Marta Karpińska
WARSZAWA (Reuters) - Szybka prywatyzacja Rafinerii Gdańskiej stanęła pod znakiem zapytania po środowej rezygnacji zarządu Nafty Polskiej SA, która jest odpowiedzialna za sprzedaż 75-procentowego pakietu akcji tej spółki.
W środę wieczorem pełniący funkcję prezesa Nafty Polskiej Michał Frąckowiak oraz dwóch pozostałych członków zarządu złożyło rezygnację ze stanowisk, jako powód podając rozbieżności na temat prywatyzacji sektora naftowego, jakie powstały pomiędzy zarządem Nafty a resortem skarbu.
Nafta Polska prowadzi obecnie równoległe rozmowy z węgierskim MOL-em i konsorcjum brytyjskiej grupy Rotch Energy w sprawie sprzedaży 75 procent Rafinerii Gdańskiej. Wkrótce ma zapaść decyzja o wyborze inwestora.
"Ten konflikt stawia prywatyzację Gdańskiej w bardzo trudnym położeniu, gdy jej właściciel i odpowiedzialna za sprzedaż agencja nie mogą się porozumieć" - powiedział Paweł Borys, analityk z funduszu inwestycyjnego DWS Polska.
"Również czas nie jest zbyt dobry, gdyż program inwestycyjny samej Rafinerii jest w dużym stopniu uzależniony od pozyskania inwestora" - dodał.
Nieoficjalnie źródła zbliżone do transakcji twierdzą, że agencja skłaniała się do zarekomendowania oferty konsorcjum Rotch, podczas gdy ministerstwu bardziej podoba się pomysł nawiązania długoterminowej współpracy z MOL-em.
Oferty obu firm są objęte tajemnicą przetargową, rynek szacuje, że jest przetarg wart jest 200 milionów dolarów.
Przedstawiciele resortu zaprzeczyli, by rezygnacja zarządu Nafty Polskiej mogłaby przeszkodzić w sprzedaży pakietu Gdańskiej. Nowy zarząd ma zostać wybrany w przyszłą środę podczas posiedzenia rady nadzorczej.
"Z perspektywy ministerstwa skarbu niejako lepiej się stało, że zarząd Nafty, który odmawiał współpracy z resortem zrezygnował" - powiedziała rzecznik resortu Beata Jarosz.
Jarosz powiedziała, że jednym z powodów konfliktu z Naftą był fakt, że zarząd Nafty nie zgodził się rekomendować uruchomienia sprzedaży trzeciej transzy akcji PKN. Prawie 18-procentowy pakiet akcji ministerstwo planuje sprzedać do końca tego roku.
POZOSTAWIONA SAMEJ SOBIE
Rafineria Gdańska, której roczne moce przerobowe wyniosły w tamtym roku 4,24 miliony ton ropy, potrzebuje dokapitalizowania by móc efektywnie konkurować z PKN Orlen.
"Obawiamy się, że nieporozumienia pomiędzy Naftą Polską a Ministerstwem Skarbu Państwa mogą odbić się niekorzystnie na procesie prywatyzacji oraz naszych planach rozwoju" - powiedział Wojciech Żurawik.
Przedstawiciele Gdańskiej uważają, że potrzebują inwestora, który pomógłby im sfinansować pięcioletni program inwestycyjny opiewający na około miliarda dolarów. Pieniądze te mają zostać przeznaczone między innymi na zwiększenie o 50 procent mocy produkcyjnych do sześciu milionów ton rocznie.
W ciągu siedmiu lat spółka będzie potrzebowała także około 600 milionów złotych by rozbudować sieć stacji benzynowych, która obecnie liczy 270 stacji własnych i patronackich. Sieć PKN-u liczy obecnie 2.100 stacji.
KWESTIA PKN-u
O pakiet 75 procent Rafinerii Gdańskiej chciał się ubiegać również PKN Orlen. Uczestnicy rynku spekulują, że konflikt pomiędzy Naftą przybrał na sile, po tym jak PKN zintensyfikował nieformalny lobbying w staraniach o dopuszczenie do przetargu na Gdańską.
Resort skarbu sygnalizował, że PKN, który nie został dopuszczony do obecnie trwającego przetargu, mógłby być brany pod uwagę, jeżeli żadna z obecnie złożonych ofert nie zostanie wybrana.
"Wydaje się, że ministerstwo poważnie rozważa możliwość ewentualnego unieważnienie przetargu, lub sprzedaży Gdańskiej MOL-owi, więc w przyszłości rysuje się perspektywa powiązań kapitałowych pomiędzy Gdańską i PKN" - powiedziała osoba zbliżona do negocjacji.
PKN Orlen deklarowali chęć nawiązania współpracy z MOL i austriackim OMV, który jest udziałowcem MOL-a.
Zdaniem analityków plany sprzedaży 18-procentowego pakietu akcji PKN, który zdaniem resortu skarbu państwa mógłby być sprzedany inwestorowi branżowemu, przybliżają perspektywę regionalnego sojuszu rafinerii.
((Reuters Serwis Polski, tel +48 22 653 97 00, fax +48 22 653 97 80, [email protected]))