Mateusz Szczurek, minister finansów, wyjaśnia, że ostatnie dosyć istotne umocnienie polskiej waluty to efekt rozpoczęcia luzowania ilościowego przez Europejski Bank Centralny i zakończenie obniżek stóp procentowych przez polskie władze monetarne. Niedawno spadły one do 1,5 proc., najniższego w historii poziomu.
— Sama aprecjacja złotego wobec euro nie jest więc zaskakująca — mówi minister. Podkreśla, że resort finansów założył w budżecie państwa, iż złoty będzie jeszcze mocniejszy. Z prognoz ministerstwa wynika, że w tym roku kurs euro wyniesie średnio 3,98 zł, w przyszłym — 3,76 zł. Mateusz Szczurek zaznacza, że mocny złoty mógłby szkodzić konkurencyjności gospodarki, gdy była oparta głównie na eksporcie. Motory wzrostu są jednak inne.
— Tym, co napędzało gospodarkę w ostatnich kwartałach i będzie napędzać także w tym roku, są popyt krajowy, inwestycjei rosnące zatrudnienie — mówi Mateusz Szczurek.
Jego zdaniem, prognoza wzrostu PKB na ten rok, na poziomie 3,4 proc., nie jest zagrożona. Oczywiście, o ile złoty nie wzmocni się jeszcze bardziej. Zdaniem ekspertów, próg opłacalności eksportu jest bardzo daleko od tego, co dzisiaj widać na rynku walutowym. Za euro obecnie należy zapłacić ok. 4,13 zł, choć w ostatnich dniach testowany był już poziom 4,1.
— Na pewno mocny złoty zmniejsza zyski firm sprzedających za granicę, ale poziomy, przy których eksport staje się nieopłacalny, firmy określają na 3,85-3,9 zł za euro — mówi Rafał Benecki, główny ekonomista ING BSK. Zapewne z tego powodu ryzyka dla eksportu nie widzi też Narodowy Bank Polski, kolejna instytucja z ul. Świętokrzyskiej.
— Obecne poziomy kursu, po jego ostatniej aprecjacji, nie są problemem i powodem do niepokoju — uważa Andrzej Raczko z zarządu NBP. Z ostatniego badania koniunktury w sektorze przedsiębiorstw, jakie przeprowadził bank centralny, wynika, że konkurencyjność cenowa oraz opłacalność sprzedaży zagranicznej są na bardzo stabilnym i wysokim poziomie.