
„PB”: Radio RMF FM informowało ostatnio o pomyśle rządu, by w ramach walki z inflacją ograniczyć odgórnie marże narzucane przez stacje benzynowe i rafinerie. Co pan na to?
Daniel Obajtek: Wiele państw próbuje tworzyć mechanizmy ograniczające inflację, ponieważ to ważny problem społeczny. PKN Orlen jest jednak koncernem międzynarodowym, o budowanej latami silnej pozycji i działa według zasad rynkowych. Takie firmy potrzebują stabilności i przewidywalności prowadzenia biznesu.
Uważam, że projektowane przez rząd mechanizmy, o których mówił ostatnio premier Mateusz Morawiecki, uwzględnią uwarunkowania firm działających na zasadach wolnorynkowych. Wiem też, że rząd z premierem na czele intensywnie pracuje nad innymi rozwiązaniami, które będą dobre dla gospodarki.

Mówi pan o akcyzie?
Obniżenie wysokości różnego rodzaju danin obowiązkowych nakładanych na paliwa, niekoniecznie sensu stricto akcyzy, wpłynęłoby na ceny paliw na stacjach, nie ograniczając jednocześnie dochodów PKN Orlen, które są ważne zarówno dla akcjonariuszy, ale też w kontekście inwestycji rozwojowych. Takie rozwiązanie nie miałoby negatywnego wpływu na wycenę koncernu. Trzeba też pamiętać, że wysokie ceny paliw wcale nie są w naszym interesie, ponieważ ograniczają popyt na paliwa, a dla nas wolumen sprzedaży jest bardzo istotny.
Jakie inne instrumenty, obniżające końcowe ceny paliw, wchodzą w grę?
Wiele z nich sami już wdrażamy. Wystarczy zauważyć, że obecne ceny paliw są na podobnym poziomie, na którym były w 2012 r., tzn. oscylują wokół 6 zł. Jednocześnie od 2012 r. wzrosły płace, zwiększył się udział biokomponentów w paliwach, cena baryłki ropy jest wyższa, zmienił się też kurs dolara. Dlatego nie porównujmy cen paliw w ujęciu rok do roku, zwłaszcza jeśli mamy za sobą rok pandemiczny.
Dziś mamy jedne z najniższych cen paliw w Europie, co wynika z siły naszych rafinerii, z ich ponad 90-procentowego obciążenia produkcyjnego, dywersyfikacji dostaw do Polski oraz z optymalizacji logistyki. To także efekt decyzji zarządu o wyprzedzającym nabyciu praw do emisji CO2 po 23 EUR/t, podczas gdy dziś kosztują już 70 EUR/t. Dzięki temu zabezpieczyliśmy się do połowy 2023 r.
Przewiduję, że ceny paliw będą się stabilizować. Już widzimy, że rynek spot przestał piąć się w górę, a cena baryłki się obniża. Martwić może jedynie rosnący kurs dolara.
Jak państwowa ingerencja w marże paliwowe byłaby odebrana przez partnerów, z którymi PKN Orlen prowadzi negocjacje w sprawie środków zaradczych związanych z fuzją z Lotosem?
Orlen to silny koncern międzynarodowy, który prowadzi wielkie inwestycje i szuka w tym celu taniego kapitału. Jesteśmy w trakcie negocjacji z partnerami warunków związanych z realizacją środków zaradczych. Stabilność i zabezpieczenie rynkowych warunków prowadzenia działalności to kluczowe elementy wszystkich rozmów. Tego właśnie oczekujemy zarówno my, jak też potencjalni partnerzy zainteresowani zainwestowaniem w rafinerię Lotosu.
Do 14 listopada PKN Orlen miał przedstawić Komisji Europejskiej sposób, w jaki chce wypełnić środki zaradcze związane z fuzją z Lotosem. Chodzi m.in. o sprzedaż 30 proc. udziałów w rafinerii Lotosu. Poprosił jednak o przedłużenie terminu do 14 stycznia. Dlaczego się nie udało zrealizować projektu w terminie?
Obserwatorzy patrzą na fuzję przez pryzmat pewnych progów i dat, a ja patrzę na końcowy efekt operacji. Opracowana jest już struktura transakcji, wydzielona została gdańska rafineria, uporządkowano strukturę właścicielską Lotosu, podpisano również porozumienia ze związkami zawodowymi. To pokazuje, jak znacząco proces posunął się do przodu.
Jeśli zaś chodzi o warunki zaradcze, to aby wynegocjować je z partnerami jak najlepsze, potrzeba czasu. Moment na negocjacje jest teraz trudny, co wynika z pandemii, niestabilnych cen surowców, a także z coraz większej presji na osiągnięcie neutralności emisyjnej i związanych z tym dat i terminów narzucanych przez Unię Europejską. To są ogromne wyzwania i trudne procesy, które również mają wpływ na przebieg negocjacji. Niemniej zainteresowanie jest duże, a negocjacje trwają.
Nie było problemów z uzyskaniem zgody Komisji Europejskiej?
Nie. Komisja widzi, że proces idzie do przodu i niewiele brakuje do jego dopięcia. Warto pamiętać, że ma ona na bieżąco bardzo szczegółowy wgląd w przebieg naszych działań i widzi wszystkie dokumenty. To, że się zgodziła, najlepiej świadczy o tym, że ocenia ten proces jako zaawansowany. Jesteśmy na ostatniej prostej do jego zamknięcia.
