Rynki zapowiadająfalę bankructw

Marek WierciszewskiMarek Wierciszewski
opublikowano: 2012-01-03 00:00

Inwestorzy stronią od obligacji korporacyjnych. To może zapowiadać kłopoty dla nadmiernie zadłużonych spółek

Od wielu miesięcy na rynkach utrzymuje się niechęć inwestorów do podejmowania nadmiernego ryzyka. Dotychczas jej konsekwencje ograniczały się do odchudzonych portfeli inwestorów. Jeżeli jednak dostęp do kapitału pozostanie zamknięty na dłużej dla zwykłych amerykańskich czy europejskich przedsiębiorstw, może to oznaczać dla wielu z nich poważne kłopoty.

Wyprzedaż obligacji

W cieniu spadków na giełdach akcji bessa zawitała na innym rynku — mniej popularnym wśród polskich inwestorów, ale w wielu krajach kluczowym z punktu widzenia przedsiębiorstw. Chodzi o światowy rynek obligacji korporacyjnych. Rośnie premia za ryzyko, jakiej inwestorzy oczekują, lokując pieniądze w obligacjach przedsiębiorstw o niższej wiarygodności. Mierzy się ją, porównując rentowności na rynkach obligacji o niższych ocenach wiarygodności i na rynku najbezpieczniejszych na świecie amerykańskich papierów rządowych. Od końca lipca ta niekorzystna dla potrzebujących zewnętrznego kapitału przedsiębiorstw różnica wzrosła o prawie 2 punkty proc. i wyniosła 7,54 proc. Na początku października premia wynosiła nawet 9,1 proc. i była najwyższa od września 2009 r. Refinansujące w tych warunkach zadłużenie przedsiębiorstwa z dojrzałych gospodarek musiałyby oferować nabywcom swoich papierów przeciętnie aż 10 proc. rocznie. I to w czasie, gdy stopy procentowe banków centralnych są bliskie zera.

— Przedsiębiorstwa o wysokim zadłużeniu, niezależnie od sektora działalności, mają coraz większe problemy z uzyskaniem kapitału na rynku. Jednak nawet jeżeli im się to uda, finansowanie jest tak kosztowne, że częściej zaostrza, niż rozwiązuje problemy, z jakimi się borykają — komentuje Marc Puntus, zajmujący się procesami restrukturyzacji zadłużenia w banku inwestycyjnym Centerview Partners.

Samospełniająca się przepowiednia

Inwestorzy stronią od bardziej ryzykownych obligacji korporacyjnych, bo obawiają się, że pogłębiający się kryzys zachwieje zdolnością przedsiębiorstw do obsługi zadłużenia. Agencja Moody’s przewiduje, że odsetek emitentów obligacji, którzy nie będą w stanie wywiązywać się ze zobowiązań, wzrośnie w ciągu najbliższych 12 miesięcy do 2,4 proc. z przewidywanych na koniec 2011 r. 1,7 proc. To może zadziałać jako samospełniająca się przepowiednia. Im bardziej inwestorzy obawiają się kłopotów przedsiębiorstw,tym bardziej wyprzedają ich obligacje. To z kolei uniemożliwia im refinansowanie zadłużenia na możliwych do zaakceptowania warunkach, wpędzając je już nie w hipotetyczne, ale rzeczywiste tarapaty. Zadłużone przedsiębiorstwa z jednej strony odczuwają pogorszenie koniunktury, a z drugiej stają przed problemem wyższych kosztów finansowania. To może okazać się pułapką dla wielu korporacji. Gdyby wydarzenia przybrały negatywny obrót, skutkiem mogłoby nawet być powtórzenie scenariusza sprzed trzech lat. Wtedy kryzys finansowy wybuchł po kilkunastu miesiącach od momentu, kiedy warunki finansowania przedsiębiorstw o mniejszej wiarygodności znacznie pogorszyły się po okresie łatwego dostępu do kapitału.

Powrót do 2008 r.

— To, co się dzieje w Europie, może potencjalnie stworzyć trudności większe niż kryzys, jaki przeszły przedsiębiorstwa amerykańskie w 2008 i 2009 r. Europejskie przedsiębiorstwa potrzebują poważniejszych zmian, nawet jeżeli znajdzie się rozwiązanie kwestii greckiej — twierdzi Timothy Coleman, odpowiedzialny za restrukturyzacje w nowojorskim banku Blackstone. Poprzednim razem wiele przedsiębiorstw mogło skorzystać z pomocy państwa. Inne doczekały, aż w wyniku interwencji banków centralnych sytuacja na rynkach się poprawiła. Odwlekły w ten sposób trudne decyzje, takie jak masowe cięcia zatrudnienia czy wniosek o ochronę przed wierzycielami.

— Wiele ze spółek, które negocjują z wierzycielami restrukturyzację zadłużenia, to firmy, które w poprzednim kryzysie zamiotły problemy pod dywan. Nie zdołały poprawić swojej kondycji i teraz muszą wraz z wierzycielami stawić czoła rzeczywistości — komentuje Barry Ridings, dyrektor odpowiedzialny za procesy restrukturyzacyjne w firmie doradczej Lazard. Tym razem możliwości państwowej pomocy są ograniczone przez trudną sytuację budżetową większości państw. Do udzielania kredytów nie palą się także europejskie banki. Gotówka pochodząca z zastrzyku płynności dla banków, z jakim w grudniu pospieszył Europejski Bank Centralny, w dużej części wróciła do niego z powrotem.

Pełne ręce roboty

Kłopoty z refinansowaniem wiele firm ma już teraz. Nie mówiąc o emisjach nowych papierów o tzw. ratingach śmieciowych. Gwałtownie wyhamowały emisje papierów o ocenie poniżej uznawanej za graniczną BBB-. W trzecim kwartale przedsiębiorstwa uzyskały z nich o 72 proc. mniej kapitału niż kwartał wcześniej. Pełne ręce roboty mają banki inwestycyjne specjalizujące się w procesach restrukturyzacji zadłużenia.

Jak twierdzą bankierzy, biznes kręci się najlepiej od okresu po upadku banku Lehman Brothers. Na brak pracy nie skarży się także branża windykacyjna. Stojące przed koniecznością podnoszenia kapitałów banki wolą pozbyć się portfeli problematycznych kredytów nawet za ułamek ich wartości nominalnej. Tylko w ciągu ostatnich kilku tygodni z obowiązków wobec posiadaczy obligacji przestały się wywiązywać amerykańska firma brokerska MF Global, szwedzki producent samochodów Saab Automobile czy operator do niedawna największej linii lotniczej na świecie American Airlines. Upadek Manroland AG był największą plajtą w Niemczech w ciągu ostatnich dwóch lat. Pocieszające jest jednak to, że upadek najsłabszych przedsiębiorstw nie musi być złą wiadomością dla gospodarki. Ich sztuczne podtrzymywanie przy życiu mogłoby być znaczne kosztowniejszym rozwiązaniem.