W czwartek rano rentowność polskich obligacji skarbowych wyraźnie przekraczała 8 proc. – w przypadku 2-latek było to 8,13 proc., dla 5-latek 8,32 proc., a dla 10-latek 8,19 proc. Tak wysoko rentowności (a tym samym tak nisko ceny) nie były od 20 lat. Podobnie było w Czechach czy na Węgrzech.
– Pod presją jest cały region, bo inwestorzy kontestują twierdzenia władz lokalnych banków centralnych. Czesi i Węgrzy ogłosili koniec podwyżek stóp procentowych, NBP stwierdził, że to prawie koniec i ma ten sam problem. To większy ruch na rynkach papierów skarbowych gospodarek wschodzących powiązany z oczekiwaniami podwyżek stóp w USA – mówi Piotr Popławski, analityk ING Banku Śląskiego.
Ekspert uważa, że to absurdalnie wysokie poziomy, które nie odzwierciedlają fundamentów.
– Poprzednim razem, gdy rentowność była na zbliżonym poziomie, prognozowaliśmy docelową stopę procentową na 8,5 proc. Teraz spodziewamy się 7,75 proc. Obecne poziomy rentowności mają się nijak do tego, co RPP sugeruje, że w najbliższym czasie zrobi, a także do ścieżki inflacji, która w przyszłym roku będzie bardzo szybko spadać – mówi Piotr Popławski.

– Wydaje się, że rynek wycenił 100 pkt baz. podwyżki w perspektywie najbliższych dwóch kwartałów. Ryzyko, że RPP będzie musiała gwałtownie podnieść stopy istnieje, ale nie jest to przesądzone. W ruchach RPP widać raczej umiarkowanie. A czasu na te podwyżki jest niedużo – do przewidywanego szczytu inflacji w lutym są cztery posiedzenia rady. Spodziewam się, że rentowność 2-letnich obligacji na koniec roku wyniesie 7 proc., a 10-letnich 7,5 proc. – mówi Mirosław Budzicki, analityk PKO BP.
Jako absurd wskazuje on także fakt, że rynek wycenia stopy procentowe powyżej 7 proc. w dowolnie długim okresie.
– Można dyskutować, czy stopy nie będą powyżej 8 proc. w najbliższych kwartałach, ale trudno zakładać, że za 10 lat nadal będą powyżej 7 proc. – mówi Mirosław Budzicki.
Wygląda na to, że rynki uznają także bankructwo Polski za bardziej prawdopodobne.
– Bardzo mocno wzrosły asset swap spready na obligacjach – w okolicach 70 pkt baz., czyli 50 pkt baz. wyżej niż zazwyczaj. Tymczasem ryzyko kredytowe Polski nie uległo szczególnej zmianie – mówi Mirosław Budzicki.
Inflacja w USA nie pomogła
Pozytywnego impulsu dla rynków nie przyniosły czwartkowe dane o amerykańskiej inflacji, która wyniosła 8,2 proc. we wrześniu, czyli 0,1 pkt proc.. powyżej oczekiwań, ale zarazem mniej niż w sierpniu, gdy wyniosła 8,3 proc.
– Inflacja jest wyższa od oczekiwań o 0,1 pkt proc., co w dzisiejszych czasach jest bardzo delikatnym odchyleniem. Tymczasem rentowności obligacji amerykańskich skoczyły o 18 pkt baz. – 2-letnie są w okolicach 4,5 proc., a 10-letnie sięgają 4 proc. Tak duża zmiana jest zaskakująca – uważa Mirosław Budzicki.
To sprawiło, że spadki z rekordowych poziomów w Polsce wyhamowały.
– Rentowności na świecie poszły za amerykańskimi – dominowały raczej zwyżki. W Polsce spadki wynosiły około 30 pkt baz. w pierwszej części dnia, a po publikacji danych ten spadek wynosił już tylko 15 pkt baz. – mówi Mirosław Budzicki.
Zwraca on jednak uwagę, że choć w USA podwyżki stóp zaczęły się później, to wcale ich zakończenie nie jest tak odległe.
