Roztrwanianie budżetu niejedno ma imię

Janusz Lewandowski
opublikowano: 2006-09-15 00:00

Niniejszym zgłaszam zastrzeżenia do uświęconej tezy, że wolne społeczeństwa nie wchodzą w pułapkę nierozwiązywalnych problemów.

Unia Europejska zapętla się w swym pragnieniu różnorodności i zarazem równości. Tak zwany multiliquism jest droższy niż wieża Babel. Dzienne wypłaty dla tłumaczy parlamentarnych sesji plenarnych w Strasburgu sięgają 9 tys. euro. Przez cały dzień w słuchawkach leci język maltański, nawet wtedy gdy żadnego z sześciu eurodeputowanych Malty nie ma w sali! Po rozszerzeniu Unii Europejskiej trzeba przetłumaczyć rocznie 2,4 mln stron rozmaitych materiałów, co kosztuje 500 mln euro. Pod tym względem Malta z 400 tysiącami mieszkańców ma takie same prawa jak 80-milionowe Niemcy. Irlandia odgrzebała swój starożytny język, którym na co dzień posługuje się zaledwie 2 proc. mieszkańców Zielonej Wyspy. Unijny budżet pęka, ale zdrowy rozsądek gubi się pośród roszczeń Katalonii, Korsyki czy kraju Basków.

Z kolei na krajowym podwórku nie maleje społeczne poparcie dla koalicji, która prowadzi kraj w pułapkę publicznego zadłużenia. Skoro w budżecie 2007 rosną koszty socjalne, a nawet koszty administracji, to znaczy, że znowu zabraknie na edukację, infrastrukturę drogową, a dług publiczny w przeliczeniu na głowę mieszkańca Polski sięgnie 12 tys. złotych. Mi- mo to przeważa poczucie ulgi, bo przecież mogło być jeszcze gorzej! Zaniżenie oczekiwań jest patentem na tolerowanie nadużyć wolności demokracji.