W WIG20 aż rosi się od spółek z dużym udziałem skarbu państwa w akcjonariacie. I choć wypracowują miliardowe zyski, ich prezesi nie mają programów motywacyjnych.
Czy szefowie państwowych spółek powinni mieć programy opcji na akcje? — zapytał panelistów podczas CEE IPO Summit Krzysztof Walenczak, szef Societe Generale Corporate & Investment Banking, były wiceminister skarbu. Inwestorzy finansowi nie mają wątpliwości.
— Tak, ale z pewnymi ograniczeniami. W przypadku takich spółek jak np. Orlen czy Lotos program powinien być zbieżny ze strategią, bo jeśli wynik się poprawił tylko dzięki zmianie cen ropy, to udział zarządów jest w tym żaden. I to trzeba uwzględnić. Program trzeba też dostosować do wielkości spółki, by nie był zbyt hojny — mówi Grzegorz Chłopek, wiceprezes ING PTE.
— Jesteśmy dobrym adresatem tego pytania. Od wielu lat w spółkach, w których OFE są akcjonariuszami, takie programy funkcjonują i wiążą dobre zarządy ze spółką. W naszych programach doceniamy spółki lepsze niż rynek — mówi Paweł Klimkowski, zarządzający Aviva OFE.
Szefowie państwowych spółek nie mają wątpliwości, że takie programy są potrzebne. Andrzej Klesyk, prezes PZU, podczas IPO wielokrotnie był pytany o to, ile ma akcji ubezpieczyciela. Nie on jedyny.
— Po akwizycji Vatenfalla, po której pojawiły się wątpliwości dotyczące ceny, miałem kilka pytań o to, czy zarząd ma akcje Tauronu. Odpowiadałem, że tak. Co więcej, po akwizycji dokupiłem je. To jest pozytywnie odbierane przez inwestorów — mówi Krzysztof Zawadzki, wiceprezes Tauronu.
Czy skarb jest gotów poprzeć takie wnioski?
— Tak, ale z wieloma gwiazdkami — zaznacza Paweł Tamborski, wiceminister skarbu państwa. Miałby to być kolejny krok rozwoju państwowych spółek.
— Najpierw zapadła decyzja, by je upublicznić, wprowadzić zasady ładu korporacyjnego, a potem sprofesjonalizować wybór władz. Teraz czas na rozwiązanie kwestii skutecznego wynagradzania i motywowania — opowiada Paweł Tamborski.