Pierwsze moje spostrzeżenie po wylądowaniu w Mieście Lwa to wszechobecne dźwigi budowlane. To młode miasto i państwo (powstało w 1965 r.). W XIX w. było bazą handlową Kompanii Wschodnioindyjskiej, później brytyjską bazą morską. Teraz jest metropolią, w której ciągle wre praca. Tu buduje się coś nowego, tam się coś burzy, obok coś remontuje. To pierwsze wrażenie. Ale już po chwili widać — między tą całą nowoczesnością — stare, tradycyjne budowle, świątynie, architektoniczne obiekty dokumentujące współżycie wielu kultur. Wszystko to pomieszane ze sobą, tak jak ludzie różnych narodowości zamieszkujący Singapur. Przede wszystkim trzy główne nacje: malezyjska, chińska i indyjska.





Biała skóra
Są Singapurczykami. Jednak obcując z nimi, szybko się poznaje, czy to Hindus, Malajczyk, czy Chińczyk. W kontaktach z Europejczykami posługują się językiem singlish — mieszanką słów angielskich, mandaryńskich, malezyjskich i tamilskich z właściwą sobie gramatyką. Nazywają nas, cudzoziemców, jedną wspólną nazwą ang mo — co znaczy biała skóra. Tak nazywani są nie tylko Europejczycy, ale też Australijczycy, Nowozelandczycy, Amerykanie. Dla Singapurczyków to bez różnicy, nie przywiązują wagi do narodowości jasnoskórych mieszkańców miasta. Populacja Singapuru to pięć milionów osób. A „białych skór” jest półtora miliona.
Gospodarka tego państwa jest planowa, zorientowana na rozwój w różnych dziedzinach, w tym również usług biznesowych. Dlatego azjatycka część społeczności singapurskiej, choć czasem odbywa się to kosztem miejsc pracy dla niej, akceptuje tak wielki napływ ang mo. Czerpie też od nich, korzysta z zachodniego know-how. To jeden biegun — pracownicy z wysokimi kwalifikacjami, zatrudnieni w wielkich firmach. Na drugim znajdują się niewykwalifikowani imigranci z krajów azjatyckich — Filipin, Sri Lanki, Bangladeszu, Pakistanu. Pracują np. jako robotnicy budowlani, pomoce domowe, gosposie itp.
Parady i inne atrakcje
Jest tam dużo parków — bardzo zadbanych — z tropikalną chronioną roślinnością. Ogrody botaniczne, rezerwaty leśne, gdzie można spotkać dziko żyjące zwierzęta — pytony, małpy (np. makaki), krokodyle, tukany. Jest też ogród zoologiczny. Spędzałam tam sporo czasu z moimi córkami. Wieczorem... Restauracje, nocne kluby, bary — na tyle blisko siebie, że można się przenosić z jednego do drugiego. Jest też coroczna wielka impreza na plaży, nazywa się ZoukOut. Przyjeżdżają didżeje z całego świata i urządzają wielkie party na plaży Sentosa. Oczywiście są też imprezy tradycyjne, np. parada związana z chińskim Nowym Rokiem, hinduskie Diwali (Dipawali), święto światła,kiedy cała Little India oświetlona jest lampkami i ubrana w kolorowe girlandy. Święto Thaipusam — z paradą ekstatycznego tańca z ogniem, wężami, ranieniem ciała przez wbijanie w nie ostrych przedmiotów. Albo Thimithi, podczas której wierni hinduiści przebiegają ścieżkę pokrytą żarzącymi się węglami. Później są pokazy zimnych ogni. Poza tym Vesak — święto buddystów, kiedy mnisi w szatach koloru szafranu, śpiewając święte teksty, wypuszczają z klatek ptaki, co symbolizuje uwolnienie duszy. Pod wieczór wierni idą w procesji ze światełkami. Jest jeszcze Singapurski Festiwal Jedzenia, który trwa prawie miesiąc: warsztaty kucharskie, herbaciane rejsy, pokazy uliczne z możliwością degustacji specjałów kuchni chińskiej, malajskiej, hinduskiej i europejskiej. I jeszcze festiwal księżycowego ciastka, kiedy Chińczycy obdarowują się ciasteczkami, które mają upamiętniać upadek imperium Mongołów (ponoć dokonało się dzięki wiadomości ukrytej w takim właśnie księżycowym ciasteczku). Stragany z łakociami są ustawiane już dwa tygodnie przed świętem. Czas świąteczny trwa więc w Singapurze niemal cały rok, a każde z tych wydarzeń ma własną oprawę, klimat i urok. Każdemu towarzyszą inne obrzędy i dekoracje.
