W maju Sejm zajmował się przygotowanym przez Ministerstwo Rozwoju projektem zmian w ustawie o kontroli niektórych inwestycji. Pierwotnie propozycje zmierzały do tego, by znacznie ograniczyć możliwość nabywania akcji polskich spółek przez inwestorów spoza Unii Europejskiej oraz Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG).
Inna grupa
— Zastąpiliśmy zapis mówiący o inwestorach spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego zapisem mówiącym o inwestorach spoza Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju — mówi Krzysztof Kwiatkowski, przewodniczący senackiej komisji, która obradowała nad sejmowymi propozycjami.
To oznacza, że kapitał z tak ważnych i stabilnych państw, jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Japonia nie będzie miał ograniczeń w inwestycjach w Polsce, a jednocześnie nasz rynek będzie zabezpieczony przed przejęciami przez kapitał, który budzi uzasadnione obawy.
— Z zachowania przedstawicieli władzy podczas posiedzenia komisji mogę wnosić, że te zmiany zostaną również zaakceptowane przez posłów — dodaje Krzysztof Kwiatkowski.
W czwartek Senat przyjął propozycje komisji. Sejm miałby zająć się przepisami na najbliższym, 13. posiedzeniu, które rozpocznie się już dzisiaj (19 czerwca).
Było groźnie
Zgodnie z pierwotnymi założeniami, nabywcy spoza dopuszczonej listy musieliby jeszcze przed zawarciem transakcji powiadomić prezesa Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK). Ten mógłby wszcząć kontrolę potencjalnej inwestycji i odmówić zgody na nią np. jeśli uznałby, że zagraża porządkowi publicznemu. W skrajnym przypadku, kontrole UOKiK mogłyby wydłużyć proces zakupu nawet o 270 dni. Jakich spółek będą dotyczyć nowe przepisy? Zdefiniowano je bardzo szeroko.
Nowy artykuł 12d wspomnianej ustawy wymienia literalnie wszystkie spółki publiczne, a także niepubliczne, jeśli np.: wytwarzają prąd lub ciepło, zajmują się produkcją, transportem i przechowywaniem benzyny, oleju napędowego, gazu ziemnego, chemikaliów, nawozów i wyrobów chemicznych, a także przetwarzają mięso, mleko, zboża, owoce lub warzywa. Przy czym nie musiałyby to być wielkie firmy, wystarczy, że ich przychody ze sprzedaży i usług w ostatnim i/lub przedostatnim roku (przed ewentualnym przejęciem) sięgnęły 10 mln EUR. Wejście w życie przepisów w takiej formie oznaczałoby spore trudności dla inwestorów nie tylko z Chin, Rosji, czy krajów arabskich, ale także m.in. ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Japonii, Australii, czy Nowej Zelandii. Nic więc dziwnego, że przedstawiciele tych krajów publicznie zgłaszali wątpliwości i obiekcje. Tony Housh, prezes AmCham, Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce mówił miesiąc temu „Pulsowi Biznesu”, że wprowadzenie takich regulacji może być szkodliwe dla klimatu inwestycyjnego i wpłynąć na amerykańskie inwestycje nad Wisłą.
— Rozumiemy cel przepisów, jakim jest ochrona firm mających istotne znaczenie dla ochrony zdrowia, bezpieczeństwa i porządku publicznego, ale zależy nam na opracowaniu projektu, który nie budzi wątpliwości prawnych i nie wydłuża nadmiernie procesu inwestycyjnego w Polsce — deklarował szef AmCham.
Jego organizacja podjęła więc rozmowy z polskimi władzami. Taki dialog o wspomnianym projekcie rozpoczęła wtedy również Komisja Europejska, a dokładniej DG FISMA, czyli Dyrekcja Generalna ds. Stabilności Finansowej, Usług Finansowych i Unii Rynków Kapitałowych. Propozycje zmian w ustawie zaprezentowało w liście do resortu rozwoju Polskie Towarzystwo Gospodarcze (PTG). Organizacja postulowała, aby przepisy nie dotyczyły inwestorów z państw należących właśnie do OECD.