„Puls Biznesu”: Aplikacja Booksy działa w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Brazylii, Polsce i w wielu innych zakątkach świata. Ile firm obsługujecie?

Stefan Batory, prezes Booksy: W marcu mieliśmy ponad 300 tys. zarejestrowanych salonów fryzjerskich, barberskich, kosmetycznych. Dwie trzecie w Stanach Zjednoczonych, pozostałe rozlokowane na międzynarodowych rynkach. W Polsce obsługiwaliśmy kilkanaście tysięcy podmiotów.
Pandemia COVID-19 zamroziła ruch na każdym z tych rynków. Klienci zniknęli z Booksy?
Duża część zrezygnowała lub poprosiła o zawieszenie subskrypcji, mimo że dobrowolnie obniżyliśmy abonament o 50 proc. Spodziewam się, że w maju możemy mieć nawet o połowę mniej klientów.
Nie wystarcza na bieżące potrzeby firmy, prawda?
Pozostaje nam na utrzymanie hostingu i gotowości operacyjnej aplikacji, ale już nie firmy w jej dotychczasowym wymiarze. Booksy jest start-upem, nasz rozwój w dużym stopniu finansują inwestorzy i fundusze venture capital, a teraz nie mam gwarancji, że w najbliższym roku, może dwóch, będziemy mogli zrealizować kolejną rundę. Dopóki sytuacja w globalnej gospodarce się nie ustabilizuje, dostęp do rynków kapitałowych będzie ograniczony. Dodatkowo nastawiam się na spadek przychodów, nawet gdy już wróci ruch w salonach fryzjerskich i kosmetycznych.
Co to oznacza dla firmy?
Musieliśmy się rozstać ze sporą grupą pracowników.
Jak dużą?
Połową zespołu.
Czyli?
Ponad 150 osób, z czego kilkadziesiąt w Polsce.
Ta decyzja to efekt nacisków ze strony inwestorów? Pisaliśmy, że fundusze rozpoczęły przegląd spółek, a ich zarządzający otwarcie mówili, że będą rekomendować spółkom cięcie kosztów i zatrudnienia.
Jestem prezesem firmy, to ja podejmuję ostateczne decyzje. Nie mogę się więc zasłaniać inwestorami. Oczywiście rozmowy z nimi się odbyły – wielu to także przedsiębiorcy, którzy przeszli przez wcześniejsze kryzysy gospodarcze i teraz podzielili się z nami doświadczeniami.
Była to najtrudniejsza decyzja w moim życiu zawodowym. Z jednej strony, z wspólnikiem Konradem Howardem mieliśmy… nadal mamy marzenie zbudowania najbardziej rozpoznawalnej polskiej marki internetowej. Z drugiej, zżyliśmy się zespołem. Dziś jestem najbardziej dumny nie tyle z tego, jaką skalę biznesu udało nam się osiągnąć, jakie przychody, dynamikę wzrostu, ile z faktu, że po 20 latach prowadzenia różnych firm wreszcie zbudowaliśmy zespół, kulturę organizacyjną, atmosferę, do jakich dążyłem. Wcześniej jako przedsiębiorca popełniałem różne błędy, uczyłem się.
Rozstawaliśmy się z ludźmi ze łzami w oczach… jakbyśmy musieli amputować sobie ręce, żeby ratować życie.
Te osoby mogą liczyć na publiczne wsparcie w swoich krajach?
Pracownicy w Hiszpanii i Wielkiej Brytanii od razu przeszli na tzw. postojowe, rodzaj rządowego zasiłku, który w najbliższym czasie będzie pokrywał koszty ich wynagrodzenia. W tych krajach było nam łatwiej.
W Stanach Zjednoczonych firmy dostają dotacje w postaci 2,5-krotności średniej wynagrodzeń pracowników z ostatniego roku, jednak pomimo tego liczba bezrobotnych zwiększa się w zastraszającym tempie. Złożyliśmy aplikację o wsparcie, czekamy na odpowiedź.
