SPC: negocjatorzy rozmawiają z branżą
Polscy negocjatorzy z Unią Europejską przygotowują się do rozwiązania kwestii ochrony patentowej leków (SPC). Na razie, i na szczęście, rozpoczęto konsultacje z przedstawicielami branży farmaceutycznej. Obie strony twierdzą, że będą chciały utrzymać dotychczasowe stanowisko Polski.
Przedstawiciele przemysłu farmaceutycznego nie obawiają się negatywnego rozwiązania problemu dodatkowej ochrony patentowej leków. Negocjatorzy zapewniają, że wbrew wszelkim spekulacjom nie zamierzają zmieniać dotychczasowego stanowiska w tej kwestii i nadal będą bronić krajowych wytwórców przed warunkami narzucanymi przez Unię.
— Zapewnienie utrzymania stanowiska, które jest w interesie branży, otrzymaliśmy od głównego negocjatora — mówi Cezary Śledziewski, dyrektor Zakładów Farmaceutycznych Pliva z Krakowa.
Istota sporu
Zamieszanie dotyczy wprowadzenia trwającego pięć lat tzw. dodatkowego świadectwa ochronnego SPC (Supplementary Protection Certificate) dla leków opatentowanych. SPC przedłuża o pięć lat dwudziestoletnią ochronę leku, na który patent już wygasł. Tym samym opóźnia wprowadzenie na rynek tzw. leków pochodnych, czyli bazujących na recepturach oryginałów.
Jednak prawdziwym problemem jest to, że Unia naciska na tzw. wsteczne działanie SPC, którego nie akceptuje ani krajowy przemysł farmaceutyczny, ani nasi negocjatorzy.
— Prawo nie może działać wstecz — mówi jeden z przedstawicieli branży.
Tymczasem według wyliczeń krajowych producentów, przyjęcie warunków Brukseli mogłoby nas kosztować 1 mld USD (3,4 mld zł).
Uparciuch znad Wisły
Polska jest jedynym krajem kandydującym, który nie zakończył rozmów z Brukselą na temat patentów na leki. Ma czego bronić. Polska jest bowiem bardzo chłonnym rynkiem, na którym działa kilku dużych producentów. Pozostali aspiranci do UE albo nie występowali z żadnymi wnioskami, albo — jak w przypadku Czech czy Węgier — znacznie złagodzili stanowiska. Jednak sytuacja na rynku farmaceutycznym tych krajów jest odmienna. Nasi południowi sąsiedzi — poza jednym zakładem — nie mają własnej produkcji. Z kolei na Węgrzech zdecydowana większość firm została przejęta przez koncerny unijne.