Co roku wymieniamy około 900 tys. lodówek. Ich prawidłowe przetworzenie oznacza niewyemitowanie 1,6 mln ton dwutlenku węgla. To tak, jakby 19 mln samochodów, czyli wszystkie zarejestrowane w Polsce, nie jeździły przez miesiąc. Najnowszy raport Najwyższej Izby Kontroli (NIK) wskazuje jednak, że system zbiórki i przetwarzania zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego (ZSEE) wymaga poprawy. W ponad 60 proc. kontroli przeprowadzonych przez wojewódzkie inspektoraty ochrony środowiska (WIOŚ) w pięciu województwach stwierdzono nieprawidłowości. W województwie kieleckim błędy zanotowano w 81 proc. Wiele firm zbierających i przetwarzających elektroodpady nie ma odpowiedniego wyposażenia i urządzeń. Brakuje też standardów przetwarzania, a system sprawozdawczy o zużytym sprzęcie nie dostarcza rzetelnychdanych. Dlatego NIK wnioskuje do Głównego Inspektora Ochrony Środowiska (GIOŚ), by określił sposób realizacji kontroli, a do ministra środowiska o wydanie rozporządzenia określającego wymagania dla procesów lub instalacji przetwarzania ZSEE i wymagań dla odpadów powstających w wyniku tych procesów.

Mało zbieramy
W rejestrze GIOŚ za 2015 r. (za 2016 r. jeszcze nie ma) figuruje 13 863 przedsiębiorców zbierających zużyty sprzęt, w tym 170 prowadzi zakłady przetwarzania, a 128 zajmuje się recyklingiem. Z 5872 przedsiębiorców wprowadzającychsprzęt, czyli głównie sprzedawców, 650 samodzielnie organizuje i finansuje jego zbiórkę. W 2015 r. wprowadzono do obrotu 527 mln kg sprzętu elektrycznego i elektronicznego, natomiast zebrano 199 mln kg. W przeliczeniu na jednego mieszkańca to zaledwie 4,92 kg. — Obecnie zbieramy niecałe 40 proc. tego, co wprowadzamy na rynek, a od 2021 r. będziemy musieli zbierać 65 proc. i poddawać recyklingowi prawie 90 proc. z tego. To będzie olbrzymie wyzwanie — uważa Wojciech Konecki ze Związku Pracodawców AGD CECED Polska. Według Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Ochrony Środowiska (OIGOŚ) sytuacja wymaga zdecydowanych działań państwa, które mogą radykalnie poprawić stan środowiska, wyeliminować patologie z rynku i wpłynąć na rozwój polskich firm recyklingowych. W resorcie środowiska rozpoczęły się prace nad rozporządzeniem ministra w sprawie minimalnych rocznych poziomów zbierania zużytego sprzętu elektrycznego i elektronicznego w latach 2018-20. Minister jest zobligowany do jego wydania zapisami dyrektywy (2012/19/UE). Polska będzie musiała osiągnąć następujące poziomy zbiórki ZSEE: w 2018 r. — 50 proc., w 2019 r. — 55 proc. i w 2020 — 60 proc. w stosunku do masy sprzętu wprowadzonego na rynek. Postanowienia dyrektywy nakładają na Polskę (na inne kraje wcześniej) zebranie w 2021 r. 65 proc. ZSSE.
Bez standardów ani rusz
— Odpowiednio przygotowana i wprowadzona regulacja może przynieść znaczącą poprawę środowiska w Polsce oraz dać impuls inwestycyjny i rozwojowy firmom przetwarzającym elektroodpady, a także wpisuje się w model gospodarki o obiegu zamkniętym — podkreśla Aleksander Traple, wiceprezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Ochrony Środowiska. Brak takich działań przyniesie negatywne efekty dla środowiska i wzrost kosztów ponoszonych przez Polaków.
— Może także pogłębić obecne patologie przez zwiększenie popytu na dokumenty z szarej strefy, poświadczające zebranie odpowiedniej ilości zużytego sprzętu — dodaje wiceprezes. Branża liczy, że minister określi standardy dla konkretnych procesów przetwarzania odpadów, w tym odpadów niebezpiecznych, mających największy wpływ na środowisko.
— Pozwoli to na zatrzymanie przetwarzania sprzętu w sposób rabunkowy, pogłębiający negatywne oddziaływanie. Zachęci też do inwestycji i modernizacji. Dziś firmy tego nie robią, bo nie muszą. Co więcej, inwestowanie w poprawę jakości jest nieracjonalne, zwiększa koszty i może doprowadzić przedsiębiorcę do upadłości — musi on bowiem konkurować z firmami, nie ponoszącymi żadnychkosztów na przetwarzanie ZSEE w zgodzie z wymaganiami środowiska. Natomiast większa masa ZSEE, przetwarzana w nieodpowiednich warunkach, bez wprowadzenia standardów, zwiększy tylko negatywy wpływ na środowisko — mówi Henryk Buczak, przewodniczący rady nadzorczej OIGOŚ. Polska jest jedynym krajem europejskim, w którym nie ma standardów przetwarzania elektrośmieci. W rezultacie np. 70 proc. odpadów niebezpiecznych, jakimi są lodówki i chłodziarki, przetwarzanych jest w prymitywny sposób na podwórkach, w garażach, punktach skupu złomu, a także w zakładach o niskim standardzie technologicznym — przy pomocy młotka, elektronarzędzi lub przenośnych urządzeń serwisowych czy strzępiarki do złomu — w instalacjach otwartych lub wręcz „na gołej ziemi”. W ten sposób szkodliwe substancje trafiają do atmosfery, gleby i wody. Poprawne działanie sprzętu wymaga wykorzystania wielu związków, które mogą być toksyczne dla środowiska, jeśli nie zostaną w odpowiedni sposób zagospodarowane. Sprzęt chłodniczy zawiera np. szkodliwe dla warstwy ozonowej freony i inne substancje o wysokim GWP (potencjał tworzenia efektu cieplarnianego). Nieprawidłowe przetworzenie zużytej lodówki jest równoważne emisji gazów mających tę samą szkodliwość co emisja CO2 z podróży samochodem osobowym na dystansie 10 tys. km. Dlatego należy doprowadzić do tego, by rynek elektrośmieci był konsekwentnie sprawdzany, a system prawny nie pozostawiał żadnych „furtek”. Wtedy gaz nie będzie trafiał do atmosfery, olej do gleby, a w dokumentach będzie się zgadzać.