Samorządy mogą dostać PIT na własność

Jacek Kowalczyk
opublikowano: 2013-10-23 00:00

Prezydent i eksperci zastanawiają się, jak uniezależnić finansowo lokalne władze. Rozwiązaniem może być oddanie im wpływów z PIT

Finansowa samorządność samorządów jest w Polsce tylko połowiczna. Lokalni włodarze mogą decydować, jak wydawać pieniądze, ale nie mają prawie nic do powiedzenia na temat tego, ile tych pieniędzy zbiorą. Zdecydowana większość samorządowych budżetów jest ustanawiana na poziomie centralnym. Władze lokalne mają wpływ tylko na 11 proc. dochodów budżetowych — tylko w tej części mogą prowadzić własną politykę podatkową. Ta sytuacja może się jednak zmienić. Kancelaria Prezydenta zastanawia się, jak dać samorządom więcej władzy.

Sami o sobie

Jednym z pomysłów, które rozważane są w pałacu prezydenckim, jest możliwość ustanowienia tzw. lokalnego PIT. Obecnie samorządom przysługuje udział w podatku — rząd po zebraniu danin przekazuje lokalnym jednostkom część tych pieniędzy (niespełna połowę), proporcjonalnie do liczby zameldowanych i uzyskiwanych przez nie dochodów. Samorządy czekają na decyzję z Ministerstwa Finansów, ile pieniędzy będzie im przysługiwać i nie mają na wysokość tych kwot żadnego wpływu. Kancelaria Prezydenta chce ten dyktat władz centralnych ograniczyć. Urząd rozważa pomysł, by PIT stał się przede wszystkim podatkiem samorządowym — by do gmin i powiatów wpływały prawie wszystkie podatki, jakie zapłacili na danym terenie mieszkańcy oraz by to lokalne władze ustalały wysokość daniny.

— Nie ulega wątpliwości, że samorządom potrzebna jest większa swoboda w polityce podatkowej. W Kancelarii Prezydenta ruszyły prace analityczne, jak rozwiązać ten problem. Lokalny PIT jest jednym z rozwiązań, nad którymi się zastanawiamy — przyznaje jeden z prezydenckich urzędników.

Budżet dla bogatych

Jak miałby wyglądać lokalny PIT? Do budżetów gmin i powiatów wpadałyby wszystkie podatki z pierwszego progu podatkowego (18 proc. pensji od dochodu do 85,5 tys. zł), a do budżetu centralnego szłyby tylko pieniądze płacone w ramach drugiego progu (32 proc., powyżej 85,5 tys. zł). Podobne zmiany dotyczyłyby wpływów z PIT w ramach stawki liniowej 19 proc. (od osób prowadzących działalnośćgospodarczą) — do gminy czy powiatu trafiałyby podatki uzyskane od dochodu do 85,5 tys. zł, a tylko podatek płacony od wyższej kwoty trafiałby do budżetu centralnego. — Każdy podatnik powinien w pierwszej kolejności finansować rozwój własnej gminy czy powiatu, a tylko podatki zbierane od najzamożniejszych obywateli powinny być przekazywane do budżetu państwa — przekonuje Agata Dąmbska z think-tanku Forum Od-nowa, który opracował szczegóły koncepcji lokalnego PIT. Po wejściu w życie reformy samorządy mogłyby samodzielnie, w pewnych widełkach, ustalać stawkę podatkową.

— Decentralizacja podatku spowodowałaby większą akceptację obywateli do jego płacenia — przekonuje Agata Dąmbska.

Realnie po takich zmianach samorządy otrzymywałyby nie niespełna połowę, jak obecnie, wszystkich dochodów PIT, ale około 75 proc. Dla przykładu, w 2011 r. do gmin i powiatów trafiło z PIT 29,4 mld zł, a po zmianach dostałyby 47,1 mld zł. Dla budżetu centralnego oznaczałoby to więc utratę około 20 mld zł rocznie. Tak mocny ubytek byłby nie do przełknięcia dla rządu, dlatego Forum Od-nowa proponuje, by rząd rekompensował sobie utratę wpływów z PIT zmniejszeniem innych transferów z budżetu centralnego do samorządów, np. obniżeniem subwencji oświatowej.

