Szef upadłego dewelopera podejrzany

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2024-05-12 20:00

Jerzy S., były prezes i większościowy akcjonariusz Włodarzewskiej, usłyszał zarzuty niegospodarności, oszukania nabywców mieszkań i działania na szkodę wierzycieli. Podejrzanych jest łącznie 10 osób.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • jakie zarzuty usłyszeli członkowie zarządu Włodarzewskiej
  • z czego wynikały kłopoty finansowe dewelopera
  • jak przebiegła jego restrukturyzacja
  • co się dzieje z najważniejszymi inwestycjami spółki
  • jakie zastrzeżenia pod adresem władz spółki mają wierzyciele
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W 2017 r. ujawniliśmy w PB, że łódzka prokuratura sprawdza, czy władze Włodarzewskiej, znanego stołecznego dewelopera, dopuściły się licznych przestępstw, takich jak działanie na szkodę spółki, oszukanie nabywców mieszkań w kluczowej inwestycji Zakątek Cybisa, udaremnianie zaspokojenia wierzycieli i faworyzowanie jednych z nich kosztem innych, niezgłoszenie wniosku o upadłość czy zatajanie informacji przed nadzorcą sądowym.

Bez komentarza

Po kilku latach obszernego i wielowątkowego postępowania śledczy uznali, że doszło do popełnienia ich wszystkich.

- Członkom zarządu Włodarzewskiej, pełniącym obowiązki w okresie realizacji inwestycji Zakątek Cybisa, Jerzemu S. i Krzysztofowi K., przedstawiliśmy zarzuty dotyczące czynów z art. 586 kodeksu spółek handlowych oraz artykułów Kodeksu karnego: 271, 286 w związku z 294, 296, 300 i 302, a także art. 399 ustawy prawo restrukturyzacyjne – informuje Krzysztof Bukowiecki, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Łodzi.

Ta długa litania artykułów oznacza, że oprócz przestępstw, o których pisaliśmy siedem lat temu, dwaj byli członkowie zarządu Włodarzewskiej - zdaniem śledczych - dopuścili się dodatkowo poświadczenia nieprawdy w dokumentach.

Do Krzysztofa K., byłego wiceprezesa dewelopera, nie udało nam się dotrzeć, m.in. dlatego, że zgodnie z danymi Krajowego Rejestru Sądowego od kilku lat nie zasiada w organach żadnej spółki. Z prośbą o komentarz do zarzutów zadzwoniliśmy natomiast do Jerzego S., wieloletniego byłego prezesa i większościowego akcjonariusza Włodarzewskiej.

- To śledztwo dotyczy też i pana, dlatego niczego nie będę komentował – tyle usłyszeliśmy.

Były szef dewelopera nie chciał wyjaśnić, co miał na myśli, ale w aktach łódzkiego śledztwa znajdują się liczne artykuły mojego autorstwa, z których kilka powstało przed wszczęciem postępowania karnego w 2017 r.

Fiasko restrukturyzacji

Już w wakacje 2015 r. ujawniliśmy, że Włodarzewska balansuje na krawędzi bankructwa i nie reguluje terminowo zobowiązań. Jerzy S. zapewniał wówczas, że wcale nie jest tak źle, i nie ma niebezpieczeństwa, by w 2016 r. spółce zabrakło gotówki. A jednak zabrakło, i to dużo. W maju 2016 r. deweloper nie wykupił większości obligacji serii C i D, notowanych na rynku Catalyst, o wartości 17,5 mln zł, a miesiąc później również wartych 9,5 mln zł papierów serii B, będących w posiadaniu Banku BPS.

Włodarzewska nieterminowo obsługiwała też kontrahentów, miała chroniczne opóźnienia w spłacie niewielkich kwot BOŚ Bankowi (całą grupę Włodarzewska bank finansował na ponad 100 mln zł), a nawet problemy z terminowym regulowaniem zobowiązań publicznoprawnych. W konsekwencji w czerwcu 2016 r. komornik wszczął egzekucję z nieruchomości, na której powstawał Zakątek Cybisa, a w sierpniu 2016 r. jeden z wierzycieli wystąpił o upadłość dewelopera.

W reakcji na to Włodarzewska złożyła wniosek restrukturyzacyjny i we wrześniu 2016 r. stała się jedną z pierwszych spółek korzystających z nowego w prawie trybu przyspieszonego postępowania układowego. Przyspieszenie jednak nie nastąpiło, przeciwnie – wystąpiła opieszałość w złożeniu ostatecznej wersji planu restrukturyzacyjnego.

Okazało się też, że deweloper nie tylko nie ma pieniędzy na dokończenie budowy Zakątka Cybisa ani spłatę innych wierzycieli (m.in. ponad stu obligatariuszy), ale też nie reguluje bieżących zobowiązań w stosunku do ZUS, pracowników i podwykonawcy swej kluczowej inwestycji. To dlatego sąd stracił cierpliwość i umorzył postępowanie restrukturyzacyjne, uznając, że Włodarzewska „nie jest w stanie wykonać układu”, a kontynuowanie postępowania „prowadziłoby do pokrzywdzenia wierzycieli”.

