Rzuciłbym wszystko, gdybym nadal mógł grać w piłkę

Robert Rybarczyk
opublikowano: 2024-07-05 14:00

Nad Wisłą znamy się najlepiej na trzech rzeczach: polityce, medycynie i piłce nożnej. Dwie ostatnie łączy doktor Bartłomiej Kacprzak, ortopeda, traumatolog, założyciel kliniki OrtoMedSport, który składa m.in. połamanych sportowców.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Radosława Majdana w dwa dni postawił na nogi po ciężkiej kontuzji. Pod jego opiekę trafili Arkadiusz Milik, Dawid Kownacki, Karol Świderski, Ondrej Duda, Dušan Kuciak, Ivica Vrdoljak… Jak leczyłby naderwany mięsień dwugłowy uda Roberta Lewandowskiego? Portal fizjomate.pl podaje, że to jedna z najczęstszych kontuzji sportowych. „Jest to uraz tak popularny u sprinterów, piłkarzy czy lekkoatletów, że z przekonaniem próbę diagnozy podejmują osoby niebędące fizjoterapeutami czy lekarzami ”– ostrzegają na portalu. Czyli że wszyscy się na urazie mięśnia dwugłowego uda świetnie znamy i wiemy, jak to leczyć.

Doktor Bartłomiej Kacprzak, szef kliniki OrtoMedSport, który grał wyczynowo w piłkę, zaczyna od tego, że najważniejsza jest diagnostyka.

– Wychodząc ze stadionu, zabrałbym Lewandowskiego do swojego busa [OMS Recovery BUS, mobilny gabinet rehabilitacyjno-lekarski – red.]. To pozwoliłoby na pełną diagnostykę. Wykonałbym USG, by kontrolować rozległość urazu. Potem terapia kliniczna – pobieranie krwi, ostrzykiwanie uszkodzonego mięśnia, by przyspieszyć gojenie. Wykorzystujemy ortobiologię, proces leczniczy typu SIS (Super Indukcyjna Stymulacja), falę uderzeniową, laser wysokoenergetyczny. Wszystko to można zrobić w pierwszych minutach po urazie. Następnie wprowadzamy elementy treningu funkcjonalnego, kontrolując sytuację dynamicznym USG. Widzimy, jak mięsień się zachowuje podczas ćwiczeń. Nie pytałbym zawodnika, jak się czuje, tylko miał go pod pełną kontrolą. Najważniejsze, żeby w takim wypadku zadbać o leczenie, a nie zabijanie bólu. Nie podajemy leków przeciwbólowych i zastrzyków, tylko goimy i przygotowujemy zawodnika do wysiłku. Jeśli ktoś podaje leki przeciwbólowe, to znaczy, że nie ma pojęcia o ortopedii. One nie leczą, tylko oszukują głowę. Sprawiają, że myślimy, że jest lepiej, lecz kontuzja jest nadal – mówi ortopeda.

Ręce, które leczą

Do skromnych i pokornych doktor nie należy. Na stronie jego firmy czytamy o nim: „niepokorny lider”, „codziennie buduje, tworzy, rozwija i ma ambicje na więcej”. Albo: „należę do osób, które lubią tylko najwyższe cele i najtrudniejsze wyzwania, taki typ zwycięzcy” (abczdrowie.pl). Czy taka postawa pomaga w biznesie, pracy, życiu?

– W dziedzinie, którą uprawiam, przeszkadza. Nawet jeśli pokazuję w środowisku, że to, co robię, działa, to zazdrość i słabość ludzi przeciętnych stawia kolejne przeszkody. Ja je przeskakuję, ale to spowalnia. Moja praca się broni. Mam na to dowody w postaci pacjentów, którzy wracają do funkcjonalności sprzed operacji. Mam 15-letnie doświadczenie, do którego dokładam nowe narzędzia, rozwiązania, analizuję możliwości. Kontroluję pracę, minimalizuję usterki, które pojawiają się w trakcie leczenia. Dążę do doskonałości – twierdzi lekarz.

W licznych wywiadach mocno krytykował branżę medyczną, buntował się przeciwko układom.