— Dla budżetu zmiany byłyby neutralne. Trzeba by od nowa stworzyć system obliczania transferów ze szczebla centralnego na lokalny — mówi Agata Dąmbska.

Podatkowa mina

Samorządowcy raczej popierają proponowane zmiany.

— Im większą część pieniędzy dostawalibyśmy z PIT, a mniej w formie dotacji, tym lepiej. Dotacje trzeba rozliczać, a to mnoży biurokrację i podnosi koszt funkcjonowania administracji na obu szczeblach — centralnym i lokalnym. Dochody z PIT są natomiast bardzo klarowne i tanie w redystrybucji — mówi Stanisława Kozłowska, skarbnik Białegostoku.

Podobnego zdania jest Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli. Zaznacza jednak, że i tak nie rozwiąże to podstawowego problemu samorządów, jakim jest niedobór dochodów w stosunku do zadań.

— Pomysł przekazania samorządom większej części dochodów w PIT wydaje się słuszny. Najlepsze, co rząd może jednak zrobić dla lokalnych władz, to uczciwie płacić nam za zadania zlecone. Gdybyśmy mieli np. finansować urzędy stanu cywilnego tylko z pieniędzy, które dostajemy na ten cel od rządu, musielibyśmy pozamykać te instytucje w czerwcu lub lipcu — mówi Wadim Tyszkiewicz.

Wbrew pozorom, nie wszyscy samorządowcy popierają jednak pomysł, by to na szczeblu lokalnym kształtowana była stawka PIT.

— Ta propozycja brzmi kusząco, ale w praktyce jest ryzykowna. Radni mogą przed wyborami ulegać presji, by w sposób nieodpowiedzialny obniżać maksymalnie stawkę podatku, co może rodzić problem z dopięciem budżetu i negatywnie wpływać na równowagę w finansach miasta. Taka władza w samorządach jest dobra w społecznościach z dojrzałą, świadomą demokracją lokalną — mówi Stanisława Kozłowska.

— Konkurencja między samorządami na stawki PIT to nie jest dobry pomysł. Im gmina biedniejsza, tym trudniej się w niej podnosi podatki, a tym bardziej tych podwyżek potrzebuje — dodaje Wadim Tyszkiewicz.

OKIEM EKSPERTA
Mogą się mnożyć fikcyjne migracje


ALEKSANDER ŁASZEK
ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju

Niewielka swoboda w kształtowa- niu dochodów to istotna bariera dla samorządów. Dobrze byłoby dać lokalnym władzom narzędzie, dzięki któremu mogłyby prowadzić niezależną politykę dochodową i konkurować w ten sposób między sobą. Problemem są jednak kwestie techniczne. Jeśli damy samorządom możliwość kształtowania swoich stawek PIT, jasne jest, że ludzie będą fikcyjnie przemeldowywać się do tych gmin i powiatów, gdzie podatek jest najniższy. Byłoby to raczej wykorzystywanie luk w prawie niż rzeczywista konkurencja między samorządami, poza tym skończyłoby się tym, że wszędzie obowiązywałyby najniższe dopuszczalne stawki. Być może lepiej więc dać samorządom jeszcze większą swobodę w kształtowaniu podatków od nieruchomości i sprawić, by znaczenie tego źródła dochodu dla lokalnych budżetów wzrosło. Nieruchomości nie da się fikcyjnie zarejestrować w innym powiecie, a ponadto wartość gruntu jest powiązana z poziomem życia obywateli. Jeśli ludziom na danym terenie żyje się lepiej, ceny nieruchomości rosną, a więc rosną też wpływy z podatku dla samorządu.