Zarzuty dla żony i matki

Wreszcie we wrześniu 2017 r. deweloper ostatecznie ugiął się pod garbem ponad 200 mln zł długów i sąd ogłosił jego upadłość. Decyzja ta paradoksalnie ucieszyła nabywców mieszkań w rozgrzebanym Zakątku Cybisa, którzy okazali się największymi wierzycielami Włodarzewskiej (75,8 mln zł) – obok BOŚ Banku (45 mln zł) i obligatariuszy (23,7 mln zł). Dlaczego ucieszyła? Bo nie mieli za grosz zaufania do władz Włodarzewskiej i liczyli, że dzięki syndykowi znajdzie się inny deweloper, który ukończy budowę osiedla (tak się zresztą stało, o czym więcej w ramce).

To właśnie głównie w tym burzliwym okresie doszło do wydarzeń, które po kilku latach zaowocowały zarzutami prokuratorskimi. Jak się okazuje, postanowienia o ich przedstawieniu łódzcy śledczy wydali również wobec pięciorga członków rady nadzorczej Włodarzewskiej: Beaty F.-S. (żony Jerzego), Jadwigi S. (matki Jerzego), Marcina M., Jolanty D. i Doroty K.

- W każdym przypadku chodzi o udaremnianie zaspokajania wierzycieli i faworyzowanie niektórych z nich kosztem innych. Czynności procesowe polegające na ogłoszeniu postanowienia o przedstawieniu zarzutów oraz przesłuchaniu w charakterze podejrzanych przeprowadzono ze wszystkimi poza Jadwigą S. – mówi Krzysztof Bukowiecki.

W przypadku matki byłego szefa Włodarzewskiej na przeszkodzie być może stanął jej wiek (ma ponad 90 lat).

Plejadę podejrzanych (według nieoficjalnych informacji wszyscy nie przyznają się do winy) uzupełniają Mateusz S. i Jarosław B., którzy w 2016 r. zastąpili Jerzego S. i Krzysztofa K. w rolach prezesa i wiceprezesa Włodarzewskiej, a także Marek R., który sprawował nadzór nad realizacją robót budowlanych w Zakątku Cybisa. W przypadku Mateusza S. i Jarosława B. chodzi o podawanie nieprawdziwych informacji lub zatajanie prawdziwych w postępowaniu restrukturyzacyjnym, a w przypadku Marka R. o podrabianie dokumentów.

Prokuratura zastrzega, że przed zakończeniem śledztwa (jest przedłużone do września 2024 r.) zarzuty przedstawione w tej sprawie mogą jeszcze zostać zmodyfikowane, m.in. na podstawie opinii biegłych i uzyskanej niedawno analizy kryminalnej "w zakresie kierunków transferu środków zgromadzonych w ramach inwestycji Zakątek Cybisa”. Nie ujawnia, jakich konkretnie zdarzeń dotyczą już przedstawione.

Wątpliwe transakcje

Kontrowersyjnych działań władz Włodarzewskiej było jednak wiele. Pisaliśmy m.in. o tym, że zdaniem prawników reprezentujących obligatariuszy, wykupując część papierów tuż przed datą zapadalności, deweloper mógł złamać prawo, spłacając jednych wierzycieli kosztem innych. Podobne wątpliwości dotyczyły tego, że już nie mając gotówki na rozliczenie się z wierzycielami, Włodarzewska spłacała niektórych z nich mieszkaniami, nie generując tym samym funduszy na dokończenie i tak już opóźnionej budowy.

Z ustaleń „PB” wynikało, że wśród beneficjentów tego typu barterowych transakcji były osoby związane z władzami Włodarzewskiej, a nawet sam Janusz S.W marcu 2016 r. w ramach kompensaty za wynagrodzenie przejął dwa mieszkania w Zakątku Cybisa, które po dwóch miesiącach odsprzedał. Deweloper przekonywał wtedy, że wolnych mieszkań wciąż jest wystarczająco dużo, by ich sprzedaż zapewniła sfinansowanie dokończenia budowy.

Duże kontrowersje wzbudzało i to, że jednym z argumentów mających przekonać sąd do otwarcia restrukturyzacji Włodarzewskiej były deklaracje kilku wierzycieli, reprezentujących łącznie aż 45 mln zł, o zgodzie na redukcję ich wierzytelności o 80 proc. i rozłożenie pozostałych 20 proc. na raty. PB przyjrzał się bliżej tym wierzycielom i okazało się, że… są wśród nich bankruci, spółka bez zarządu oraz podmioty powiązane z władzami dewelopera.

Wątpliwości dotyczyły też transakcji, w wyniku której Włodarzewska mogła utracić kontrolę nad działką w ścisłym centrum Warszawy przy ul. Złotej na rzecz nowo powołanej spółki Faenum, którą następnie przejęła firma powiązana z Jerzym S. Ostatecznie do tej utraty kontroli nie doszło - i dziś to właśnie ta działka jest najcenniejszym składniekiem majątku upadłej Włodarzewskiej. Jej sprzedaż nie nastąpi jednak szybko, bo byli kontrahenci dewelopera walczą o jej wyłączenie z masy upadłościowej spółki.

Nie udało nam się ustalić, ile na dziś pieniędzy znajduje się w tej masie, ale najcenniejszym, co udało się sprzedać, była galeria handlowa w Brwinowie, wystawiona za ponad 16 mln zł. Tak czy inaczej majątek bankruta z pewnością okaże się wart wielokrotnie mniej niż jego dlugi.