Robopies artysta. Jak Agnieszka Pilat nauczyła Basię tkać

Ewa Tyszko
opublikowano: 2025-10-31 14:19

Agnieszka Pilat, artystka, która portretowała maszyny dla Google’a i Tesli, dziś powraca do rodzinnej Łodzi z projektem, jakiego jeszcze nie było. W Centralnym Muzeum Włókiennictwa czworonożny robot Basia z Boston Dynamics tka gobelin – pierwszą w Europie instalację stworzoną przez człowieka i maszynę. To spotkanie sztuki, tradycji i sztucznej inteligencji, w którym emocje przeplatają się z algorytmami.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Trwa największe i najstarsze wydarzenie poświęcone sztuce tkaniny współczesnej. Międzynarodowe Triennale Tkaniny powstało z inicjatywy Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi i od 1975 r. gromadzi twórców z całego świata. Hasłem przewodnim tegorocznej, 18. edycji jest Dekonstrukcja/Rekonstrukcja, a szczególną atrakcją Basia – czworonożny robot Spot Boston Dynamics, który współpracuje z artystką Agnieszką Pilat w projekcie Tkająca Inteligencja.

Ta tekstylna instalacja łączy tradycję i automatyzację. Pomysł nawiązuje do pierwowzoru pamięci komputerowej, czyli krosna żakardowego. Jest też pretekstem do zadawania pytań o rolę maszyn – czy wciąż, jak nasi przodkowie w XIX w., boimy się, że technologia zabierze nam pracę.

Akceptacja niepowodzeń

Agnieszka Pilat dostała się na ilustratorstwo w San Francisco w 2005 r. Utrzymywała się wówczas z dorywczych prac. Wtedy nie wyobrażała sobie, że będzie pracowała z robotami i wspólnie z nimi robiła artystyczne instalacje.

– Steve Jobs mawiał, że jak się spojrzy wstecz, to wydaje się, że wszystkie kropki idealnie się poukładały. To jednak złudzenie. Sukces to połączenie przypadku, szczęścia, pracy. Miałam dużo szczęścia, że poznałam ludzi, którzy mi pomogli albo radą, albo finansowo, albo znajomościami, bo bardzo ważne w mojej drodze było budowanie sieci kontaktów. Wydaje mi się, że główna różnica między Polską, a może i Europą, a Stanami Zjednoczonymi to akceptacja porażki. Tam to, że biznes może się nie udać, nie wiąże się z presją czy wstydem, porażka jest postrzegana jako naturalna kolej rzeczy. Musiałam się nauczyć tego sposobu myślenia, bo z naszej kultury wyniosłam strach przed wielkimi planami, które niosą ryzyko upadku. Dziś uważam, że amerykańska kultura tolerancji dla niepowodzeń jest bardzo ważną częścią mojego sukcesu, bo się nie bałam upokorzenia, nie bałam się prosić o pomoc – mówi Agnieszka Pilat.

Gdy Paul Stein, przypadkowo spotkany deweloper z Doliny Krzemowej, zaproponował, żeby coś dla niego namalowała, zdecydowała się na portret maszyny. To był strzał w dziesiątkę. Z kolei znajomość z technologiem Ianem Wrightem, który zaprosił ją na rezydencję artystyczną Tesli, dała jej dostęp do najnowszych modeli samochodów elektrycznych – jej zadanie polegało na przygotowaniu ich portretów.

Niedoskonałość zaletą

– Dzieciństwo spędziłam w Łodzi, w której krwiobiegu tętnią maszyny fabryczne. Patrzę na nie jak na przodków robotów, które są teraz moimi współpracownikami – wyznaje artystka.

Nie traktuje robotów jak narzędzi. Jej zdaniem ludzie nie zdają sobie sprawy, jak doskonałymi, precyzyjnymi maszynami są ich ciała, jak skomplikowane ruchy potrafimy wykonywać, zupełnie się nad nimi nie zastanawiając.

– Kiedy zaczynałam pracę z Basią, pierwszym zadaniem miało być narysowanie słońca – okazało się, że duże koło jest dla niej za trudne. Bardzo trudna okazała się też do narysowania pozioma linia, choć z pionową robot dawał sobie radę. My robimy to odruchowo, dla robota to skomplikowane obliczenia. To się nazywa paradoksem Moraveca – co łatwe dla robotów, jest trudne dla ludzi, co trudne dla ludzi, jest łatwe dla robotów – wyjaśnia Agnieszka Pilat.

Za zaletę prac wspólnie tworzonych uważa to, że nie są doskonałe.

– W sztuce ważne są emocje. Jeżeli robot robi wszystko idealnie, to publiczność nie nawiązuje emocjonalnego związku z pracą. Jeżeli robot ma trudności, ludzie zaczynają reagować – albo kibicują, żeby mu się udało, albo cieszą się, że człowiek jest lepszy od maszyny. Dla mnie jako artystki nie jest ciekawe używanie maszyny do idealnego odtwarzania wzoru, tylko zbliżenie natury tego robota do natury człowieka, pokazanie, że się uczy, popełnia błędy. Tym, co jest najbardziej wartościowe w ludzkiej twórczości, nie jest perfekcja, lecz oryginalność – uważa Agnieszka Pilat.

Basia nauczycielką

Działania z tak zaawansowanym użyciem technologii rodzą pytania, kto jest autorem pracy – człowiek czy maszyna. Artystka przywołuje przykład dzieci.

