Slater: Grexit nie oznacza katastrofy

Marek DruśMarek Druś
opublikowano: 2015-05-11 14:30

Historia wskazuje, że wyjście Grecji ze strefy euro nie musiałoby zakończyć się katastrofą, twierdzi Adam Slater, ekonomista z Oxford Economics Ltd.

Tylko od 1945 roku ponad 70 państw i terytoriów opuściło unie walutowe i tylko niewiele z nich ucierpiało później na skutek znacznego spadku produktu, twierdzi Slater. W większości przypadków, na przykład byłej Jugosławii, można to wyjaśnić innymi szokami, jak wojna domowa.

Bloomberg

Slater przekonuje, że choć PKB Grecji może spaść o ok. 10 proc., spadek może być ograniczony i gospodarka może znaleźć niewidoczne obecnie korzyści, które pozwolą jej później przyzwoicie rosnąć.

- Najbardziej prawdopodobnym wynikiem, jeśli wyjdzie, jest początkowy znaczący spadek PKB, ale przeszłość pokazuje, że może być też mocne odbicie – powiedział Slater. - Wiele zależy od tego jak będzie zarządzane to przejście – dodał.

Przykładem jest Czechosłowacja, która rozwiązała unię walutową ze Słowacją w 1993 roku. Potrwało to pięć lat. Produkt Słowacji spadł o mniej niż 4 proc. w tym roku, a w 1995 roku był już o 10 proc. wyższy niż był w 1992 roku.

Obliczenia Slatera pokazują, że mediana wzrostu gospodarek opuszczających unie walutowe, to 2,7 proc. w pierwszym roku i 3,2 proc. między rokiem poprzedzającym wyjście a rokiem następującym po nim. Spadek produktu zanotowano jedynie w przypadku jednej trzeciej gospodarek wychodzących z unii walutowych. Bardzo negatywne skutki, spadek sięgający 20 proc. lub więcej, zdarzyły się tylko w 8 proc. przypadków. 

- Produkt może być zaskakująco odporny w sytuacji końca unii walutowej i poważnych kryzysów finansów, który czasami mu towarzyszy – powiedział Slater. 
W przypadku Grecji uważa on, że skorzystałaby na rezygnacji z euro dzięki niższemu kursowi, napędzającemu eksport, oraz złagodzeniu warunków finansowych.

Ogłaszając niewypłacalność, rząd mógłby znaleźć przestrzeń do rekapitalizowania banków. Spadek cen akcji na giełdzie nie obciążyłby gospodarstw domowych, bo tylko 2 proc. aktywów mają one w akcjach.