Rynki akcji mogą teraz przeżywać letnią hossę

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2001-07-17 00:00

Rynki akcji mogą teraz przeżywać letnią hossę

Oczekuję pozbawionego fundamentów wzrostu, jako naśladownictwa podobnego ruchu w USA. Fundusze muszą pozbyć się przynajmniej części akcji przed drugą połową roku, która powinna być bardzo niemiła.

Z Ameryki

Przed tygodniem pisałem, że istnieje duża możliwość wystąpienia letniej hossy, tylko rynki muszą jeszcze trochę spaść. W ubiegłym tygodniu widać było próbę rozpoczęcia takiego ruchu.

Euforia

Na rynkach w USA najważniejsza była środa. Yahoo podało lepsze wyniki od oczekiwanych, a Motorola — stratę niższą od prognozowanej i też mocno podrożała. Te wyniki nie pociągnęłyby indeksu Nasdaq poważnie do góry, gdyby nie Microsoft. Spółka podała, że jej sprzedaż będzie lepsza od oczekiwań analityków, a zyski zgodne z oczekiwaniami. Wywołało to prawdziwą eksplozję optymizmu i pociągnęło wszystkie spółki z sektora do góry. Inwestorzy chcieli wierzyć, że informacje z Microsoft, Motoroli oraz Yahoo to dopiero początek dobrych wiadomości.

Wzrosty w USA są jednak co najmniej zastanawiające po danych wskazujących na bardzo szybko rosnące bezrobocie oraz przy coraz bardziej realnym zagrożeniu niewypłacalności Argentyny. Fakt, że lekceważenie złych informacji to klasyczny objaw hossy. Są jednak powody do niepokoju. Nie uważam inwestorów w USA za geniuszy rynku — mają tylko dużo pieniędzy.

Nie ulega jednak wątpliwości, że to może być początek „summer rally”. Inwestorzy odreagowują spadki wywołane ostrzeżeniami przed wynikami. W tej sytuacji same wyniki są zbliżone lub lepsze od ostrzeżeń, co wywołuje ulgę i powoduje odreagowanie. Wszystko przebiega pod hasłem: najgorsze już minęło, w trzecim i czwartym kwartale będzie dużo lepiej. Uważam, że lepiej nie będzie, ale chwilowo obowiązuje takie właśnie rozumowanie. Inwestorzy otrzymają w tym tygodniu 1500 raportów kwartalnych i to może być podstawa wzrostu, chociaż niestabilnego i bardzo nerwowego z powodu braku fundamentów.

W danych wyraźnie widać, że nie ma fundamentalnych podstaw do wzrostu. Zapasy w hurtowniach w maju wzrosły najbardziej od 6 miesięcy. Wniosek z tego, że z popytem wcale nie jest tak dobrze. Współczynnik zapasów do sprzedaży wzrósł do dwuletniego maksimum, co sugeruje, że handel nie ma zamiaru zwiększać zamówień, dopóki nie będzie wyraźnego ożywienia w gospodarce. Widać to również w danych o sprzedaży detalicznej, która spadła o 0,2 proc. mimo oczekiwanego wzrostu.

Rośnie bezrobocie

Obok wyników spółek bezrobocie to najbardziej modny temat. W wywiadzie dla CNN doradca ekonomiczny Białego Domu L. Lindsey powiedział, że stopa bezrobocia latem może wzrosnąć nawet powyżej 5 proc. Potwierdzają to dane tygodniowe — liczba osób występujących o status bezrobotnego wzrosła najbardziej od 9 lat. Mimo bardzo agresywnej polityki Fed, 6-krotnego cięcia stóp i spadku aktywności gospodarczej dolar ciągle pozostaje bardzo mocny. Powodem jest oczekiwanie na ożywienie w USA i bardzo słaba sytuacja w Japonii i Eurolandzie. Do tego w Singapurze, który jest swoistym barometrem dla azjatyckiego eksportu, w drugim kwartale dane o PKB wykazały recesję, zamiast oczekiwanego wzrostu. Widać to już nie tylko japońska specyfika. Spowolnienie gospodarcze rozlewa się na cały świat. Wielu analityków i ekonomistów uważa, że daleko jeszcze do końca i dno nie zostało osiągnięte.

Niesamowicie silny dolar jest jednak pewnego rodzaju fenomenem. Korzystnie wpływa to na inflację, ale dobija eksporterów. Problemy Argentyny i, w mniejszym stopniu Brazylii, niepokoją inwestorów, ponieważ taka sytuacja spowoduje zmniejszenie sprzedaży koncernów amerykańskich w Ameryce Łacińskiej. W tej sytuacji w drugim półroczu może wcale nie być tak dobrze.

