W ciągu ubiegłych dwóch tygodni w starciach sił
rządowych z członkami kierowanego przez Sadeka al-Ahmara klanu Haszed zginęło
ponad 200 ludzi, co czyni te walki najbardziej krwawymi od stycznia, kiedy
rozpoczęła się antyprezydencka rewolta.
Na razie nie wiadomo, jaki układ władzy
wytworzy się po wyjeździe Salaha. Najstarszy syn prezydenta Ahmed dowodzi
elitarną Gwardią Republikańską, a trzej z jego bratanków kontrolują agencje
bezpieczeństwa i wywiadu. Salah utracił jednak poparcie wpływowego generała
Alego Mohsena, który stanął po stronie demonstrantów i nazwał prezydenta
"szaleńcem".
Pełniący obecnie obowiązki głowy państwa
wiceprezydent Abd Rabu Mansur Hadi, uważany przez analityków za osobistość bez
większego znaczenia politycznego, spotkał się z dowódcami wojskowymi, w tym z
synami i bratankami Salaha, a także z ambasadorem USA.
Piątkowy atak na pałac prezydencki spowodował
śmierć siedmiu osób i stanowił wstrząs dla całego rządu. Poza Salahem, na
leczenie do Arabii Saudyjskiej udali się także ranieni premier, dwóch
wicepremierów i przewodniczący obu izb parlamentu.
Minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii
William Hague przyznał w niedzielę, że obawia się rozpadu Jemenu i politycznego
chaosu w tym państwie, co byłoby groźne dla międzynarodowego bezpieczeństwa.
"Kolejne brytyjskie rządy działały na rzecz
ustabilizowania Jemenu i mimo niepowodzeń nadal będą działać w tym samym
kierunku. Jemen może stać się większym zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa" -
zauważył szef MSZ w rozmowie z BBC.