Dramatyczne dla nas decyzje o zwolnieniach podjęliśmy pod koniec marca. W Polsce nie było wówczas konkretnych działań ze strony rządu, które dałyby nam gwarancję pomocy w kolejnych miesiącach. Nie mogłem czekać.
Jakie konsekwencje pociąga za sobą zbyt powolne reagowanie państw?
Pomoc jest teraz koniecznością, nie tylko z perspektywy pojedynczych firm, ale całej gospodarki. Jeśli przedsiębiorstwa całkowicie straciły przychody, zdecydują się na zwolnienie pracowników. Tworzy się zamknięty krąg – teraz państwa będą zmuszone wypłacać zasiłki dla bezrobotnych. Odtwarzanie miejsc pracy będzie powolnym procesem, tym bardziej, że być może grozi nam druga fala epidemii. Firmy posiadając okrojone zespoły, zaczną szukać ratunku w automatyzacji produkcji i procesów. Miejsca pracy mogą więc znikać z rynku w zbyt szybkim tempie.
Start-upy znalazły się teraz w specyficznej sytuacji - nie osiągają jeszcze wystarczających przychodów, a jednocześnie, jak sam pan zaznaczył, będą w najbliższym czasie odcięte od rynku kapitałowego. Potrzebują odrębnego programu wsparcia?
Rozwijanie start-upu porównuję do budowy fabryki – póki nie jest skończona, nie ma pełnych mocy produkcyjnych. Booksy, aby szybko mogło osiągnąć oczekiwaną skalę działania, było finansowane przez inwestorów. Takiego tempa wzrostu nie udałoby się osiągnąć wyłącznie z przychodów. W skali globalnej nie przekroczyliśmy jeszcze progu rentowności, choć przez cztery lata z rzędu notowaliśmy trzykrotny wzrost przychodów rok do roku. W podobnej sytuacji są inne start-upy, słabsze mogą upadać.
Nie stawiałbym natomiast start-upów w uprzywilejowanej pozycji przed salonami fryzjerskimi, restauracjami, biurami podróży itp., które kryzys odczuwają równie mocno.
Booksy nie mogło dostać zastrzyku finansowego od obecnych inwestorów?
Mamy zapewnienie od kilku z nich, że – jeśli pandemia będzie się przedłużać – rozważą taką ewentualność. Na razie na tego rodzaju pomoc jest za wcześnie. Rozumiem, że dla inwestorów to czas sprawdzania kondycji spółek z własnych portfeli i decyzji, które z nich potrzebują natychmiastowego finansowania. Budżet inwestorów też jest ograniczony.
Czy dla Booksy nie był to już czas na kolejną rundę inwestycyjną?
Kryzys na rynku dopadł nas pomiędzy rundami. Poprzednią zamknęliśmy w drugiej połowie 2019 r., a kilka tygodni temu, dosłownie tuż przed epidemią, rozpoczęliśmy kolejną turę negocjacji z inwestorami. W marcu wszyscy powiedzieli: Booksy nam się podoba, ale zobaczymy, jak zamrożenie usług odbije się na branży i na samej firmie.
Jaką strategię działania przyjęliście?
Jeszcze miesiąc temu nastawialiśmy się na wzrost, teraz mamy dwa priorytety: przetrwanie firmy i pomoc branży. Chcemy ochronić pozostałe miejsca pracy u nas i w salonach naszych klientów.
Obecnie promujemy działania e-commerce salonów – część sprzedaje produkty kosmetyczne i pielęgnacyjne online, inni przerzucili się np. na sprzedaż maseczek ochronnych i środków do dezynfekcji. W aplikacji umożliwiamy sprzedaż voucherów na usługi do wykorzystania w przyszłości, a także prowadzenie konsultacji online. W ramach akcji „Prześlij trochę wsparcia” zachęcamy konsumentów do przekazywania darowizn dla ich ulubionych salonów. Mamy już blisko 3 tys. wpłat.