Rząd na razie nie obniżył wydatków buDŻetowych
Po decyzji rządu o zwiększeniu deficytu budżetowego na rynku kapitałowym zapanował spokój, a analitycy przyjęli propozycję z zadowoleniem. Ekonomiści są jednak zgodni, że najtrudniejsze decyzje rząd odłożył na bliżej nie określoną przyszłość.
Wczoraj Rada Ministrów skierowała do Sejmu projekt nowelizacji ustawy budżetowej, zakładający zwiększenie tegorocznego deficytu budżetu państwa o 8,6 mld zł. Dochody budżetu w 2001 roku miały wynieść 161,1 mld zł, ale Ministerstwo Finansów prognozuje, że wobec osłabienia wzrostu PKB będą mniejsze o 17,24 mld zł. Wydatki, które miały wynieść 181,6 mld zł, resort chciał obniżyć o 7,5 mld zł, a planowany deficyt 20,5 mld zł zwiększyć o 8,6 mld zł.
Jest to więc rozwiązanie tylko częściowe. Na pewno jednak daje rządowi pewną swobodę działania w najbliższych miesiącach. Później, jeśli sprawdzi się pesymistyczna prognoza MF, trzeba będzie ciąć wydatki.
— Obecnie nie wiadomo jeszcze, jakie redukcje wydatków będą niezbędne. Nie można w związku z tym rozważać ich ewentualnej struktury. Dlatego decyzje będą podejmowane, gdy zajdzie taka potrzeba — powiedział Krzysztof Luft, rzecznik rządu.
Nie zdradził jednak, kiedy — zdaniem rządu — cięcia będą niezbędne. Zaznaczył jedynie, że nie wymagają one zmian w budżecie. Rzeczywiście, ustawa o finansach publicznych daje Radzie Ministrów prawo zablokowania wydatków budżetowych, które — nie odblokowane — przepadają wraz z końcem roku. Jeśli dojdzie do cięcia wydatków, wciąż otwarte pozostają pytania, komu, i który rząd, będzie zabierał budżetowe pieniądze.
Niejasne dobre wieści
Ekonomiści i rynki przyjęły wiadomość o porozumieniu w sprawie deficytu budżetowego z zadowoleniem, podkreślając jednocześnie, że sytuacja wciąż jest trudna.
— Wciąż nie wiadomo, czy deficyt budżetu nie będzie większy, m.in. w związku z wątpliwościami dotyczącymi prywatyzacji. Jednak decyzja rządu jest pozytywna i powinna przywrócić spokój na rynku kapitałowym, gdy zostanie wprowadzona w życie — napisał we wczorajszym raporcie Oliver Weeks, analityk banku Morgan Stanley Dean Witter.
— Naszym zdaniem, nie powinno dojść do znacznego osłabienia złotego w najbliższej przyszłości. Rynek powinien uspokoić się i skoncentrować na danych ekonomicznych, które są wciąż pozytywne. W poniedziałek GUS opublikuje dane o inflacji w czerwcu. Oczekujemy pozytywnych wiadomości i spadku inflacji do 6,3 proc. rok do roku, wobec 6,9 proc. w maju — twierdzi Katarzyna Zajdel-Kurowska, ekonomista Banku Handlowego.
— Wiadomości te są pozytywne, ale pewne sprawy są wciąż niejasne. Spodziewamy się, że debata parlamentarna będzie trudna — napisał z kolei w najnowszym raporcie Marco Annunziata, ekonomista Deutsche Banku.
Kurs złotego podlegał wczoraj niewielkim wahaniom. Inwestorzy kupowali jednak polską walutę — złoty umocnił się. Na początku notowań w czwartek złoty umocnił się do poziomu 4,28 za dolara i 3,67 za euro.
Potrzebna prywatyzacja
Zakładając, że rządowi uda się zdobyć w parlamencie większość potrzebną do nowelizacji budżetu, wciąż pozostaje otwarta kwestia finansowania dodatkowej kwoty deficytu.
— Rząd może to zrobić na dwa sposoby: albo wpływami z prywatyzacji, albo sprzedając papiery skarbowe — tłumaczy Mirosław Gronicki, główny ekonomista BIG BG.
Jego zdaniem, neutralne dla gospodarki byłoby pokrycie deficytu wpływami ze sprzedaży udziałów w spółkach skarbu państwa — np. TP SA czy PKN Orlen.
— Dotąd rząd zrealizował tylko niewielki procent wpływów prywatyzacyjnych przewidzianych na ten rok. Jest więc nadzieja, że uda się choć częściowo pokryć owe 8,6 mln zł pieniędzmi z prywatyzacji — mówi Mirosław Gronicki.
Ekonomista BIG BG uważa, że jeśli emisja netto papierów skarbowych, a więc po odliczeniu emisji służących rolowaniu długów zaciągniętych w przeszłości, wyniosłaby nie więcej niż 3-4 mld zł, nie będzie to miało istotnego wpływu na polską gospodarkę. Emisja powyżej tej kwoty spowoduje obniżenie ich ceny i wzrost rentowności, co z kolei może odciągnąć kapitał z giełdy.