Stosunek do ISO dzieli doradców
H. Neumann International bliski zakończenia procesu certyfikacji
Z DUCHEM CZASU: Uzyskanie certyfikatu ISO to nie tylko marketingowy chwyt. Jego zdobycie to krok we właściwym kierunku, który wyróżnia firmę od konkurencji. Dostosowujemy się w ten sposób do najnowszych trendów światowych — mówi dr Leszek Zapałowski, quality manager i partner z H. Neumann International. fot. Borys Skrzyński
Czy w tak „ludzkim” biznesie, jakim jest doradztwo personalne, jest potrzebna certyfikacja ISO? Zdania przedstawicieli firm tej branży są rozbieżne. Jedni uważają tego typu certyfikację za niepotrzebną, inni zaś twierdzą, że rzeczywiście gwarantuje wysoki poziom doradczych usług.
W naszym kraju po certyfikaty ISO sięgają przede wszystkim przedsiębiorstwa produkcyjne. Dużo rzadziej o taki dokument starają się firmy usługowe. Jednak zdaniem części naszych rozmówców, na Zachodzie pojawia się tendencja do certyfikowania i tej grupy firm — również doradztwa personalnego. Rafał Dutkiewicz, partner zarządzający Signium/Ward Howell, przyznaje, że rzeczywiście zauważył taką tendencję na rynku, lecz jednoznacznie twierdzi, że firmom z tego segmentu biznesu ISO wcale nie jest potrzebne.
— ISO to jedynie świadectwo istnienia procedur, które często nie znajdują odzwierciedlenia w rzeczywistości — uważa Rafał Dutkiewicz.
Argument w rozmowach
Mniej bezkompromisowe w tej materii stanowisko zachowuje Andrzej Maciejewski, dyrektor zarządzający Kienbaum Polska.
— Zdania na temat ISO są podzielone. Moim zdaniem certyfikacja spełnia dwie funkcje. Jedna jest typowa wewnętrzna i ma przekładać się na standaryzację procedur i zapewnienie jakości usług. Druga funkcja ma charakter czysto marketingowy. Firma posiadająca ISO odróżnia się od swoich konkurentów, co można wykorzystać w kontaktach z potencjalnymi klientami — tłumaczy Andrzej Maciejewski.
Według naszego rozmówcy, kwestia standaryzacji wiąże się ze skalą organizacji. W Niemczech, gdzie Kienbaum zatrudnia kilkaset osób w 11 biurach, firma ta posiada certyfikat ISO już od kilku lat. Jak twierdzi Andrzej Maciejewski, wprowadzenie ISO pomogło w standaryzacji procedur, ale przyniosło efekt uboczny w postaci pewnej biurokracji
— Rzeczywistość w biznesie ludzkim wygląda inaczej niż wielopunktowa receptura. Nie ma identycznych projektów w branży human resources. Z tego powodu uważam, że głównym walorem ISO jest możliwość wykorzystania go jako argumentu w rozmowach z potencjalnymi klientami — mówi Andrzej Maciejewski.
Wewnętrzna kontrola
Jeszcze inaczej na tę kwestię patrzy dr Leszek Zapałowski, quality manager i partner w H. Neumann International, które dwa lata temu rozpoczęło projekt certyfikacji i spodziewa się otrzymać ISO w najbliższych tygodniach. Nasz rozmówca zwraca szczególną uwagę na korzyści wewnętrzne firmy, wynikające z uzyskania przez nią certyfikatu.
— Doradztwo personalne to wysoce wyspecjalizowana usługa, w której tzw. element ludzki musi być uzupełniany przez profesjonalne i skodyfikowane metody działania. Norma ISO narzuca konsultantowi określone rygory działania, ale dzięki temu można z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa zagwarantować wysoką jakość świadczonych przez niego usług. W H. Neumann International, zgodnie z przyjętą procedurą, każdy projekt doradczy jest co tydzień kontrolowany zarówno pod kątem jakości, jak i terminowości realizacji — wyjaśnia Leszek Zapałowski.
Według naszego rozmówcy, ISO nie tylko ma być dowodem wysokiej jakości usług dla klienta. Taki certyfikat to też świadectwo dla kandydatów do pracy, których na rozmowy zaprasza doradcza firma.
— Kandydaci do pracy na najwyższe stanowiska muszą bowiem mieć pewność, że mają do czynienia z profesjonalną firmą doradczą, która gwarantuje dyskrecję i oferuje ciekawą pracę — dodaje Leszek Zapałowski.
AKCEPTACJA: Firma, która zdecyduje się na wprowadzenie ISO, musi doprowadzić do tego, by jej pracownicy przyjęli ten standard jako swój. Nie może być to pokazowe działanie na zewnątrz, rodzaj sztuki dla sztuki — uważa Andrzej Maciejewski z Kienbaum. fot. M. Pstrągowska