Roboty nadciągają na rynek pracy

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2016-09-29 22:00

W obliczu technologicznej rewolucji, która zepchnie na margines rzeszę ludzi, trzeba pomyśleć o minimalnym dochodzie.

To już nie czysta futurologia, lecz pomysł pilotażowo testowany w wielu krajach świata, od Indii przez Finlandię po Kanadę. W Polsce, gdzie program 500+ od początku budzi kontrowersje, wdrożenie tej koncepcji wydaje się jednak problematyczne. Chodzi o dochód minimalny, czyli świadczenie wypłacane najbiedniejszym obywatelom, bezrobotnym, wykluczonym, niemogącym znaleźć pracy lub „niezatrudnialnym” ze względu na niskie kwalifikacje czy w ogóle brak pracy dla nich.

— Takich osób będzie przybywało, bo pracowników będą wypychać z rynku roboty. Rozwój technologii doprowadzi do tego, że spora część ludzi nie będzie mogła utrzymać się w pracy. Nie będzie jej w restauracjach czy dla taksówkarzy. Na rynku zostaną tylko najlepiej wykwalifikowani pracownicy. Rozwiązaniem związanych z tym problemów jest dochód minimalny — politycznie kontrowersyjny, ale nie możemy od niego uciec — uważa Martin Ford, futurolog, autor książek o przyszłości rynku pracy. Tak też zatytułowany był panel, którego był uczestnikiem: „Przyszłość pracy. Realia, marzenia, mrzonki”.

Nieopłacana praca

— Wiek XX był wiekiem technologii informatycznych, a XXI będzie erą biotechnologii. Będziemy świadkami ogromnych zman. Nie da się uciec od tego, że nadchodzą roboty — stwierdził Ade McCormack, doradca ds. strategii cyfrowych. Guy Standing, profesor z Uniwersytetu Londyńskiego, zgodził się z tą tezą. Minimalne uposażenie staje się koniecznością, leży w interesie całego społeczeństwa, pracodawców i gospodarki.

— Musimy pomyśleć o nowym systemie redystrybucji dochodu. Stoimy przed potężnym kryzysem,wynikającym ze zmian technologicznych, zmiany modelu pracy, braku pracy. Ludzie tracą poczucie bezpieczeństwa, trafiają na margines. Nie ma w tym ich winy ami z winy biznesu. Tak zmienia się rzeczywistość. Coraz więcej przedsiębiorców zaczyna zdawać sobie sprawę, że jeśli nie rozwiążemy tego kryzusu, wzrost gospodarczy będzie ograniczony i zaczniemy dryfować w stronę faszyzmu, populizmu — stwierdził Guy Standing.

Jego zdaniem, musimy zmienić model pracy, bo obecny coraz mniej przystaje do rzeczywistości. — Żyjemy w czasach absurdu. Kiedy zatrudniam gosposię, rozwijam rynek pracy i dokładam się do wzrostu PKB. Gdybym ją poślubił, bezrobocie wzrośnie i zmniejszy się dynamika PKB. Są ogromne obszary pracy nieopłacanej, głównie wykonywanej przez kobiety, która nie jest zauważana przez statystyki i polityków — powiedział Guy Standing. Podał kolejny przykład aktywności niepostrzeganej jako praca: wysiłki podejmowane w związku z szukaniem zatrudnienia, czyli wypełnianie setek formularzy, aplikacji, stanie w kolejce i przebijanie się przez struktury administracji czy pionów HR.

— Jest spory odsetek ludzi, którzy nie biorą udziału w zmianach technologicznych, nie są wobec nich w kontrze, ale z różnych względów stoją z boku lub są pomijani, ponosząc przy tym bardzo wysokie koszty zmian. Potrzebne są mechanizmy kompensacyjne wbudowane w strukturę społeczną, musimy tym ludziom podać rękę, żeby pomóc im dostosować się do nowej rzeczywistości — stwierdził Guy Standing.

Lepsza wędka

Michel Khalf, prezes MetLife EMEA, miał wątpliwości, czy koncepcja dochodu bezwarunkowego to najlepszy sposób na poprawę jakości życia ludzi. — Uważam, że lepiej zaoferować im narzędzia ułatwiające powrót na rynek pracy, poprzez dostęp do kredytów, wiedzy. Jest pytanie, jak najlepiej wykorzystać dostępne zasoby — powiedział szef MetLife’a.

Michał Boni, europoseł, zgodził się natomiast z ideą minimalnego dochodu, ale stwierdził, że model dystrybucji funduszy musi być tak skonstruowany, żeby nie działać demotywująco i nie pozbawiać ambicji szukania lepszej pracy. Martin Ford wyjaśnił, że jest wiele sposobów na zmotywowanie ludzi. Dochód podstawowy ma zapewnić podstawowe bezpieczeństwo ekonomiczne, ale nie zabijać chęci robienia czegoś pożytecznego, inspirującego.

— Ważne, żeby człowiek, który pracuje, dostawał więcej niż ktoś, kto gra w gry komputerowe i jest na zasiłku — podkreślił amerykański futurolog. — Duża część ludzi będzie miała lepszy standard życia, ale to nie rozwiązuje istoty problemu. Edukacja, wspieranie przedsiębiorczości, inkluzji finansowej — to narzędzia, które mogą pomóc ludziom — nie poddawał się Michel Khalf. W sukurs Martinowi Fordowi przyszedł Guy Standing. — Jest bardzo dużo „niewynagradzanej” pracy. Ludzie są artystami i nie mogą się utrzymać.

Dzięki dochodowi podstawowemu będą mogli rozwijać talent — stwierdził profesor. Pytanie, co zrobić z czasem niepracujących, jak zadbać o poczucie wartości? — W projekt muszą zostać wbudowe motywatory zachęcające do aktywności. Nie chodzi tu o szukanie pracy. Jeśli ktoś będzie pracował społecznie, angażował się w wolontariat, należy płacić mu więcej, podobnie jak komuś, kto zostanie w szkole, żeby się uczyć — powiedział Martin Ford.

Zadanie dla Polski

Guy Standing nawiązał do praktyki. Doświadczenia z Indii, związane z testowaniem minimalnego dochodu, wskazują, że dzięki niemu wzrosła produktywność, poprawiła się sytuacja na rynku pracy oraz stan zdrowia społeczeństwa.

— Nie widzę żadnego powodu, żeby taki kraj jak Polska nie mógł rozpocząć podobnego pilotażu w najbiedniejszych regionach. Nie widzę też powodów, by biznes się do tego nie dołożył — stwierdził wykładowca Uniwersytetu Londyńskiego. [ET] © Ⓟ