Czy możliwe będzie kolejne przesunięcie terminu?
W takim procesie wszystko jest możliwe. Na pewno nie będziemy działać w pośpiechu. Generalnie proces dobiega już końca, ale po drodze jeszcze wiele może się wydarzyć. Transakcja musi być przede wszystkim opłacalna i zapewnić bezpieczeństwo energetyczne Polski. Trzeba też pamiętać o kwestiach związanych z procesem legislacji. Bardzo ważna jest np. zmiana ustawy o ofercie w zakresie przepisów dotyczących wezwania na akcje.
Czy fuzja z Lotosem ma wciąż polityczne poparcie?
Jest zgoda i wsparcie polityczne potrzebne do przeprowadzenia tego procesu. Fuzja wpisuje się w projekt budowy silnego koncernu multienergetycznego. To słuszny biznesowo kierunek i co do tego nie ma wątpliwości. Biznesowo słuszne były też nasze wcześniejsze transakcje: odkupienie transportowej spółki OTP czy przejęcie Energi.
Czy akcje Energi pozostaną notowane na giełdzie, jak życzyliby sobie akcjonariusze indywidualni?
Wsłuchujemy się w głos akcjonariuszy mniejszościowych, jednak w tej chwili temat obecności Energi lub jej braku na giełdzie nie jest w tej spółce najpilniejszy.
Jak posuwają się prace nad fuzją z PGNiG?
Sprawnie. Czekamy na decyzję UOKiK, który ma już za sobą tzw. market test, co oznacza, że rynek wypowiedział się na temat ewentualnych wyzwań związanych z tą transakcją. Toczą się prace nad wydzielaniem spółek, a także nad kwestią przeniesienia koncesji geologicznych.
Czy coś może zagrozić tej fuzji?
Nie sądzę. Najtrudniejszą z transakcji jest bez wątpienia fuzja z Lotosem. Przy przejmowaniu Energi zagrożeń nie widziałem. Pod względem trudności fuzja z PGNiG plasuje się więc gdzieś pośrodku, a czas jej realizacji będzie zależał od tego, czy i jakie środki zaradcze narzuci nam UOKiK.
Czy Orlen wciąż ma apetyt na pozyskanie wszystkich jedenastu nowych lokalizacji pod morskie farmy wiatrowe?
Tak. Chcemy pozyskać jak najwięcej koncesji. Uważamy, że byłoby to z korzyścią dla całego projektu. Jeżeli koncesje zostaną rozdrobnione, powstanie chaos organizacyjny i logistyczny, technologie będą płynąć z różnych kierunków, trudniej będzie zapewnić polski łańcuch dostaw, a każdy inwestor będzie miał gdzie indziej swój port serwisowy. W efekcie biznes może okazać się mniej opłacalny.
Bloomberg poinformował ostatnio, że amerykańskie służby wykryły, że Rosja gromadzi siły w celu rozpoczęcia natarcia na Ukrainę. Czy to wpływa na apetyt Orlenu na rozwój w tym kraju?
Ukraina nas interesuje ze względu na możliwą premię geograficzną, ujemny bilans produkcji paliw i prognozowany rozwój gospodarki. Na pewno jednak partnerem biznesowym musi być firma z silną pozycją, a samo państwo stabilne.
Czy sytuacja przy granicy z Białorusią może mieć wpływ na wasz biznes?
Nie sprowadzamy już z Białorusi oleju napędowego, ponieważ korzystamy z tańszych kierunków dostaw. Jeśli zaś chodzi o gaz czy ropę, to naszym priorytetem jest zabezpieczenie polskiego rynku i polskich klientów. To jasne, że kryzys na granicy oznacza dla nas jakiś stopień ryzyka, ale dzięki dywersyfikacji dostaw jesteśmy bezpieczni. W 2019 r. mieliśmy kryzys chlorkowy, w wyniku którego na 46 dni wstrzymane zostały dostawy ropy płynącej przez Białoruś. Dzięki współpracy z wieloma partnerami byliśmy w stanie utrzymać produkcję. Nie można jednak ignorować zasad ekonomii — pod względem cen dostawy ze Wschodu są najbardziej atrakcyjne.
Dostałam zaproszenie na konferencję dotyczącą działalności Orlenu na rynku czeskim. Czego mogę się spodziewać?
W Czechach planujemy rozwój sprzedaży detalicznej, integrację i standaryzację naszej marki, a także nowe inwestycje. Generalnie dużo na tym rynku inwestujemy, ponieważ mamy tam dwie rafinerie, czołową sieć detaliczną i osiągamy dobre wyniki finansowe.
Od niedawna ministrem klimatu jest Anna Moskwa, wcześniej dyrektor Biura Morskich Farm Wiatrowych w Orlenie. Z jakimi postulatami do niej się zgłaszacie?
Mam nadzieję, że pani minister będzie dostrzegała te same problemy, które widziała, będąc jeszcze w Orlenie.
Na koniec coś o handlu: związki Poczty Polskiej skarżą się na niezdrową sytuację wynikającą z rywalizacji dwóch państwowych spółek w segmencie automatów paczkowych...
Jestem otwarty na każdą współpracę, która będzie się opłacała. Również z Pocztą Polską, już obecnie naszym ważnym partnerem biznesowym. Konsekwentnie realizujemy plan rozwoju przejętego Ruchu na bazie jego perspektywicznych usług.