Przez ostatnie lata inflacja była nudnym tematem, zauważa Kamil Sobolewski, główny strateg i zarządzający Skarbca TFI, który wziął udział w dyskusji panelowej na XIII Kongresie Inwestycyjnym DI Xelion. Choć Polska przeszła od wyraźnej deflacji z lat 2014-16 do podwyższonej presji inflacyjnej, to dla notowań aktywów na globalnych rynkach ważniejsza jest inflacja w USA. Wahania dynamiki cen za oceanem były już wyraźnie mniejsze, a przede wszystkim stabilnie zachowywały się oczekiwania inflacyjne inwestorów. Tak się działo jednak tylko do momentu wybuchu pandemii COVID-19. Krachowi na światowych rynkach towarzyszyło załamanie się oczekiwań inflacyjnych, wynika z porównania notowań obligacji indeksowanych do inflacji i konwencjonalnych.
Inflacja jeszcze nie teraz
Jednak zdecydowane interwencje banków centralnych oraz odbicie cen aktywów doprowadziły do powrotu oczekiwań inflacyjnych inwestorów do wcześniej notowanych pułapów. Choć ogromna skala programów stymulacji fiskalnej i monetarnej obudziła głosy ostrzegające przed wybuchem inflacji, to zdaniem Olafa Pietrzaka z Esaliens TFI takiego scenariusza nie trzeba się obawiać.
— W kryzysie finansowym dodruk pieniądza pomógł jedynie bankom reperować swoje bilanse. W realnej gospodarce podwyższona inflacja nie wystąpiła — argumentuje Olaf Pietrzak, dyrektor inwestycyjny w Esaliens TFI.
Zdaniem Bogusława Stefaniaka, odpowiedzialnego za rynki obligacji w Ipopema TFI, presja na wzrost cen przejawia się obecnie głównie w postaci inflacji cen aktywów. Tymczasem według Kamila Sobolewskiego grozić może wzrost inflacji także w realnej gospodarce, a niebezpieczna jest zwłaszcza inflacja kosztowa. Problem w tym, że to czynnik ryzyka, o którym trzeba myśleć nie w tym momencie, ale raczej w dłuższej perspektywie, przyznaje specjalista.
— Dodatkowo, gdyby działania banków centralnych podkopałyzaufanie do pieniądza, to wzrost inflacji może mieć charakter szokowy — zaznacza strateg Skarbca TFI.
Perspektywy inflacji nie powinny być jedynym czynnikiem, wokół którego należy budować portfel aktywów, ocenia Kamil Sobolewski. Jego zdaniem można wręcz zaryzykować tezę, że portfel nastawiony na ochronę przed inflacją nie musi się wiele różnić od portfela na inne czasy. Ogólnie eksperci zgadzają się, że najlepszym remedium na ryzyko inflacji jest dywersyfikacja.
Dywersyfikacja i płynność
Portfel zabezpieczający przed inflacją należy oprzeć na akcjach i nieruchomościach, w tym gruntach, ocenia Bogusław Stefaniak. Rentowność czynszów najmu jest obecnie już kilkakrotnie wyższa niż w przypadku lokat, choć ceną za to jest trudność szybkiego zamknięcia takiej inwestycji, przypomina specjalista. Z jednej strony zaburzenia związane z epidemią COVID-19 mogą ograniczać popyt na nieruchomości, z drugiej Polska powinna gonić kraje zachodnie pod względem standardów mieszkaniowych.
— Zanim zainwestujemy w nieruchomości, warto upewnićsię, że zdobyliśmy odpowiednie rozeznanie w rynku — dodaje specjalista z Ipopema TFI.
Tymczasem wśród obligacji ochronę przed presją na wzrost cen w gospodarce oferują tylko niektóre ich typy. Problem w tym, że w Polsce obligacje inflacyjne są słabo dostępne, a przy obecnych rentownościach na rynkach papierów dłużnych ta klasa aktywów nie rokuje w długim terminie szans na zyski przekraczające inflację. Tymczasem Jarosław Niedzielewski z Investors TFI w poszukiwaniu najlepszych aktywów na czasy podwyższonej inflacji radzi cofnąć się do lat 70. i pierwszej dekady XXI wieku.
— W obu tych przypadkach przyspieszeniu inflacji towarzyszył silny wzrost cen złota — zaznacza szef departamentu inwestycji w Investors TFI.
Specjalista przypomina, że portfel złożony z samego złota nie byłby racjonalnym rozwiązaniem, więc zaleca wkomponowanie pozycji na kruszcu w bardziej zdywersyfikowany portfel aktywów. Na przykład mógłby się on składać w 40 proc. z akcji (cały przekrój rynków pod względem sektorowym i geograficznym).30-procentową wagę mogłyby w nim uzyskać obligacje zmiennokuponowe (np. korporacyjne oraz indeksowane do inflacji), a pozostałe 30 proc. można byłoby przeznaczyć na surowce.
— Część surowcową ulokowałbym głównie w złocie oraz w metalach przemysłowych, takich jak miedź, aluminium czy nikiel. Notowania wszystkich z nich wyszły już w skali tego roku na plus — przekonuje Jarosław Niedzielewski.
— Na wypadek wzrostu inflacji trzymajmy się płynnych aktywów, czyli takich, które można sprzedać w rozsądnym czasie. Wśród funduszy najlepiej wybierać te, których zarządzający mają dużą swobodę w odniesieniu do benchmarków, a to dlatego, że daje im to możliwość dostosowania się do dynamicznych zmian w warunkach rynkowych. Warto też trzymać zaskórniak, nawet w formie symbolicznie oprocentowanego depozytu co najmniej w kwocie miesięcznego wynagrodzenia, żeby przy inwestowaniu nie martwić się o ryzyko utraty pracy — podsumowuje Bogusław Stefaniak z Ipopema TFI.