– W USA oczekuje się docelowej stopy procentowej na poziomie 4,5 proc. To dość dużo. Rynek wycenia jeszcze dwie podwyżki łącznie o 100 pkt baz. na najbliższych posiedzeniach, ale potem może rozpocząć się dyskusja, czy Fed jest już blisko poziomu docelowego, tak jak w Polsce. A czwartkowe dane o CPI nie wpisują się w jastrzębią narrację – uważa Mirosław Budzicki.
Podwyższona zmienność
O cenach polskich obligacji decydują przede wszystkim inwestorzy zagraniczni.
– Rynkiem krajowy ponownie rządzi zagranica, bo rodzime banki zapchały się obligacjami, a poza tym miały odpływ depozytów w kierunku obligacji detalicznych. Ponieważ jesteśmy w okresie niższej płynności na rynku, to takie ruchy rentowności po 30 pkt baz. po prostu się zdarzają. Dopóki rynki bazowe nie zmienią kierunku w drugą stronę, to będziemy mieć albo stabilizację na bardzo wysokim poziomie, albo kontynuację zwyżki – przewiduje Piotr Popławski.
Z płynnością jest nie najlepiej także na rynkach zagranicznych.
– Coraz więcej instytucji mówi o tym, że spada płynność obrotu. To jest problem związany z redukcją bilansów przez banki centralne – wskazuje Mirosław Budzicki.
Ponieważ jesteśmy w okresie niższej płynności na rynku, to takie ruchy rentowności po 30 pkt baz. po prostu się zdarzają. Dopóki rynki bazowe nie zmienią kierunku w drugą stronę, to będziemy mieć albo stabilizację na bardzo wysokim poziomie, albo kontynuację zwyżki
Od piątku do środy rentowności w Polsce wzrosły o ponad 100 pkt baz. To olbrzymie zmiany jak na zaledwie trzy dni.
– Obrywamy jako mniej płynny rynek, ale spadek rentowności z takiej górki też może być gwałtowny – mówi Piotr Popławski.
– Być może ktoś zamykał dużą pozycję, co przy mało płynnym rynku wyniosło rentowności w górę – zastanawia się Mirosław Budzicki.
Atom kontra NBP
Skoro inwestorzy nie wierzą, że NBP jest bliski końca cyklu podwyżek stóp procentowych, to może będą chcieli zmusić bank centralny do dalszego zacieśniania polityki pieniężnej?
– Aby złamać NBP, inwestorzy musieliby mocno osłabić złotego, a do tego potrzebny byłby impuls globalny lub regionalny z Rosji. Główny instrument finansowy, którym się finansuje gry na walucie, czyli swapy FX, kosztują teraz ponad 10 proc. rocznie, więc byłoby to kosztowne. Pozostaje pytanie, ile rynek jeszcze może na to grać, bo pozycjonowanie przeciwko walutom regionu jest już dramatycznie duże – mówi Piotr Popławski.
Aby ta strategia się powiodła, kurs EUR/USD musiałby wyznaczyć nowe minima w połączeniu ze wzrostem napięcia na wschodzie.
– Potrzebne byłoby albo konkretne zejścia kursu euro do dolara poniżej ostatnich dołków, a jeszcze lepiej, aby odbyło się to przy kolejnej fali napięć wywołanej przez Rosję. Pod własnym ciężarem rynkowi będzie coraz trudniej. Zwłaszcza jeśli okaże się, że walki na Ukrainie wygasają, bo w zimę się nie da atakować, zima w Europie okaże się łagodna, a zapasy gazu spore – mówi Piotr Popławski.
Sytuacja mogłaby się zaostrzyć, gdyby wzrosło ryzyko użycia broni atomowej, ale zdaniem Piotra Popławskiego rynek na razie pod to nie gra. Według analityków Pekao rynki oceniają prawdopodobieństwo takiego scenariusza na około 10 proc.
– W scenariuszu użycia taktycznej broni atomowej, po którym nie następuje konflikt zbrojny NATO-Rosja, można spodziewać się pogłębienia niedawnych trendów: wzrostu cen surowców, wyprzedaży ryzykownych aktywów, awersji do ryzyka i wzmocnienia stagflacyjnych tendencji – napisali analitycy banku na Twitterze.