Rząd o krok od błędu w sprawie składki zdrowotnej

Marek Chądzyński
opublikowano: 2024-11-04 20:00

W przyszłorocznym budżecie Ministerstwo Finansów zarezerwowało 4 mld zł na sfinansowanie obniżki składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Koszty tego rozwiązania mogą jednak być większe.

Z tego tekstu dowiesz się:

  • czym grozi powrót do ryczałtowej składki zdrowotnej dla JDG
  • kto skorzysta na obniżeniu składki
  • czym ryzykuje rząd forsując powrót do składki ryczałtowej
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Rząd jest o krok od popełnienia strategicznego błędu w sprawie składki zdrowotnej dla osób prowadzących działalność gospodarczą. Przywrócenie zryczałtowanej formy naliczania tej daniny to ryzykowanie konfliktu społecznego i zabetonowanie na kolejne lata patologii, w której dobrze zarabiający i wykonujący w formie jednoosobowej działalności gospodarczej (JDG) wolny zawód specjalista zyskuje więcej niż przedsiębiorca działający na niskiej marży.

O tym, że rząd ma zająć się zmianami w składce zdrowotnej dla mikroprzedsiębiorców, mówił po ostatnim październikowym posiedzeniu Rady Ministrów premier Donald Tusk. Szczegółów nie ujawnił, wiadomo tylko tyle, że o nowe przepisy zostanie uzupełniony projekt ustawy zdejmujący obowiązek odprowadzania składki od dochodów ze sprzedaży środków trwałych, a rząd ma się nim zająć w czasie swoich pierwszych listopadowych obrad.

Oczekiwania przedsiębiorców są bardzo duże. Chcą powrotu do formuły ryczałtowej składki, takiej, jaka obowiązywała przed tzw. Polskim Ładem. Bo rzeczywiście, narobił on więcej złego niż dobrego w oskładkowaniu działalności gospodarczej, zrównując ją pod tym względem ze stosunkiem pracy. To od początku nie był dobry pomysł, bo działalność gospodarcza to nie etat — ryzyko jest znacznie większe i przedsiębiorca nie korzysta z kodeksowych zabezpieczeń jak etatowiec. Jednocześnie nie może to jednak oznaczać, że prowadzący działalność gospodarczą powinien cieszyć się przywilejem ryczałtowej składki. Na dodatek to przywilej nie dla wszystkich nawet w grupie prowadzących JDG. Dla tych, którzy uzyskują niewielkie zyski na niskich marżach, to bardziej obciążenie niż ulga i oni pewnie woleliby płacić składkę według rozsądnej stawki naliczanej od dochodów.

Forsując powrót do ryczałtu, rząd uzyska tyle, że straci około 4 mld zł przychodów dla NFZ (który i tak ma problemy z płynnością) i rozzłości jednego z partnerów społecznych, czyli reprezentantów pracowników. Etatowcy też stracili na Polskim Ładzie, bo zabrano im możliwość odliczania części składki od podatku, o czym dziś nikt już nie mówi. Uzasadnić preferencje dla jednej grupy, porzucając inną, będzie niezmiernie trudno.

Temat obniżki składki zdrowotnej dla JDG powraca głównie z powodów politycznych, bo ekonomicznie uzasadnienie jest raczej miałkie. Polska należy do tych krajów, w których wydatki publiczne per capita na ochronę zdrowia należą do najniższych w regionie. NFZ już ma problemy ze sfinansowaniem niektórych świadczeń i musi być ratunkowo dotowany z budżetu. Jednak czołowe partie obecnej koalicji obiecały obniżkę i teraz z tej obietnicy są rozliczane. Nieważne, że rozwiązanie ryczałtowe ma więcej minusów niż plusów — będzie wrażenie wspierania przedsiębiorczości nawet kosztem niektórych przedsiębiorców.

To samo zresztą dotyczy innej składki — tej, którą prowadzący działalność gospodarczą płacą na ZUS. Zamiast rozpocząć dyskusję o uzależnieniu wysokości składki od rzeczywistych dochodów, tkwimy przy ryczałcie, wprowadzając kosztem 1,5 mld zł rocznie protezę w postaci tzw. miesięcznych wakacji od ZUS. Tymczasem wszyscy wiedzą, że składka na ZUS, którą trzeba płacić co miesiąc niezależnie od tego, czy ma się dochód z działalności czy nie, jest jednym z głównych powodów likwidowania JDG przez naprawdę drobnych przedsiębiorców. Nikt jednak ryczałtu nie ruszy, by nie narażać się na zarzut podwyższania danin. Chociaż mechanizm działa tu ten sam — ryczałt jest dobry dla osób z wysokimi dochodami i zły dla tych, którym wiedzie się gorzej.

Polityka rządzi zresztą również w innej sztandarowej dziedzinie, czyli w programie 800+. Dodatki na dzieci nie zwiększają dzietności, co przyznaje sam rząd w oficjalnych dokumentach. To już tylko program socjalny pomagający w zapobieganiu ubóstwu w rodzinach z dziećmi. A skoro tak, to nie może być powszechny. Pieniądze nie powinny trafiać do rodzin, które i bez nich świetnie by sobie poradziły. Rząd lekką ręką jest w stanie wydać ponad 60 mld zł na dodatki dla wszystkich, tymczasem socjalne dodatki rodzinne wypłacane najbiedniejszym przez najbliższy rok nadal będą zamrożone. Podobnie jak próg dochodów, który w ogóle uprawnia do skorzystania z tej formy pomocy.

I choć wśród ekspertów coraz wyraźniej widać konsens, że program 800+ trzeba zmienić z powszechnego na bardziej kierowany (ze względu na jego socjalny charakter), to premier Tusk twardo mówi, że takich zmian nie będzie.