8 czerwca kurs franka szwajcarskiego do złotego wyznaczył kilkumiesięczne minimum na poziomie 4,35 zł i po raz pierwszy od wybuchu wojny w Ukrainie przełamał barierę 4,40 zł. Choć wciąż był to poziom historycznie bardzo wysoki (przed listopadem 2021 r. kurs CHF/PLN nigdy nie przekraczał 4,40 zł), to ulga po marcowych 5 zł była widoczna.

Jednakże radość z nieco tańszego franka nie trwała zbyt długo. Dzień po ustanowieniu lokalnego minimum kurs CHF/PLN zaczął szybko iść w górę, w lipcu docierając do poziomu 4,93 zł. A więc niebezpiecznie blisko 5 zł, o którą otarliśmy się na początku marca, gdy rosyjskie wojska podeszły pod Kijów. Tym razem inwestorzy nie kupowali franka z powodu obaw o sytuację na Ukrainie, lecz pod wpływem niespodziewanej decyzji Szwajcarskiego Bank Narodowego.
SNB skorzystał z okazji
Nieco ponad tydzień po czerwcowym dołku franka SNB postanowił zaskoczyć i dokonał pierwszej od 15 lat podwyżki stóp procentowych. I to od razu o 50 pkt baz. - z -0,75 do -0,25 proc. Analitycy spodziewali się, że podwyżka stóp w Szwajcarii nastąpi dopiero we wrześniu i wyniesie tylko 25 pkt baz. Zatem dostaliśmy podwyżkę przyspieszoną o trzy miesiące i w podwójnym wymiarze.
Helweci postanowili zacieśnić politykę pieniężną, by przeciwdziałać narastającej presji inflacyjnej. Tempo wzrostu cen w Szwajcarii pozostaje relatywnie niskie na tle sytuacji w innych państwach: inflacja CPI wyniosła w maju tylko 2,9 proc., a w czerwcu przyspieszyła do 3,4 proc. To najwyższe wartości od prawie 30 lat, zdecydowanie przekraczające cel banku centralnego, w Szwajcarii wynoszący 0-2 proc. Co więcej, w ramach zwalczania inflacji prezes SNB Thomas Jordan powiedział, że szwajcarski frank nie jest już wysoko wyceniany i wskazał, że osłabienie waluty przyczyniło się do wzrostu inflacji.
W ten sposób SNB upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, wyprzedził pierwszą od ponad dekady podwyżkę w strefie euro, gdzie EBC po latach zerwał z polityką niedodatnich stóp procentowych. Po drugie, „odkleił” rynkowe oczekiwania względem pary EUR/CHF. Po 2011 r. inwestorzy obawiali się interwencji walutowych SNB osłabiających franka i utrzymujących kurs EUR/CHF najpierw powyżej poziomu 1,20, a później bronione były rubieże 1,06.

Frankowa rewolucja
Jednakże zmiana kursu w polityce monetarnej Helwetów w połączeniu z odejściem od obrony minimalnego parytetu EUR/CHF doprowadziła do małej walutowej rewolucji. Jeszcze pod koniec czerwca kurs EUR/CHF po raz pierwszy w historii spadł poniżej jedynki. Oznaczało to, że jeden frank kosztował więcej niż jedno euro. Właśnie przed taką sytuacją przez poprzednią dekadę SNB bronił się rękoma i nogami. Ale nagle przestał i pod koniec lipca euro było wyceniane na niespełna 97 centymów.
Rekordowo niski kurs franka do euro to jednak nie tyle oznaka siły helweckiej waluty, co słabości euro. W połowie lipca po raz pierwszy od niemal 20 lat euro było warte mniej od dolara amerykańskiego. Na parze z "zielonym” frank jest obecnie najmocniejszy od kwietnia, ale patrząc w długim terminie trudno mówić o jakiejś specjalnej sile helweckiej waluty. 2 sierpnia jeden dolar wart był nieco ponad 95 centymów. Przez minione 10 lat kurs USD/CHF wahał się w przedziale 0,85-1,05 franka za dolara. Stąd też obecna wycena franka w stosunku do dolara amerykańskiego mieści się niemal dokładnie w połowie tego historycznego zakresu wahań.