– Nie buntuję się już. Odpuściłem. Robię swoje, tak jak powinno to wyglądać. Dla wielu wszystko, co ponadprzeciętne, uchodzi za manifestację. A ja po prostu chcę być coraz lepszy i innych też do tego namawiam. Przeciętność mi nie wystarcza – zapewnia.

Może dlatego miał na pieńku z branżą, bo niekompetencji doświadczył na sobie? Jako 17-latek grał w SMS Łódź. Podczas meczu przeciwnik wjechał mu w kolano. Przytrafiła mu się banalna kontuzja. Można ją było wyleczyć w pięć miesięcy, jego leczono dwa lata.

– Byłem świetnie zapowiadającym się zawodnikiem szkoły sportowej w Łodzi. W trzeciej klasie grałem na pozycji środkowego obrońcy. Miałem na koncie 16 strzelonych bramek. Dostałem stypendium Prezesa Rady Ministrów dla najlepszego ucznia w szkole i dyplom od Jerzego Buzka. Ale rozwaliłem kolano. To nie była drobna kontuzja. Trafiłem do różnych lekarzy. Żaden nie potrafił mi pomóc. Zawalił mi się świat. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że to nie koniec, że mogę wrócić do gry, byłbym najszczęśliwszy. Włożyłbym mnóstwo pracy w leczenie. Ale żaden doktor nie wyszedł ze mną na boisko. Nie pokazał, że mogę dalej uprawiać sport, że to jest bezpieczne. Dostałem od lekarza książkę. Co innego było w niej napisane, a co innego robiono z moim kolanem. Zamiast od razu stawiać mnie na nogi, założono mi gips na cztery tygodnie. Później nikt tego nie kontrolował. I finał jest, jaki jest. Nie gram, lecz leczę – wspomina ortopeda.

Nie miał w rodzinie lekarzy ani tradycji sportowych. Nie miał też pomysłu na medycynę – chciał tylko grać w piłkę. Kiedy kontuzja zniweczyła ten plan, postanowił dać młodym zawodnikom to, czego sam nie dostał.

– Po ewentualnej kontuzji można wrócić po dwóch tygodniach na boisko, być zregenerowanym. Chciałem to zapewnić młodzieży i po to poszedłem na medycynę. To, co chcę robić, jest trudne, wymagające. Nie każdy jest w stanie podołać temu, co proponuję. U mnie nie jest łatwo. A ludzie – sportowcy też – mają tendencję do wybierania tego, co łatwe – mówi Bartłomiej Kacprzak.

Stawia na edukację. Prowadzi programy dla dzieci i młodzieży szkolnej zachęcające do prawidłowej aktywności fizycznej. Wspiera dziewczęcą drużynę piłki nożnej z UKS SMS Łódź – ubiegłoroczne mistrzynie Polski – w treningach i rehabilitacji. Nieustannie też poszukuje nowych sposobów unikania kontuzji, dzieląc się wiedzą w podręcznikach i publikacjach, których jest autorem.

Boisko ponad wszystko

Swego czasu zaklinał się w Onecie: „Nic nie zastąpi atmosfery szatni, dźwięku korków stukających o podłogę korytarza, dotknięcia trawy na boisku. To jest jak narkotyk”. Dalej też w Onecie: „bez zastanowienia rzuciłby wszystko, gdyby tylko mógł nadal grać w piłkę”.

Mimo że trudno w to uwierzyć, patrząc na sukces, jaki odniósł w medycynie – jest właścicielem kliniki, najnowszego sprzętu i szpitala na kółkach za 1 mln zł, a w dodatku został lekarzem uczestników rajdu Paryż–Dakar – dziś mówi tak samo.

– Oczywiście, że bym to rzucił! Bo środowisko medyczne jest jeszcze gorsze niż piłkarskie. Z dwojga złego wolałbym grać w piłkę. W piłce, jeśli strzelałbym 20 bramek, nikt by nie zaprzeczył, że jestem najlepszym strzelcem. A w medycynie, mimo że strzelam 30 bramek, wielu twierdzi, że to nieprawda – kończy ortopeda.