Rynek słuchał innej konferencji

Przemysław Kwiecień
opublikowano: 2013-12-05 16:47

Czwartkowe popołudnie na rynku walut było bardzo ciekawe. Konferencja EBC rozpoczęła się z opóźnieniem, co dało inwestorom możliwość zareagowania na dane z USA. Kolejne fantastyczne dane, które przybliżają nas do cięcia QE, ale jednocześnie zostały przez rynki niemal zignorowane. Dolar tracił systematycznie podczas konferencji prezesa EBC. Czy słusznie?

Mario Draghi w zasadzie niczym nie zaskoczył. Bank po danych o nieco wyższej inflacji nie mógł obniżyć po raz kolejny stóp procentowych, więc sama decyzja nie była zaskoczeniem. Pytanie brzmiało, czy Draghi dopuści taką możliwość podczas konferencji. Prezes EBC był raczej gołębi. Zaznaczył, iż Rada bardzo krótko rozmawiała o negatywnych stopach depozytowych i jakkolwiek sugerowało to, iż EBC nie jest jeszcze gotowy na ich wprowadzenie, to dopuszcza taką możliwość w przyszłości. Prognozy inflacji Banku dla strefy euro to 1,1% na rok 2014 i 1,3% na rok 2015. To daleko od deflacji, ale daleko też od celu banku, który zakłada „nieco poniżej 2%”. Ponadto, przy 1,1% możemy mieć deflację w wybranych krajach strefy. Draghi nie odniósł się do lepszych indeksów PMI za listopad, powtarzając, iż gospodarka jest słaba. Podsumowując, należy cały czas liczyć się z możliwością kolejnego luzowania ze strony EBC i prawdopodobnie przyjmie ono formę cięcia stóp (lub samej stopy depozytowej).
Rynek był jednak na innej konferencji. W trakcie godzinnej sesji z dziennikarzami kurs EURUSD wzrósł o 100 pipsów. Teoretycznie taka reakcja rynku wydaje się nie mieć sensu. Jest to jednak odpowiedź na znaczny wzrost rentowności na krótkim końcu krzywej dla euro, jaki widzieliśmy jeszcze podczas sesji azjatyckiej. Być może, część graczy wycofywała się z pozycji zakładających niższe stopy w euro landzie, wychodząc z założenia, iż w tym roku i tak nic się nie wydarzy.
Ten fakt jest jeszcze zrozumiały. Bardziej zagadkowy jest brak reakcji an fantastyczną serię z USA. W tym tygodniu, z całego pakietu danych tylko ISM dla sektora usług był słabszy, choć spadek nie był tu duży. W przypadku innych danych można mówić wręcz o rewelacyjnych odczytach. Liczba nowych bezrobotnych mniejsza niż 300 tys., de facto po raz pierwszy od wiosny 2006 (taki odczyt mieliśmy też we wrześniu, ale wtedy dane były zakłócone), ADP pokazujący silny wzrost zatrudnienia, mocna rewizja PKB za trzeci kwartał w górę, ISM najmocniejszy od wiosny 2011. Oczywiście, u sterów Fed mamy Bernanke, a za chwilę będzie to Yellen, nie Paul Volcker. Jednak nawet ta dwójka nie może ignorować danych makro, a presja większości pozostałych członków na grudniowym posiedzeniu będzie prawdopodobnie bardzo mocna. Jest jeden warunek: rządowy raport z rynku pracy nie może rozczarować. Moim zdaniem, wystarczy aby zatrudnienie wzrosło na poziomie oczekiwanym przez rynek (185 tys.), a Komitet Otwartego Rynku nie będzie miał wymówki, aby po raz kolejny odłożyć pierwsze ograniczenie programu skupu obligacji. Jeśli zdecyduje się takie ograniczenie wprowadzić, o reakcjach rynku na grudniową konferencję EBC inwestorzy szybko zapomną.