Ubezpieczenie elektrowni wiatrowych PTU, funkcjonujące od kilku miesięcy, to pierwsza taka propozycja na naszym rynku. W zależności od tego, jak będzie działać w praktyce, może zmobilizować również innych ubezpieczycieli do tworzenia konkurencyjnych ofert dla farm wiatrowych. Na razie starym zwyczajem proponują właścicielom farm kombinacje kilku polis, przyglądają się nowej propozycji, a wielu z nich patrzy nań sceptycznie. A jest co ubezpieczać — elektrownie wiatrowe w ostatnich latach rosną u nas jak grzyby po deszczu. Dynamicznemu ich rozwojowi sprzyjają wymogi unijne, dotyczące produkcji energii elektrycznej z odnawialnych źródeł. Jeszcze przed 2000 r. takie instalacje praktycznie u nas nie funkcjonowały, a obecnie, według danych Urzędu Regulacji Energetyki, działa już 526 elektrowni wiatrowych o łącznej mocy 1616,4 MW.
— Moc z zainstalowanych turbin wiatrowych podwoiła się w ciągu roku — zwraca uwagę Tomasz Szejnoch, dyrektor ds. ubezpieczeń majątkowych w PTU. Jeśli tempo się utrzyma, plany Ministerstwa Gospodarki, które zakładają ponad 6 tys. MW mocy z elektrowni wiatrowych do 2020 r., wydają się mało ambitne. Z wyliczeń Tomasza Szejnocha wynika, że potencjał składki z rynku energii odnawialnej, w tym energetyki wiatrowej, sięga 40 mln zł. — Obliczenia robiłem w ubiegłym roku, więc obecnie może to być nawet 60 mln zł — zastrzega Tomasza Szejnocha.
Nie zaczęło się od PTU
Dedykowana farmom wiatrowym oferta PTU to nowość, choć nie oznacza, że elektrowni nie ubezpieczano wcześniej.
— Ubezpieczenia te funkcjonują już od wielu lat, jednak teraz po raz pierwszy ktoś zapakował je do jednego pudełka i w ten sposób reklamuje — uważa Marcin Zimowski, broker z Marsh. Do tej pory farmom wiatrowym proponowano dostępne na rynku produkty. Efekt końcowy wynikał z ich połączenia i modyfikacji, która miała na celu jak najlepsze dopasowanie zakresu ochrony do potrzeb danej farmy.
— Nasze warunki łączą to wszystko w jedno. Nie rozdzielamy szkód zewnętrznych i awarii mechanicznych, tylko funkcjonuje jeden wspólny zakres, który obejmuje zarówno szkody wynikające z przyczyn zewnętrznych, jak i wewnętrznych. Podział jest tylko jeden — szkody materialne w elektrowni oraz utrata zysku spowodowana szkodą w którymkolwiek z ubezpieczonych elementów elektrowni wiatrowej — tłumaczy Tomasz Szejnoch.
Jego zdaniem, najważniejszą zaletą nowego ubezpieczenia elektrowni wiatrowych jest fakt, że rozwiązanie zostało stworzone specjalnie dla farm wiatrowych, a więc uwzględnia ich specyfikę.
Chwyt marketingowy?
Ujednolicone produkty dedykowane farmom wiatrowym od dawna funkcjonują na Zachodzie. Jednak warunki stworzone przez PTU rynek ocenia różnie. — Stworzenie dedykowanych ogólnych warunków dla farm wiatrowych odbieramy jako jeden z elementów strategii marketingowej nowego na tym rynku ubezpieczyciela — mówi Tomasz Kukuła, kierownik wydziału ubezpieczeń technicznych dla przemysłu w Allianz.
Również niektórzy brokerzy są zdania, że dotychczasowe rozwiązania najzupełniej odpowiadają potrzebom właścicieli farm wiatrowych, a nawet są lepsze, gdyż wszystko można negocjować indywidualnie, dobierać tylko te elementy, które są potrzebne, i dodawać własne propozycje.
— Często są to warunki praktycznie napisane od nowa — mówi Marcin Zimowski. Jego zdaniem, produkt PTU może się najlepiej sprawdzić w przypadku niewielkichelektrowni, których właściciele nie korzystają z pomocy brokera, tylko ubezpieczają się samodzielnie i wolą kupić gotowe rozwiązanie niż zastanawiać się, jakie ryzyka rzeczywiście zostaną pokryte i co jeszcze można włączyć do ochrony.