W tym tygodniu bardzo ważne dane poznamy we wtorek i środę. Sądząc po wskaźniku PPI podanym w ubiegłym tygodniu, nie należy spodziewać się żadnych złych informacji po inflacji na poziomie konsumentów. Dużo ważniejsze są dane wtorkowe o wykorzystaniu potencjału produkcyjnego i o dynamice produkcji przemysłowej. Pokażą one, czy gospodarka rzeczywiście odżywa czy wręcz przeciwnie. W środę jest ważne wystąpienie szefa Fed Alana Gree- nspana, które jak zwykle może mieć duży wpływ na rynek. W sytuacji zagrożenia światową recesją i niewypłacalnością Argentyny szef Fed zrobi zapewne wszystko, żeby rynki uspokoić.

Analiza

DJIA wrócił nad opór 10 450 pkt bez większych problemów. Teraz przed nim średnia 200-sesyjna oraz następny opór na 10 650 pkt i nieco wyżej linia trendu spadkowego. Zakładam, że wzrost powyżej 10 700 pkt pozwoli na próbę ataku na opór 11 300. Wsparciem jest 9960, ale nie przypuszczam, by na tym etapie miało być testowane. Na S&P 500 jest równie ciekawie. Powstała gwiazda poranna zapowiadająca wzrosty, pokonany został opór na 1205. Teraz opór to 1240, a potem linia szyi formacji RGR na 1255 pkt. Pokonanie tego poziomu to konieczność testowania 1315 pkt. Podobnie na Nasdaq. Otwarte okno hossy, zamknięte okno bessy to dobry początek. Teraz przed indeksem schody, czyli bardzo ważny opór 2170 pkt. Przełamanie tego oporu to wytworzenie podwójnego dna, anulowanie formacji RGR i konieczność wzrostu przynajmniej do 2370 pkt, czyli do wysokości nieco powyżej gwiazdy wieczornej, która była początkiem spadków. Ważne jest również to, że TRIN, który na tak szerokim rynku sprawdza się doskonale, dał sygnał kupna. Na razie to sygnał mało wyraźny, ale nakazuje ostrożność.

Uważam, że fundamentalnych podstaw do wzrostu nie ma. Jednak przed następnymi spadkami nastąpi odbicie — nieco kulawa hossa letnia.

Z Polski

Atrakcji w tym tygodniu nie brakowało — kłopoty z budżetem, złoty i sytuacja w Argentynie. W dużej części wszystko się ze sobą wiązało.

Cień Argentyny

Rynki bały się, że Argentyna nie będzie w stanie spłacić swoich 130 mld dolarów długu. Bały się też dewaluacji waluty. Wszystko wskazuje na to, że obie groźby się sprawdzą. Oprocentowanie obligacji Argentyny wzrosło do poziomu wyższego niż w Rosji, Nigerii i Ekwadorze, które to kraje w przeszłości musiały zwracać się u umorzenie przynajmniej części długu.

Zwiększa to obawy, że z Argentyną będzie podobnie. Z kraju inwestorzy wyprowadzili już 3 mld USD (z Polski podobno około 1 mld). Utrzymujący się odpływ kapitału powoduje zwiększenie presji na dewaluację peso. Trwająca recesja powoduje zmniejszenie dochodów z podatków i zwiększa deficyt budżetowy, co z kolei utrudnia spłatę zadłużenia zagranicznego. To może przypominać polskie kłopoty, ale trzeba podkreślić, że w Argentynie recesja trwa już 3 lata.

Chwilowym rozwiązaniem problemów Argentyny byłaby pomoc USA lub MFW. Jednak w piątek zarówno administracja Busha, jak i MFW oświadczyły, że nie przewidują żadnych nowych środków na pomoc dla tego kraju.

Rząd pod ścianą

W Polsce rząd przeciągał sprawę nowelizacji budżetu, jak długo mógł, ale dramat złotego wymusił działanie. Rada Ministrów, by nie spadła na nią odpowiedzialność za ewentualny kryzys walutowy, nie miała wyjścia.

Posiedzenie rządu we środę przeciągnęło się do późnych godzin nocnych. Ministrowie zdecydowali się przesłać nowelizację budżetu do Sejmu bez cięć. Pretekstem jest niemożność oszacowania ich wielkości. Prawda może być jednak taka, że ministrowie nie mogli się porozumieć i zrzucili wszystko na parlament. To oczywiście nie jest dobra wiadomość, ale do momentu zajęcia się nowelizacją przez Sejm daje chwilę oddechu.

Podobno Sejm zacznie prace nad budżetem w ciągu dwóch tygodni. Ostateczny poziom zwiększenia deficytu budżetowego był niższy, niż obawiali się inwestorzy. Nie było również dymisji ministra Jarosława Bauca. To wywołało uspokojenie i wzmocnienie złotego mimo zapowiedzi wypłaty reszty niemieckich odszkodowań w markach i przesunięcia dużych prywatyzacji na koniec roku.

W górę i w dół

Z analizy technicznej wynika, że możliwe jest umocnienie złotego do poziomu 4,16 za USD. Później rozpocznie się jego spadek. Pytanie tylko, czy będzie on powolny czy gwałtowny.

