Nie ma tam żadnych możliwości zakupu mocniejszych alkoholi (w tym normalnego w naszym mniemaniu piwa) w „normalnych” sklepach czy stacjach benzynowych. Są wydzielone sklepy (w Szwecji Systembolaget) i już! A tam np. wina są rzeczywiście przednie. I o dziwo tańsze niż w Polsce! O mocnych alkoholach można w tym aspekcie akurat raczej zapomnieć.
A co z jedzeniem? Nie do przebicia są owoce morza. Te można zamawiać prawie w ciemno w niemal każdej skandynawskiej restauracji. Także dziczyzna nie jest tam „od macochy”. My, stawiając pierwszy krok w Skandynawii, bezwarunkowo zamawiamy kanapkę z raczkami. Na lotnisku w Helsinkach też była pyszna.
Oprócz rzeczonych był w tle majonez i płatki jajka na twardo. Także daleki powiew koperku. W tej kanapce można się rzeczywiście zakochać. A co do niej w kieliszku? Na lotnisku poprosiliśmy o Sauvignon Blanc. Raczkom też było dobrze. Pozostaje tylko jedynie problem, w jakim języku porozumiewać się z „miejscowymi”. Fiński odpada, – bo hermetyczny. Po angielsku były szarpaniny. Miło, że pozostaje nam wszystkim do dyspozycji szwedzki – drugi oficjalny język w Finlandii.
