Sąd w składzie dwuosobowym rozpatrywał również odwołanie obrony od postanowienia sądu okręgowego z marca br., a dotyczące odmowy odroczenia rozprawy w sprawie ekstradycji ze względu na nieobecność Zygmunta N., który przebywał w szpitalu. Sąd nie dopatrzył się żadnych nieprawidłowości w meritum orzeczenia w tej sprawie i oddalił to odwołanie.
Obrona zapowiedziała odwołanie się do sądu apelacyjnego, orzekającego w składzie trzech sędziów, a jeśli zajdzie taka potrzeba to nawet do Izby Lordów i Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Obrońca Zygmunta N. argumentował, że jego ekstradycja byłaby "rażąco niesprawiedliwa z powodów medycznych". Twierdził też, że sędzia sądu magistrackiego pominęła opinię biegłego kardiologa, według którego Zygmunt N. jest podatny na udar mózgu w sytuacjach stresujących, nie nadała tej opinii należytej rangi i nie uzasadniła swojej decyzji.
Jednak sąd II instancji odrzucił ten argument wskazując na to, iż sąd magistracki rozpoznał ryzyko dla zdrowia Zygmunta N. w razie, gdyby miał być wydany stronie polskiej i uznał, iż nie ma przeszkód, aby zastosować ekstradycję.
Jedyne względy, które zdaniem sądu II instancji przemawiałyby przeciwko ekstradycji zachodziłyby wówczas, gdyby Zygmunt N. miał być dyskryminowany w Polsce ze względu na rasę, religię, orientację seksualną, lub poglądy polityczne tymczasem - według sądu - żadna z tych okoliczności nie zachodzi.
W grudniu sąd magistracki w Londynie rozpatrujący wniosek o przekazanie Polsce Zygmunta N. uznał, iż jego stan zdrowia jest na tyle dobry, że może on odpowiedzieć na postawione mu zarzuty przed sądem w Polsce. Tym samym sąd odrzucił argumenty obrony, według której przekazanie Polsce N. na mocy ENA w obecnym stanie zdrowia ściganego byłoby wobec niego nieuzasadnione i nadmiernie surowe, a jej skutkiem byłoby pogorszenie obecnego stanu zdrowia N.
Tarnobrzeska prokuratura okręgowa, która wnioskowała o wydanie wobec Zygmunta N. ENA, dotychczas nie została poinformowana o decyzji brytyjskiego sądu. Zastępca prokuratora okręgowego w Tarnobrzegu Janusz Wiśniewski powiedział PAP, że ma nadzieję, iż prokuratura otrzyma oficjalne informacje w czwartek.
Tarnobrzeska prokuratura, która od października 2001 roku prowadzi dwa śledztwa w sprawie LFO, chce postawić N. zarzuty wyłudzenia 21 mln dolarów kredytów z różnych banków na budowę LFO, przywłaszczenia 8 mln dolarów i ponad miliona euro na szkodę spółki oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Jednak N. nie stawiał się na wezwania prokuratury, przedstawiając zaświadczenia lekarskie o badaniach. Dlatego prokuratura wystąpiła do Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu o wydanie ENA wobec Zygmunta N. W styczniu 2005 roku tarnobrzeski sąd wydał taki nakaz.
Drugie śledztwo w sprawie LFO dotyczy kilku spotkań, na których miało dojść do nacisków ze strony osób z otoczenia byłego prezydenta, by Ministerstwo Zdrowia kontynuowało współpracę z LFO wbrew merytorycznym przesłankom.
O takich naciskach miał mówić podczas przesłuchania w grudniu 2004 roku b. minister zdrowia w rządzie SLD - Mariusz Łapiński. Według niego, w spotkaniach tych miał wziąć udział m.in. Marek Ungier - b. szef gabinetu prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Marek Wagner - były szef kancelarii premiera Leszka Millera i Zbigniew Siemiątkowski - były szef Agencji Wywiadu, a wcześniej Urzędu Ochrony Państwa. Na chwilę na spotkanie miał także "wpaść" prezydent Kwaśniewski.
W sprawie LFO postawiono zarzuty już kilku osobom, m.in. Włodzimierzowi W. (który przebywa w areszcie) i byłej podsekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, Halinie W.-T. Natomiast oskarżonym jest były minister Wiesław Kaczmarek. 2 października ub. roku przed warszawskim sądem zaczął się jego proces.
Tarnobrzeska prokuratura oskarżyła go w maju 2005 roku o to, że jako minister gospodarki w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza wydał nierzetelną opinię, która zdecydowała o przyznaniu spółce LFO poręczenia Skarbu Państwa, mimo braku podstaw co do celowości udzielenia takiej gwarancji. Grozi mu do 5 lat więzienia.
Spółka Laboratorium Frakcjonowania Osocza, która jako jedyna w kraju miała produkować leki z osocza krwi, zaciągnęła w 1997 roku na budowę fabryki ogromny kredyt - 32 mln dolarów. Udzieliło go konsorcjum bankowe, na którego czele stał Kredyt Bank. Gwarancji w 60 proc. udzielał zaś ówczesny rząd koalicji SLD-PSL premiera Włodzimierza Cimoszewicza. Spółka dostała 32 mln dolarów pożyczki, z czego wykorzystała 21 mln. Zamiast fabryki wybudowano jednak tylko dwie hale. Produkcja nigdy nie ruszyła, a spółka kredytu nie spłaciła. Banki wyegzekwowały już od Skarbu Państwa prawie 61 mln zł. (PAP)