Organizuje się też wiele imprez nowoczesnych: koncerty, wystawy, spotkania towarzyszące Formule 1. Łatwo przerzucić się z jednej atmosfery w drugą, np. tego samego dnia można w barze Hotelu Raffles (otwarty w 1887 r. przykład pięknej kolonialnej architektury), pijąc tradycyjny słodki koktajl Singapore Sling, wspominać czasy kolonialne, kiedy Brytyjczycy pogryzali orzeszki i wyrzucali łupinki za siebie, a personel hotelowy z miotełkami bezszelestnie uprzątał je z podłogi, a za chwilę wjechać do baru na dachu i oglądać skyline Singapuru. Unikalny. Może najbardziej spektakularny na świecie.
Mieszanka smaków
Mam co najmniej kilka ulubionych potraw z Singapuru. Char Kway Teow — z kuchni chińskiej. Składniki to: płaski makaron zmieszany z sosem sojowym, warzywa, wieprzowina. Nasi Goreng — danie malezyjskie: wyśmienity smażony ryż z dodatkami. Murtabak, potrawę kuchni indyjskiej poznałam dopiero w Singapurze, wcześniej w restauracjach hinduskich nie trafiłam na nią. To naleśnik wypełniony warzywami i kurczakiem lub baraniną. Czwarte danie łączy te trzy kultury, chociaż każda z nich przyznaje się do jego autorstwa. Laksa — to zupa na bazie orzecha kokosowego i curry z jajkiem i kiełkami soi. Bardzo pikantna...
Tajemnica Tajwanu
Pewna Tajwanka spotkana w Singapurze opowiedziała nam, jak wspaniała to wyspa i zdecydowaliśmy się pojechać tam na urlop.
Spędziłam wspaniałe wakacje i postanowiłam koniecznie wrócić. Po przybyciu z wielokulturowego Singapuru miałam wrażenie, że społeczeństwo Tajwanu jest jednolite, co potwierdzają statystyki. Około 98 proc. populacji to Chińczycy, 2 proc. to ludność rdzenna pochodząca z gór. Kiedy ludzie myślą o Tajwanie, widzą przede wszystkim Tajpej — światowy ośrodek produkcji komponentów do przemysłu informatycznego. A dla mnie to ukryty klejnot południowo-wschodniej Azji. Odkryliśmy, że tylko północno-wschodnie wybrzeże wyspy jest zurbanizowane. Natomiast wnętrze to wysokie góry, malownicze strumienie i jeziora, lasy tropikalne ze zwierzętami, gorące źródła, wspaniałe krajobrazy. Wszystko to skondensowane na obszarze trzystu kilometrów. Niezaludnione serce wyspy, jest rzadko odwiedzane. Mieszkańcy tej okolicy witają więc turystów z wielką otwartością i radością.
Cena gościnności
Kiedy zgubiliśmy się z mężem w górach, błądziliśmy, aż zrobiło się ciemno. Okolica była bezludna i już obawialiśmy się, że będzie trzeba spędzić noc w górach. Ale trafiliśmy w końcu na dom, gdzie mieszkała dwójka starszych osób. Bez słów zrozumieli, chyba z wyrazu naszych oczu, że potrzebujemy noclegu i posiłku. Zaprosili nas do swojego domu. Gospodyni ugotowała to, co miała w swoim ogródku — głównie ziemniaki, kukurydzę i inne warzywa. Przypuszczalnie dodała do tego posiłku paproci, tak to wyglądało w daniu, a smak był wyjątkowo paskudny. Niestety, grzeczność nakazywała zjeść wszystko, choć gospodyni nagotowała tego mnóstwo. Obojgu nam rosło w ustach, ale nie było wyjścia. Tym bardziej, że przecież poratowali nas w tej trudnej sytuacji. Bajkowe widoki Tajwanu rekompensują wszystko. &