Złoty tonie wraz z euro
Kurs CHF/PLN to tzw. cross, czyli pochodna dwóch innych par walutowych. Pierwszą z nich jest para EUR/PLN będąca głównym wyznacznikiem siły polskiej waluty. Na tym odcinku złoty od wielu miesięcy spisuje się bardzo słabo, pozostając pod presją bardzo wysokiej inflacji CPI w Polsce, ogólnej niechęci inwestorów do walut rynków wschodzących oraz geopolityki (Ukraina) i trwającego kryzysu energetycznego w Europie.
Na niekorzyść złotego wpływa też bardzo mocny dolar, silny oczekiwaniami na kolejne zdecydowane podwyżki stóp procentowych w Rezerwie Federalnej. Fed zacieśnia (a raczej próbuje normalizować) politykę pieniężną w najszybszym tempie od 41 lat, na dwóch poprzednich posiedzeniach podnosząc stopę funduszy federalnych po 75 pkt baz. Zamiar kolejnych podwyżek mają też Szwajcarzy. Analitycy oczekują kolejnych podwyżek stóp w SNB we wrześniu, grudniu i marcu – za każdym razem o 25 pkt baz. W efekcie na koniec I kwartału 2023 r. główna stopa procentowa w Szwajcarii sięgnęłaby 0,50 proc.
Jeśli Fed i SNB podążą ścieżkami, jakie obecnie wyznaczają oczekiwania rynku, to złoty znajdzie się pod silną presję. A to dlatego, że nasza Rada Polityki Pieniężnej szykuje się do zakończenia cyklu podwyżek i w opinii ekonomistów zdecyduje się jeszcze na maksymalnie jedną podwyżkę we wrześniu (mówi się o 25 lub 50 pkt baz.). W tym scenariuszu na początku 2023 roku zostaniemy z wciąż bardzo wysoką inflacją CPI (prawdopodobnie znacznie wyższą niż w USA, strefie euro i Szwajcarii) oraz mniej korzystnym niż obecnie parytetem stóp procentowych względem tzw. rynków bazowych.
Potencjalnie jest to bardzo niebezpieczna mieszanka dla złotego, mająca potencjał by wypchnąć notowania euro i franka w okolice 4,90-5,00 zł. Oznaczałoby to osiągnięcie historycznych maksimów lub przy niekorzystnym otoczeniu rynkowym nawet groźbę ich przekroczenia. Na razie nie jest to scenariusz bazowy. Większość rynkowych analityków do końca roku obstawia delikatne umocnienie złotego. W bazie danych Bloomberga mediana prognoz dla kursu euro na koniec tego roku wynosi 4,65 zł. Tylko progności z banku Morgan Stanley typują euro po 4,90 zł na koniec grudnia. Kolejne trzy banki prognozują 4,80 zł. Dla przeciwwagi siedem zespołów analitycznych spodziewa się spadku ceny euro poniżej 4,60 zł.
Sytuacja zarówno na rynkach finansowych, jak i w realnej gospodarce od wielu miesięcy pozostaje bardzo dynamiczna. Dziś nikt nie jest w stanie przewidzieć, co jesienią stanie się z cenami surowców energetycznych. Nikt nie wie, czy obserwowane w ostatnich miesiącach pogorszenie koniunktury gospodarczej ulegnie przyspieszeniu, czy tez wykpimy się jedynie płytką i „techniczną” recesją. Niemniej jednak ryzyko osłabienia złotego wydaje się wyższe niż szanse na umocnienie naszej waluty. A jeśli na świecie coś pójdzie nie tak, to inwestorzy zapewne będą stadnie uciekać ku bezpiecznym przystaniom: do dolara, amerykańskich obligacji i franka szwajcarskiego. I w takim wypadku bariera 5 zł za franka może zostać naruszona.