– Jeśli przedszkolak dostaje obrazek do pokolorowania, to kto jest autorem – firma, która go wyprodukowała, nauczyciel, który mówi, jak to zrobić, czy dziecko, które po swojemu stawia kreski, wybiera kolejność kolorowania, czasem wyjdzie poza linię. A w dawnych łódzkich fabrykach – autor wzoru czy robotnik, który go wykonywał. Tak samo jest z Basią – ona nie jest narzędziem, tylko moją partnerką. Zadany kod powstał na podstawie alfabetu, który stworzyłam, ale jak ona go zrealizuje, dla mnie też jest niespodzianką – twierdzi artystka.

Przyznaje, że od robota dużo się nauczyła.

– Tego, że nie wszystko musi być doskonałe, docenianie ludzkiego potencjału i naszych rąk. Basia uczy mnie przede wszystkim, że samemu bardzo trudno cokolwiek osiągnąć, nauczyła mnie pracy w zespole, znajdywania zdolnych ludzi, przekonywania ich, żeby dla mnie pracowali – wylicza Agnieszka Pilat.

Człowiek i robot przy jednym warsztacie

Osobnym tematem była konieczność nauczenia się prowadzenia biznesu.

– Mam swoje studio, współpracuję z wieloma ludźmi, m.in. mam asystenta, który wspomaga mnie przy organizacji wystaw. Tu, w Łodzi, musiał przygotować technicznie ekipę muzeum, nauczyć obsługi robota i ekspozycji. Nad tym projektem pracowało trzech inżynierów i dwóch współpracowników, którzy szukali rozwiązań potencjalnych problemów współpracy robota z tkaniną i nicią – wskazuje artystka.

Fundusze na działalność pozyskuje z grantów, ze sprzedaży prywatnym kolekcjonerom prac tworzonych wspólnie z Basią i ze współpracy z instytucjami. Wystawy w muzeach uważa za najważniejszy element pracy artystycznej.

– Budżet takiego projektu jak łódzki to około 60 tys. dolarów, automatyczny robot wyposażony w ramię jest wart około 200 tys. dolarów, do tego dochodzi pokrycie kosztów transportu, ubezpieczenia – wymienia Agnieszka Pilat.

Wspólnie tworzone prace zyskują konkretną wartość. W 2021 r. obraz namalowany przez jednego z wyszkolonych przez nią robotów został sprzedany na aukcji za ponad 30 tys. dolarów. Rok później kolejna praca stworzona przez Spota została sprzedana za 40 tys. dolarów na aukcji charytatywnej. Pieniądze przeznaczono na pomoc Ukrainie.

Splot emocji i algorytmów

– Kiedyś sztuka – obraz, tkanina – powstawała z myślą o tworzeniu więzi, emocji między odbiorcą i dziełem. Dziś 99 proc. odbiorców ogląda dzieła na ekranie telefonu o rozmiarze 3 na 3 cm, co bardzo wpływa na ich odbiór. Przybywa twórców, ale mało kto ma dostęp do technologii i pieniędzy, jakie ma mój zespół wraz z Basią. Wytrwałość, odporność na ryzyko, gotowość do budowania sieci wsparcia to warunki powodzenia. Kiedyś bardzo aktywnie korzystałam z mediów społecznościowych. Chcąc mieć jak najwięcej obserwujących, malowałam w obecności kamery, proces twórczy był nagrywany powoli, potem obraz był przyspieszany, widać było powstawanie pracy od zera do skończenia, powiedzmy w minutę. Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że proces się stał ważniejszy od obrazu, a to zabrało mi radość tworzenia. Zamiast o malowaniu, myślałam, że trzeba to robić szybko, unikając błędów, żeby potem nie tracić czasu na montażu. To była technologiczna pułapka – opowiada artystka.

Przyznaje, że tęskni za malowaniem. Teraz tworzy serię obrazów nawiązujących do podobieństw między religią i technologią.

– Ludzie zawsze potrzebowali wiary, również dziś, dla wielu z nas rolę religii zajął kult technologii, która obiecuje wolność. Nawet gdy mówimy o danych w chmurze, myślimy o czymś, do czego trzeba wznieść oczy ku górze – a to religijny gest – uważa artystka.

Sztuka i automatyka na jednej nici

Centralne Muzeum Włókiennictwa mieści się w dawnej fabryce Ludwika Geyera. Tworzenie tu instalacji opartej na najnowszej technologii to dla autorki ważne nawiązanie do historii i roli pracy kobiet.

– Basia nosi imię mojej mamy, to kolejne emocjonalne połączenie sztuki i technologii. Pomyślałam też, że robot-kobieta będzie miał większe szanse na wsparcie. Często mówi się, że Łódź to miasto-fabryka, a ja widzę połączenie Łódź-miasto-fabryka-kobieta. Przecież we włókiennictwie pracowały głównie kobiety – ta myśl mnie zainspirowała przy kolejnym projekcie. W przyszłym roku w Stanach Zjednoczonych będę przygotowywała instalację w Kennedy Center w Waszyngtonie w związku z 250. rocznicą podpisania Deklaracji Niepodległości. Mam pomysł, by podkreślić w niej wagę niewidzialnej kobiecej pracy zajmującej bardzo dużo czasu, dzięki której cywilizacja jednak funkcjonuje – podsumowuje Agnieszka Pilat.