Adresy dwóch świadków, których chce przesłuchać w sprawie Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej (WGI), sąd postanowił ustalić przy pomocy ZUS i NFZ. Z trzech osób, jakie miały zeznawać w roli świadków w grudniu 2024 r., zeznawała tylko jedna – syndyk WGI Consulting. Jak wielu innych świadków, którzy mieli opowiadać o wydarzeniach sprzed około 20 lat, już na wstępie zaznaczył, że nie pamięta przebiegu postępowania upadłościowego.
- Może pamiętam jakieś główne elementy – dodał syndyk.
- Niech pan powie, co pamięta – zachęcała sędzia Anna Wierciszewska-Chojnowska, prowadząca ponowny proces szefów WGI.
- Głównym elementem postępowania było odzyskanie pieniędzy ulokowanych w Stanach Zjednoczonych, które były zamrożone przez amerykański rząd – zwięźle określił swoją rolę sprzed lat syndyk.
Jego przesłuchanie szybko przerodziło się w odczytywanie zeznań, jakie przed laty założył w prokuraturze i przed sądem. Świadek tylko je potwierdzał, czasami słowami: potwierdzam zeznania, ale nic z tego nie pamiętam.
Amerykańskie wsparcie
W zeznaniach złożonych przed laty syndyk wyrażał krytyczne opinie o księgowości WGI Consulting, jak również o strukturze aktywów ulokowanych w amerykańskiej Wachovii Securities. Dużą wagę miały w nich akcje spółki CEDC. Syndyk zwracał uwagę na brak dywersyfikacji portfela, która spowodowała, że w wyniku przeceny akcji tej firmy jego wartość mocno stopniała. Gdy przejmował spółkę, oskarżeni M.S. i Ł.K. mieli go poinformować, że według stanu na 31 marca 2006 r. aktywa w Wachovii mają wartość 32,9 mln USD. Tyle że już w czerwcu kwota ta zmniejszyła się do około 17 mln USD, czego – jak syndyk twierdził przed laty – oskarżeni mieli świadomość. Sam o stanie rachunku w Wachovii dowiedział się po znalezieniu skoroszytu z wyciągami sporządzonymi po 31 marca 2006 r. Dwa miesiące po tej dacie w amerykańskim domu maklerskim zamiast 32,9 mln USD na grupę WGI czekało tylko 17,4 mln USD.
Zarówno przed laty, jak również obecnie syndyk podkreślał, że żadne urzędy państwa polskiego, w tym Ministerstwo Sprawiedliwości i Ministerstwo Spraw Zagranicznych, nie pomagały mu w odzyskaniu pieniędzy, które mógłby przekazać potem klientom WGI.
- Na koniec jak odzyskałem 17 mln USD, to wszyscy chcieli się przytulić i być ojcami sukcesu – mówił syndyk WGI Consulting.
Z wypowiedzi syndyka wynika, że w ściągnięciu do Polski pieniędzy zdeponowanych w Wachovi Securities najbardziej pomógł mu ówczesny oficer łącznikowy FBI w Polsce.
- Tego nie było we wcześniejszych zeznaniach, ale poza FBI bardzo mi pomógł ówczesny ambasador Stanów Zjednoczonych pan Victor Ashe – zaznaczył 17 grudnia 2024 r. syndyk.
Zarówno przed laty, jak również obecnie syndyk podkreślał, że żadne urzędy państwa polskiego, w tym Ministerstwo Sprawiedliwości i Ministerstwo Spraw Zagranicznych, nie pomagały mu w odzyskaniu pieniędzy, które mógłby przekazać potem klientom WGI.
Dlaczego musieli mu pomagać? KPWiG przesłała amerykańskiemu odpowiednikowi (SEC) informację o praniu brudnych pieniędzy przez WGI. W efekcie rachunek w Wachovii został przez Amerykanów zablokowany z myślą o przewłaszczeniu aktywów przez amerykański rząd, co przynajmniej wtedy było standardową praktyką stosowaną przy praniu brudnych pieniędzy. Z syndykiem nikt zaś nie chciał za oceanem rozmawiać na temat rachunku w Wachovii, nawet po tym jak przedstawił dokumenty potwierdzające, że w nowym stanie prawnym to on jest reprezentantem polskiej spółki.
Dowodów na pralnię nie widział
Blokada rachunku w Wachovii w wyniku oskarżeń o pranie brudnych pieniędzy miała jeszcze jeden skutek. Wachovia potrąciła z rachunku 10 mln USD kredytu, jakiego udzieliła w celu lewarowania inwestycji grupy WGI. W efekcie wartość aktywów na rachunku spadła do 6-7 mln USD. Syndyk odzyskał około 17 mln USD, bo akcje CEDC podrożały w trakcie blokady. W tym kontekście Jakub Wende, adwokat oskarżonych, pytał syndyka, czy z perspektywy czasu nie uważa jednak inwestycji w CEDC za uzasadnioną ekonomicznie.
Syndyk podtrzymał krytyczną opinię o braku dywersyfikacji portfela WGI Consulting. Nie był też przekonany do gdybania o wartości inwestycji w sytuacji, gdyby nie doszło do blokady rachunku w Wachovii.
- Mogę założyć, że WGI Consulting dalej działa i zmienia portfel na inne spółki – wskazał scenariusz alternatywny do koncepcji obrońcy.
Pytany przez obrońcę przyznał zarazem, że nie wie na jakiej podstawie były formułowane twierdzenia KPWiG o praniu brudnych pieniędzy przez WGI. Sam dowodów na to nigdy nie widział.
- Gdyby było inaczej, złożyłbym zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa – podkreślił syndyk.
W tym kontekście warto przypomnieć, że złożył takie zawiadomienie dotyczące zaboru 10 mln USD przez oskarżonych M.S. i Ł.K.
Proces rozpoczęty w maju 2023 r. – niemal równe 17 lat po odebraniu Warszawskiej Grupie Inwestycyjnej (WGI) licencji maklerskiej - ma rozstrzygnąć o odpowiedzialności trzech członków zarządu WGI za to, że w 2006 r. 1156 klientów WGI straciło 247,9 mln zł (na dzisiejsze pieniądze około 660 mln zł). W pierwotnym procesie szefowie WGI zostali uniewinnieni w 2020 r. Stało się to 14,5 roku po upadku WGI, w tym ośmiu latach postępowania sądowego (wcześniej sprawa latami tkwiła w prokuraturze). W 2022 r. sąd apelacyjny odesłał jednak sprawę do ponownego rozpatrzenia. Samą WGI można uznać za prekursorkę działalności foreksowej, z tym że w przypadku WGI to firma zajmowała pozycje, operując pieniędzmi klientów. Gdy się tym zajęła, działalność ta nie była w żaden sposób regulowana. Zmiana przepisów sprawiła, że działalność ta trafiła pod nadzór Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (KPWiG), poprzedniczki Komisji Nadzoru Finansowego. WGI stała się wtedy domem maklerskim, ale powstała też spółka WGI Consulting, która emitowała obligacje powiązane z aktywami, jakie grupa WGI ulokowała w amerykańskiej Wachovii Securities. Obligacje te stały się w pewnym momencie głównym aktywem klientów WGI, występującej już wtedy w roli domu maklerskiego.