2,8 mld zł — o tyle więcej wydała w 2020 r. PGE, największa polska firma energetyczna, na zakup uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Uprawnienia drożały i wciąż drożeją.
— Nawet w najczarniejszych snach nie spodziewałem się takich cen jak dziś, czyli 42-43 EUR za tonę — powiedział przy okazji publikacji wyników rocznych Paweł Strączyński, wiceprezes PGE.
Pomruk Brukseli
Uprawnienia do emisji to rodzaj podatku nakładanego na „najbrudniejsze” gałęzie przemysłu, który obciąża przede wszystkim węglowe źródła energii elektrycznej. Większość produkcji PGE pochodzi z takich właśnie źródeł. Tego, że uprawnienia będą rosły, firma się spodziewała, ale tak szybkiego wzrostu nie spodziewał się nikt.
— Nie ulega wątpliwości, że do handlu CO2 włączyły się podmioty niezwiązane z wytwarzaniem, lecz zainteresowane jedynie osiąganiem zysku na transakcjach spekulacyjnych. To wypaczenie idei powstania systemu handlu emisjami. Komisja Europejska wydała tylko kilka pomruków i zapowiedziała, że przyjrzy się systemowi handlu — uważa Paweł Strączyński.
O tym, że na rynku CO2 pierwsze skrzypce grają spekulanci zainteresowani odsprzedażą uprawnień po wyższej cenie, a nie potrzebujący ich do działalności operacyjnej, mówi się od wielu tygodni. W lutym agencja Bloomberg podała, że Komisja Europejska chce wprowadzić rozwiązania ograniczające spekulację.
Komu dług
By uniezależnić się od ceny uprawnień, trzeba ograniczyć emisję. Pomysł PGE zakłada inwestowanie w zieloną energetykę oraz pożegnanie z węglem, ale to drugie poprzez wydzielenie aktywów węglowych do osobnej firmy, kontrolowanej bezpośrednio przez państwo.
— Gospodarzem procesu jest Ministerstwo Aktywów Państwowych. Liczymy, że w najbliższych tygodniach poznamy szczegóły — mówi Wojciech Dąbrowski, prezes PGE.
Dla inwestorów giełdowych kluczowe znaczenie ma to, czy PGE odda aktywa z przypisanym do nich długiem czy bez. Wojciech Dąbrowski zakłada pierwsze rozwiązanie.
— Zaciągnęliśmy dług na budowę bloków węglowych w Opolu i Turowie i ten dług powinien być spłacany z pracy tych właśnie jednostek — mówi prezes PGE.

EBITDA pod ciężarem
Z zaprezentowanego w środę raportu rocznego PGE wynika, że pandemia wpłynęła na rynek energii, ale nie znacząco. Niższe zapotrzebowanie na energię elektryczną przełożyło się spadek wolumenów w dystrybucji PGE, ale tylko o 0,7 TWh, do 35,7 TWh. Widoczny był też spadek sprzedaży do odbiorców końcowych (o 6 proc.) i zmniejszenie wolumenu klientów biznesowych. EBITDA (zysk operacyjny powiększony o amortyzację), czyli najważniejszy ze wskaźników finansowych, spadł zaś o 16 proc., co PGE tłumaczy zdarzeniami jednorazowymi (głównie rezerwą rekultywacyjną) i wzrostem kosztów nabywania uprawnień CO2.