Spowolnienie w Dino nie psuje nastrojów

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2018-08-27 22:00

Notowania operatora supermarketów, który przez pierwszy rok na giełdzie przyniósł inwestorom krociowe zyski, pogłębiają korektę. Analitycy są jednak spokojni

Przeczytaj, a dowiesz się:

  • dlaczego kurs Dino spada
  • jak analitycy oceniają najnowsze wyniki sieci handlowej
  • jaka jest przyszłość Dino, czy warto kupić teraz akcje

Na giełdzie nie zawsze może być zielono. Dino, giełdowy operator sieci supermarketów, zadebiutował na GPW w kwietniu ubiegłego roku po ofercie publicznej, w czasie której apetyt inwestorów instytucjonalnych był tak duży, że aż objęli akcje powyżej ceny maksymalnej. Potem było tylko lepiej.

W ciągu pierwszego roku notowań kurs skoczył o ponad 150 proc., a Dino błyszczało na tle dwóch pozostałych dużych ubiegłorocznych debiutantów, czyli Playa i GetBacku. Kurs sięgnął szczytu na początku czerwca, gdy za jeden walor płacono 112,90 zł, co oznaczało, że wartość rynkowa spółki przekraczała 11 mld zł, a jej główny akcjonariusz, Tomasz Biernacki, stał się jednym z pięciu najbogatszych Polaków.

Wolniejsze tempo

Od tego czasu jest już jednak gorzej, a korekta pogłębiła się po ubiegłotygodniowej publikacji wyników za drugi kwartał. Choć wynik na poziomie netto wyraźnie pobił oczekiwania analityków, ankietowanych przez PAP, notowania spadły do poziomu około 90 zł za walor, czyli najniższego od kwietnia tego roku. Co się stało?

„Wyniki były lepsze od naszych prognoz i konsensu. Z drugiej strony, sprzedaż na metr kwadratowy spowolniła w porównaniu do 2017 r., a efekt bazy z drugiej połowy 2017 r. i pierwszego kwartału 2018 r. będzie miał negatywny wpływ na wskaźniki. Wolniejszy wzrost efektywności sprzedaży rok do roku w nadchodzących kwartałach może spotkać się z negatywną reakcją inwestorów”— oceniał Piotr Bogusz, analityk DM mBanku.

Dino na koniec czerwca miało 849 marketów, o 172 więcej niż rok wcześniej. W całym pierwszym półroczu, w trakcie którego uruchomiono 74 nowe sklepy, spółka wypracowała 2,71 mld zł przychodów, czyli o 34 proc. więcej niż rok wcześniej, a zysk netto skoczył o prawie 64 proc., do 126,5 mln zł. Najważniejszy w branży wskaźnik, czyli sprzedaż LFL (na tej samej powierzchni sklepów, co rok wcześniej), również wyraźnie się poprawił. Dynamika sprzedaży na tym poziomie sięgnęła 14,7 proc., podczas gdy u rynkowego lidera — Biedronki — było to 4,5 proc. Dino podtrzymuje zapowiedzi sprzed debiutu, zgodnie z którymi do końca 2020 r. ma mieć 1200 sklepów. Zapowiada też, że w całym 2018 r. dynamika sprzedaży LFL będzie dwucyfrowa.

— Kontynuujemy szybki rozwój sieci sklepów i pozyskujemy kolejne lokalizacje pod nowe markety. Intensyfikujemy obecność w zachodniej części Polski, ale jesteśmy też coraz mocniej obecni w centrum i północnych regionach kraju. Wkrótce otworzymy nowy magazyn na Dolnym Śląsku, drugim regionie pod względem liczby naszych sklepów. Będziemy otwierać kolejne markety i chcemy w tym roku przekroczyć ubiegłoroczną liczbę otwarć (147). Koniunktura sprzyja naszej działalności, obserwujemy stabilny poziom konsumpcji — komentował Szymon Piduch, prezes Dino.

Dobry sentyment

Na korzyści, które Dino czerpie z dobrej koniunktury, zwraca uwagę Michał Kuzawiński, analityk JP Morgan.

„Format Dino, oparty na niskich kosztach i niskich cenach oraz małych miastach i terenach wiejskich, wyraźnie skorzystał na programie 500+ i będzie korzystał z efektu wzrostu płac. Spółka jest dobrze spozycjonowana do tego, by zyskiwać na pozytywnych trendach makroekonomicznych w Polsce oraz na trendzie do robienia wygodnych zakupów po cenach porównywalnych do wiodących sieci dyskontowych mimo mniejszej skali. Uważamy, że z tego względu zasługuje na wycenę z premią do rynku” — pisze Michał Kuzawiński.

Analitycy w zdecydowanej większości są pozytywnie nastawieni do spółki. Spośród szesnastu wydanych w ostatnich czterech miesiącach rekomendacji siedem brzmi „kupuj”, osiem „trzymaj”, a tylko jedna — „sprzedaj”.

— Dino jest spółką wskaźnikowo bardzo drogą, można było się więc spodziewać przeceny w którymś momencie. Wyniki drugiego kwartału były lepsze od oczekiwań, ale „tylko" nieco lepsze, podczas gdy w poprzednich kwartałach pozytywne zaskoczenia były większe, być może więc to stało się przyczyną korekty. W moim spojrzeniu na spółkę nic się jednak nie zmienia. W drugim kwartale z jednej strony pokazano wyraźny wzrost marży brutto, a z drugiej — duży wzrost kosztów, zwłaszcza kosztów pracy. Te dwa elementy mogłyby sugerować, że w kolejnych kwartałach poziom marż się obniży, ale zarząd zapowiada, że na poziomie EBITDA można oczekiwać poprawy rzędu 0,2 pkt. proc. Inwestorzy, którzy wcześniej godzili się na wysoką — ze wskaźnikowego punktu widzenia — wycenę Dino ze względu na duże tempo rozwoju nie mają więc powodu, by teraz zmieniać zdanie. Do końca roku spółka będzie poprawiać marże i otwierać nowe sklepy. Obecny poziom cenowy uważam za atrakcyjny — mówi Jakub Viscardi, analityk DM BOŚ.