Kilka razy taniej
Praktyka pokazuje jednak, że nauki Goather, akcjonariusza PTU, który współpracował przy tworzeniu pierwszych w Polsce warunków ubezpieczenia elektrowni wiatrowych i jest liderem w Europie na rynku ubezpieczeń energii odnawialnej, nie poszły w las. Broker, który już pierwszą umowę na warunkach PTU z dużą (50 MW mocy) elektrownią wiatrową zawarł, bardzo je sobie chwali. Podczas gdy ubezpieczyciele, przymierzając się do przyjęcia tego ryzyka, potworzyli konsorcja, PTU zaproponowało najbardziej atrakcyjną ofertę.
— Rozwiązanie proponowane przez PTU jest nawet kilkakrotnie tańsze od standardowych ofert — przyznaje Patryk Wełnicki, menedżer ds. obsługi klientów strategicznych w EIB. Jego zdaniem, w przypadku pozostałych ubezpieczycieli pełne ubezpieczenie elektrowni wiatrowych wymaga często zawarcia aż czterech oddzielnych polis. A jedno ubezpieczenie łączące w sobie ryzyka pokrywane za pomocą ubezpieczenia mienia od wszystkich ryzyk, mienia od awarii i ubezpieczenia przerw w działalności, ma wiele plusów.
— Zaletą takiej konstrukcji jest z pewnością prostsza likwidacja szkód, która abstrahuje od „żywiołowego” czy też awaryjnego ich pochodzenia — tłumaczy Patryk Wełnicki.
Stare, zagraniczne, szkodowe
Jednak największym problemem na naszym rynku nigdy nie był brak warunków dla elektrowni wiatrowych. — Większy to skłonność do akceptacji ubezpieczenia obiektów, które mamy w kraju — mówi Liliana Pewlczak-Szulc, dyrektor Biura Ubezpieczeń Lądowych w STBUBrokerzy Ubezpieczeniowi.
Dlatego kluczem do sukcesu PTU na tym rynku nie jest sam produkt, ale podejście do ryzyka. Bo ubezpieczenie elektrowni wiatrowych, szczególnie w Polsce, nie jest wcale łatwym zadaniem.
— Ok. 70 proc. turbin funkcjonujących w naszym kraju to turbiny używane, w różnym stanie sprowadzane głównie z Niemiec i Holandii, gdzie już jakiś czas przepracowały — zauważa Tomasz Szejnoch.
A im turbina jest starsza, tym większe ryzyko dla ubezpieczycieli. Podobno funkcjonuje nawet czarna lista turbin, na które oferty w ogóle nie są składane. Również PTU deklaruje, że stare turbiny nie mają co liczyć na ubezpieczenie na zaproponowanych niedawno warunkach. Trudno się temu dziwić, kiedy szkody w turbinach wiatrowych są zwykle bardzo kosztowne.
— Zdecydowana przewaga jest po stronie dużych szkód, powyżej 500 tys. zł, oraz trudnych do likwidacji kombinacji szkód majątkowych, maszynowych i utraty zysku — twierdzi Tomasz Kukuła. Ale rozmiar szkody nie ma tu wiele do rzeczy.
— Nawet stosunkowo niewielka szkoda materialna pociąga za sobą wysokie koszty naprawy i transportu elementów elektrowni, związane z koniecznością użycia specjalistycznego sprzętu, zaś brak dostępności niektórych części zamiennych w kraju powoduje przestoje i znaczącą utratę zysków — mówi Maria Dymek, z-ca dyrektora Przedstawicielstwa Korporacyjnego w Poznaniu w Ergo Hestii.
Nie było ostatniego słowa
Tym samym z jednej strony ubezpieczenia elektrowni wiatrowych to łakomy kąsek dla ubezpieczycieli, którzy mogą liczyć na dość wysokie składki z tego rynku. Ale z drugiej — biznes jest bardzo ryzykowny, ze względu na duży potencjał szkodowy elektrowni. Czasem trzeba do niego dokładać. Trudno więc powiedzieć, czy pozostali ubezpieczyciele pójdą śladem PTU. Niemniej jednak warunki stworzone specjalnie dla farm wiatrowych to duży krok naprzód. Ostatecznej formy produkt jeszcze nie przybrał.
— Nie powiedzieliśmy ostatniego słowa dotyczącego dodatkowych możliwości. W ramach wsparcia i dzielenia się know- -how ze strony naszego akcjonariusza otrzymamy zestaw klauzul dodatkowych, które mogą zmodyfikować postanowienia ogólnych warunków ubezpieczenia — zapowiada Tomasz Szejnoch.
526
Tyle elektrowni wiatrowych o łącznej mocy 1616,4 MW działa już w Polsce — wynika z danych Urzędu Regulacji Energetyki. Moc z zainstalowanych turbin wiatrowych podwoiła się w ciągu roku.