Podczas wizyty prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Waszyngtonie na stół podano wina kalifornijskiego producenta polskiego pochodzenia, Warrena Winiarskiego.
Niektóre gazety skomentowały to tak: symbol symbolem, ale lepiej było uhonorować gościa z Polski czymś przyzwoitym z Francji. Ale znawcy! Przecież wino Winiarskiego — Stag’s Leap Wine Cellars wygrało przełomowy dla win amerykańskich paryski konkurs w 1976 roku!
W tym właśnie roku odwiedziłem Dolinę Napa po raz pierwszy, starając się wyjaśnić, dlaczego — mimo znakomitych warunków klimatycznych — wina kalifornijskie były podówczas aż tak przeciętne. Czyżby powodem stały się ówczesne nawyki kulinarne Amerykanów: wybór piwa do hamburgera czy befsztyku z polędwicy? Nie miałem pojęcia, że to, co stało na sklepowych półkach, nie odzwierciedlało jeszcze podskórnych zmian. Trwająca od dekady cicha, winna rewolucja za moment miała obalić panujące negatywne opinie o „kalifornijskich kompotach”.
Skojarzenia
Zdecydował upór Roberta Mondaviego. Kiedy w 1962 r. zwiedzał francuskie winnice, potwierdził przekonanie, że wytwarzane w Europie wina są nie tylko produktem, ale dziełem sztuki, w którym liczy się styl, elegancja i harmonia. Wrócił przeświadczony, że połączenie amerykańskiej organizacji pracy i rozmachu z francuskimi tradycjami może odmienić Dolinę Napa.
Przypomniał też sobie opinie, osiadłego w Kalifornii znakomitego winiarza rosyjskiego pochodzenia, byłego białogwardzisty Andre Tchelischeffa, że każdy z podrejonów doliny ma odpowiednik we Francji. Południowy — gleba i chłodniejszy klimat przypomina Burgundię, środkowa część — Bordeaux, a region północny — dolinę Rodanu. No to dlaczego w tych regionach nie uprawiać rodzajów winorośli, które rosły w ich terytorialnych odpowiednikach za morzem? Prócz zmiany winogron wprowadzono też nowe technologie — w tym podpatrzone w najlepszych francuskich chČteaux leżakowanie wina w nowych, dębowych beczkach. Z roku na rok wina stawały się coraz lepsze. Nikt o tym jednak nie wiedział...
W szrankach
W przełamaniu kompleksu kopciuszka dopomógł łut szczęścia. Wybitny znawca i koneser win Steven Spurrier zorganizował w Paryżu — z udziałem najwybitniejszych i wyłącznie francuskich ekspertów — „ślepe” porównywanie najlepszych win francuskich i ich kalifornijskich odpowiedników. Wśród jurorów były takie autorytety, jak Pierre Bréjoux, podówczas główny inspektor Institut National des Appellations d’Origine, czy Christian Vanncque, sekretarz generalny Syndicat des Grands Crus Classés. We francuskiej drużynie narodowej win białych znalazły się zaś takie potęgi, jak Meursault-Charmes, Domaine Roulot ‘73, Beaune Clos des Mouches ‘73 z Drouhin, Betard-Montrachet ‘73, Ramonet-Prudhon; Puligny-Montrachet, Premier Cru Les Pucelles ‘72 z Domaine Leflaive. Czerwone wina reprezentowały m.in. ChČteau Mouton-Rothschild ‘70, ChČteau Haut-Brion ‘70, ChČteau Montrose ‘70 i ChČteau Léoville-Las-Cases ‘71. Żadna z butelek niczym nie zdradzała pochodzenia wina ani producenta.
Ku zgrozie Francuzów bezdyskusyjne pierwsze miejsce w winach czerwonych zajęło Stag’s Leap Wine Cellars ‘73 z Doliny Napa, wyprzedzając zdecydowanie ChČteau Mouton-Rothschild, ChČteau Haut-Brion i ChČteau Montrose. W pierwszej dziesiątce uplasowało się ponadto kilka innych win zza oceanu. Największy szok czekał jednak zebranych, gdy ujawniono werdykt, dotyczący win białych. Pierwsze cztery miejsca zajęły wyłącznie wina z Doliny Napa z ChČteau Montelena na czele!
Prasa francuska nabrała wody w usta i wyniki nigdy chyba nie ujrzałyby światła dziennego, gdyby testowania nie obserwował znający świetnie język francuski korespondent Time’a w Europie. Dopiero opublikowane w tym czasopiśmie sprawozdanie z degustacji wywołało trzęsienie ziemi w winnym świecie. Smaczku dodawały odnotowane podczas degustacji komentarze francuskich jurorów w stylu: „nareszcie coś francuskiego” w odniesieniu akurat do chardonnay z Doliny Napa czy „zupełny brak nosa — definitywna Kalifornia” w czasie próbowania Betard-Montrachet!
Sława za oceanem
Po tej sensacji nieuchronnie wzrastało zainteresowanie winami z Doliny Napa i samym regionem. Jednym z pierwszych, który postanowił wytwarzać wina w Kalifornii, był sam Baron Philippe de Rothschild. Pomysł był prosty: da swoje know-how, winogrona pochodzić będą z Doliny Napa, tam też przebiegać będzie winna produkcja. Utworzył z Robertem Mondavim spółkę — a ta zaowocowała — wypuszczonym po raz pierwszy na rynek w 1984 roku — kultowym dziś winem Opus One. Mało kto wie, że to legendarne wino miało początkowo mieć inną nazwę — Gemini, którą zmieniono, gdy ktoś zauważył, że tak się nazywa kalifornijskie stowarzyszenie homoseksualistów (wówczas na takie powinowactwo w konserwatywnej Ameryce zwracano uwagę).
Takie były początki oszałamiającego sukcesu kalifornijskich win. Najpierw szturmem zdobyły amerykańskie restauracje. Rok po roku rosła wiedza o winach u „przeciętnego Amerykanina”, zmieniła się też kultura picia. Kalifornijskie wyroby zyskały w końcu taką reputację, że — jak to mogłem ostatnio zaobserwować — i w sklepach, i restauracjach stały się droższe od najlepszych propozycji europejskich.
Pewnie na prosty i genialny pomysł pożenienia francuskich pomysłów z kalifornijskimi warunkami wpadłby w końcu ktoś inny. Ale to właśnie upór Roberta Mondaviego zdecydował, że nie musieliśmy na to czekać jeszcze z 10 czy 20 lat.