Powodów do gwałtownego ruchu może nie zabraknąć. Może to być gorszy deficyt obrotów bieżących, być może też niewypłacalność Argentyny czy trudności z nowelizacją budżetu w Sejmie.

Jedno jest pewne — wyłom został zrobiony i w sprzyjających okolicznościach powrót do poziomu 4,50 za USD to kwestia jednego dnia.

Szybka i duża przecena jest bardzo zła. Spółki są zadłużone za granicą na około 29 mld USD, czyli około 120 mld zł. Zmiana kursu złotego o 10 proc. oznacza wzrost zadłużenia o 12 mld zł. To już nie przelewki.

Obniżki nie będzie

Nowelizacja budżetu i rosnący deficyt obrotów bieżących uniemożliwią w tym roku obniżkę stóp procentowych. Potwierdzili to bezpośrednio lub pośrednio przedstawiciele RPP Bogusław Grabowski i Dariusz Rosati.

Cięcia wydatków budżetowych dotkną przede wszystkim inwestycji, czyli jeszcze bardziej ograniczą rozwój gospodarczy. Pokrycie dziury w budżecie dodatkową emisją bonów i obligacji spowoduje wzrost ich rentowności. Można oczekiwać, że zamiast na giełdzie pieniądze OFE znajdą w tych papierach bezpieczną i rentowną przystań. Rząd zakłada, że nie przekaże 3 mld zł dotacji do funduszy emerytalnych. To oficjalne potwierdzenie tego, co i tak wszyscy wiedzieli. Są jednak podejrzenia, że ZUS będzie wolniej przekazywał składki. Niektóre szacunki mówią więc, że OFE mogą otrzymać około 5 mld zł mniej niż zakładano, a tego nikt nie przewidywał. To stanowi zagrożenie dla rynku akcji.

W lipcu wskaźnik koniunktury bankowej (Pengab) spadł do 18,1 punktu. Redukcja stóp nie doprowadziła do wzrostu popytu na kredyty. Aktywność gospodarcza przygasła, a przedsiębiorcy marzą tylko o przeżyciu i nie myślą o rozwoju i kredytach. Banki mogą za to nieźle zarobić na kłopotach budżetu, na dodatkowo emitowanych obligacjach.

W tym tygodniu rynek otrzyma istotne dane. Inflacja nie powinna nikogo wystraszyć, ale za to dynamika produkcji przemysłowej będzie fatalna. Trzeba pamiętać, że dynamika produkcji pośrednio wskazuje na to, co może się dziać z deficytem obrotów bieżących.

W ślad za USA

Na giełdzie beznadzieja trwała aż do czwartku, kiedy to nastąpiło imponujące odbicie. Może to być wstęp do większego wzrostu, mimo wielu zagrożeń.

To prawda, że już niedługo będą spływać wyniki kwartalne spó- łek. Wszyscy oczekują beznadziejnych wyników, co mogło być już uwzględnione w cenach, tak jak w USA. Jeśli jednak dojdzie do letniej hossy w USA, to i u nas ona wystąpi. Kulawa, niebezpieczna, z dużymi załamaniami, ale powinna wystąpić. Nie wierzę jednak w długi i zyskowny ruch.

W czwartek i w piątek na GPW były spore obroty — to sygnał zakupu. Należy podejrzewać, że wychodzą resztki zagranicy, a kupują polscy gracze. Nie bardzo wierzę, by na dłużej. Kupują raczej po to, by zarobić na szybkim ruchu.

Analiza

W analizie technicznej indeksu cenowego bez zmian. Jest w połowie drogi do dna, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by teraz wykonał 5-6 proc. wzrost. WIG też bez zmian, ale wzrost o 7-8 proc. jest możliwy. WIG 20 utworzył klasyczną gwiazdę poranną zapowiadająca wzrosty. Wsparciem jest 1190 i, najważniejsze 1160-1175 (okno hossy).

Wyraźnym sygnałem kupna byłoby przełamanie oporu na 1230 pkt (jednocześnie średnia 15-sesyjna). Potem mamy opór na 1260 i 1320. Uważam, że w przypadku wzrostu jego zasięg nie przekroczy w optymistycznym wariancie 1360 pkt.

Oczekuję pozbawionego fundamentów wzrostu jako naśladownictwa podobnego ruchu w USA. Fundusze muszą pozbyć się przynajmniej części akcji przed drugą połową roku, która powinna być bardzo niemiła. Szczególnie, że przełożenie dużych prywatyzacji na koniec roku może zdusić próbę hossy i w tym okresie do takiej dystrybucji konieczne są wzrosty. Chwilowe uspokojenie w Argentynie, czekanie na decyzje Sejmu z budżetem, letni wzrost w USA powinny sprzyjać takiemu scenariuszowi. Trzeba jednak pamiętać, że to będzie wzrost w bessie, a nie zmiana trendu, a takie wzrosty są bardzo kapryśne i mogą załamać się bez fazy pośredniej.