
W bieżącym tygodniu trochę bardziej przeważają jednak te drugie – nie tylko ze względu na wątły wzrost produkcji ropy naftowej w OPEC, lecz także ze względu na rozpoczęty właśnie strajk pracowników sektora naftowego w Norwegii. Po ubiegłotygodniowym fiasku rozmów związanych z wysokością wynagrodzeń, przedstawiciele związku zawodowego Lederne ogłosili nadchodzący strajk na kilku platformach naftowych w tym kraju.
Dzisiaj o północy protest rozpoczął się na trzech polach naftowych, jutro o północy mają do niego dołączyć pracownicy kolejnych trzech pól, zaś do 9 lipca prawdopodobnie strajk obejmie także trzy kolejne kluczowe pola naftowe. Warto wspomnieć, że strajki na niektórych platformach automatycznie oznaczają konieczność wstrzymania działalności operacyjnej w kolejnych miejscach, które są infrastrukturalnie połączone z polami objętymi strajkiem.

Na razie strajk objął około 4% norweskiej produkcji ropy naftowej, co samo w sobie nie oznacza istotnego zaburzenia sytuacji na rynku. Niemniej, jeśli protest się przedłuży, to produkcja ucierpi bardziej. Jeśli plany wstrzymania wydobycia zostaną wprowadzone w życie, to mogą one objąć około 15% norweskiej produkcji ropy naftowej (oraz nawet jedną czwartą lokalnej produkcji gazu ziemnego).
Prawdopodobnie w innych okolicznościach strajk w Norwegii przebiegłby bez większego echa na światowym rynku energii, jednak obecnie, gdy Europa mierzy się z ogromnym wyzwaniem w postaci konsekwencji wojny w Ukrainie i sankcji narzuconych na Rosję, każde zaburzenie produkcji budzi dodatkowy niepokój.
