Z materiałów ujawnionych przy okazji środowego posiedzenia Federalnego Komitetu ds. Operacji Otwartego Rynku (FOMC– amerykański odpowiednik Rady Polityki Pieniężnej) wynika, że jego członkowie po połowie podzielili się w kwestii możliwości podwyższenia stóp procentowych w końcu 2022 r. Tylko jedna z 18 osób jest zaś przeciwko podwyżkom w 2023 r.
Na konferencji po posiedzeniu Jerome Powell, szef amerykańskiego banku centralnego (Fed), zapowiedział ponadto, że wkrótce może zacząć się tapering, czyli proces ograniczania skupu aktywów (QE) przez bank centralny. Zakończyłby się w połowie 2022 r. Samo rozpoczęcie taperingu Jerome Powell uzależnił od sytuacji na rynku pracy, co prawdopodobnie oznacza oczekiwanie na dane, które mają być opublikowane 8 października 2021 r. Decyzja o taperingu mogłaby więc być podjęta na listopadowym posiedzeniu FOMC, a sam tapering mógłby się rozpocząć jeszcze w grudniu 2021 r., albo na początku 2022 r.
- Na początku września obawiano się, że przykręcenie kurka z pieniędzmi będzie pretekstem do realizacji zysków na wszystkich rynkach. Obecnie można odnieść wrażenie, że inwestorzy podeszli do sprawy zdroworozsądkowo i stwierdzili, że proces normalizacji polityki monetarnej jest prostą odpowiedzią na coraz lepszą sytuację w gospodarce i póki co nie należy się bać, że Fed czy inne banki centralne przestrzelą, podcinając gałąź, na której osadzony jest wzrost gospodarczy. Będą raczej ostrożnie odpowiadać na to co dzieje się w gospodarce i jeśli zajdzie potrzeba proces normalizacji polityki monetarnej zostanie przerwany, a w niektórych przypadkach nawet odwrócony – mówi Marcin Kiepas, analityk Tickmill.
Tylko tak można wytłumaczyć, że w dniu kiedy z amerykańskiego banku centralnego spłynęły takie, a nie inne informacje, główne indeksy za oceanem wzrosły po około 1 proc., a rentowność 10-letnich amerykańskich papierów skarbowych prawie się nie zmieniła.
W czwartek umiarkowane zwyżki na giełdach przeniosły się do Europy (poza GPW), a po południu były kontynuowane podczas kolejnego dnia handlu w Stanach Zjednoczonych.
- Fed okazał się może trochę bardziej jastrzębi, ale w informacjach płynących z amerykańskiego banku centralnego nie było nic tak istotnego, by zmienić nastawienie rynków. Trochę doprecyzowano terminy i wskazano, że do podwyżek stóp procentowych może dojść parę miesięcy wcześniej niż rynek się spodziewał – komentuje Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji Investors TFI.

Dobra wymówka się znajdzie
Zdaniem Przemysława Kwietnia, głównego ekonomisty X-Trade Brokers DM, sam tapering powinien mieć niebagatelne znacznie dla rynku długu – amerykańskiego, a co za tym idzie światowego. Amerykański rząd wydaje bowiem więcej niż ma dochodów. W ostatnich miesiącach wykorzystywał do tego zapasy gotówki wraz z nowymi emisjami obligacji, których wartość z grubsza odpowiadała skali programu QE. W Stanach Zjednoczonych toczy się zaś dyskusja o zwiększeniu limitu zadłużenia. To by oznaczało, że departament skarbu musiałby ściągać z rynku nawet większe kwoty niż wynikające z taperingu i chęci odbudowy rezerw gotówkowych. Innymi słowy musiałby zaoferować lepsze niż dotychczas oprocentowanie, co przełożyłoby się na atrakcyjność innych klas aktywów.
- Natomiast powstaje oczywiście pytanie czy Fed faktycznie wygasi program QE do połowy przyszłego roku. To założenie opiera się na optymistycznym scenariuszu, że wzrost gospodarczy nie spowolni. A on już spowalnia, więc niebawem może się okazać, że amerykański bank centralny będzie miał dobrą wymówkę by zakomunikować: chcieliśmy ograniczyć skup aktywów, ale gospodarka zwalnia, więc nie możemy sobie na to pozwolić – dodaje Przemysław Kwiecień.
- Jeszcze długo nie zobaczymy 2 proc. rentowności amerykańskich obligacji 10-letnich – podkreśla Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl.
Obecnie rentowność tych papierów to około 1,35 proc.
Więcej zagrożeń niż szans
Bezpośrednią reakcją rynku walutowego na informacje napływające z posiedzenia FOMC było lekkie umocnienie amerykańskiego dolara. Dzień później zaczął jednak oddawać zyski.
- Dolar w ostatnich tygodniach słaby nie był. Siłę pokazywał od czerwca 2021 r., czyli od poprzedniego posiedzenia FOMC, gdy retoryka po raz pierwszy zmieniła się na jastrzębią. Dlatego wydaje mi się, że z tej perspektywy sporo zostało już zdyskontowane – twierdzi Jarosław Niedzielewski.
Według Bartosza Sawickiego dolar będzie się teraz wręcz osłabiał. Para EUR/USD będzie dryfować w kierunku poziomu 1,20, a około 20 groszy wzmocni się wobec dolara złoty.
- Ostanie godziny pokazały, że aby dolar się umacniał, potrzebne jest coś więcej niż podwyżka stóp procentowych w czwartym kwartale przyszłego roku. Tego rynek się nie przestraszył. Wzrosty na Wall Street zostały utrzymane. Dolar lekko się umocnił, ale para EUR/USD nawet nie przebiła poniedziałkowych dołków, nie mówiąc o zbliżeniu się do dołków z sierpnia. Pokazuje to, że w ostatnich miesiącach dolar w dużej mierze zdyskontował przesłanki do umocnienia wynikające z polityki pieniężnej. Obecnie zaś wydaje się, ze więcej jest zagrożeń dla przyszłych podwyżek stóp procentowych niż szans, że będą one duże. Szybsze na pewno nie będą, a mogą się jeszcze opóźnić – wyjaśnia Bartosz Sawicki.
- Nie wierzę w te podwyżki. One już powinny mieć miejsce, ale wszystko jest postawione na głowie. Mamy ogromną przewagę popytu nad podażą, ale nie zostanie to wykorzystane do wzrostu gospodarczego, bo nie nadążając za popytem strona podażowa podnosi ceny. Zanim podaż dostosuje się do popytu ten spadnie i będzie za późno na normalizację polityki pieniężnej. Fed nie zdąży podnieść stóp do momentu kiedy w zasadzie będzie znów musiał luzować politykę monetarną, bo gospodarka zacznie spowalniać – mówi Przemysław Kwiecień.