W poniedziałkowy poranek doszło wpierw do nieznacznego wzrostu cen ropy, o około 0,7 proc. na baryłce, a następnie spadku. Nad ranem polskiego czasu kontrakty terminowe na ropę globalnego benchmarku Brent z opcją dostawy w czerwcu zniżkowały o 0,3 proc. kształtując swoją wycenę na pułapie około 90,16 USD za baryłkę. Z kolei majowe futures na amerykańską odmianę WTI traciły 0,5 proc. schodząc w okolice 85,22 USD/b.
Zdaniem ekspertów, obecne ceny surowca obejmują już od dłuższego czasu premię w skali 5 do 10 USD związaną z ryzykiem dotyczącym sytuacji na Bliskim Wschodzie. Zawarta została ona po październikowym ataku Hezbollahu na Izrael i podtrzymywana jest „dzięki” wojnie w Strefie Gazy i atakom rebeliantów Huti na transporty płynące szlakiem przez Morze Czerwone.
To czynniki ograniczające podaż. Analitycy podkreślają, że irańska produkcja ropy naftowej wzrosła w ciągu ostatnich dwóch lat o ponad 20 proc. do 3,4 mln baryłek dziennie, co stanowi około 3,3 proc. światowych dostaw. Jeśli więc rynek miałby wycenić większe prawdopodobieństwo ograniczenia dostaw z tego kraju, mogłoby to przyczynić się do wyższej premii za ryzyko geopolityczne.
Sytuacja jest płynna i jeśli Izrael zasygnalizuje, że nie podejmie działań odwetowych, napięcia na rynku zmniejszą się – ocenił Arne Lohmann Rasmussen, szef działu badań w A/S Global Risk Management.