Szefa PIR czeka taniec na linie

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2013-05-10 00:00

Pierwsze decyzje Polskich Inwestycji Rozwojowych pojawią się nie wcześniej niż za rok. Na razie spółka kompletuje zarząd.

Określenie inwestycja green field idealnie pasuje do Polskich Inwestycji Rozwojowych (PIR). Kiedy 7 marca Mariusz Grendowicz odbierał gratulacje z powodu objęcia posady szefa PIR, spółka miała tylko prezesa. Nie miała siedziby, logo adresu, domeny. Po dwóch miesiącach PIR mają własny szyld, ale wciąż szukają stałej siedziby blisko BGK i ministerstw, głównych partnerów, i kończą kompletować kierownictwo.

ODLICZANIE ROZPOCZĘTE:
 Pierwsze inwestycje realizowane przez PIR, którymi kieruje Mariusz Grendowicz, być może pojawią się już w I półroczu 2014 r. [FOT. WM]
ODLICZANIE ROZPOCZĘTE: Pierwsze inwestycje realizowane przez PIR, którymi kieruje Mariusz Grendowicz, być może pojawią się już w I półroczu 2014 r. [FOT. WM]
None
None

— W ciągu dwóch tygodni wybierzemy zarząd, który będzie się składał z trzech osób — mówi Mariusz Grendowicz. Nie wiadomo, kiedy pojawią się w PIR, bo są czynnymi menedżerami w bankach inwestycyjnych, funduszach private equity, firmach doradczych i obowiązuje ich zakaz konkurowania. W całej spółce ma pracować 20-30 osób.

Między polityką a biznesem

Nikt miejsca pracy Mariuszowi Grendowiczowi nie organizował — chodzi o to, by uniknąć posądzeń, że jest politycznie sterowany. Nie zmienia to faktu, że PIR nie są firmą prywatną, co wyraźnie widać już na etapie organizacji spółki, kiedy wszystkie zlecenia trzeba przeprowadzać w zgodzie z przepisami o zamówieniach, co wydłuża cały proces. Wygląda na to, że takie balansowanie na linie między polityką a biznesem jest wpisane w DNA polskich inwestycji.

— W dyskusji o PIR pojawiają się dwie skrajne opinie: liberałowie uważają, że nie należy angażować państwa w projekty inwestycyjne, bo trąci to interwencjonizmem. Ich przeciwnicy oponują przeciwko oddaniu w zarządzanie spółki majątku narodowego i domagają się kontroli — mówi Mariusz Grendowicz.

Jego zdaniem, w zachowaniu niezależności pomoże statut spółki, który przewiduje powołanie do rady nadzorczej czterech przedstawicieli ministerstw i do pięciu członków niezależnych. Zapewnia, że naprawdę będą to osoby niezależne i że o naciski się nie obawia. Ma też świadomość, że działalność spółki nie wszystkim będzie się podobać.

— Nie będziemy wchodzić we wszystkie inwestycje. Fundusze private equity angażują się w 5-7 proc. przedstawianych im projektów. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy istotnie odbiegali od tego wskaźnika — mówi Mariusz Grendowicz.

Niższe ryzyko i stopa

Jeśli PIR jakiś projekt odrzucą, to nie znaczy, że jest on już przekreślony. Spółka ma bardzo elastycznie podchodzić do przedstawianych jej pomysłów, dając szansę na ich korygowanie, zmiany, udoskonalanie. Tu znowu pojawia się wątek balansowania między interwencjonizmem a komercją. Mariusz Grendowicz zapewnia, że nie będzie konkurencji z funduszami private equity, twierdzi natomiast, że PIR, jak każdy fundusz, będą przynosić odpowiednią stopę zwrotu z inwestycji. Jak to zrobić?

— Minimalne stopy zwrotu w funduszach są wyższe niż w PIR, co nie znaczy, że będziemy stosować dumping. Akcjonariusz PIR ma inne cele niż wyłącznie finansowe: tworzenie miejsc pracy, budowę infrastruktury, wzrost PKB i jest w stanie zaakceptować niższą stopę. Jeśli chodzi o poziom ryzyka inwestycyjnego i zwrotu, będziemy poniżej funduszy — wyjaśnia Mariusz Grendowicz. Pierwsze inwestycje pojawią się nie wcześniej niż za rok.

Z 40 projektów spółka wybierze 10, z których następnie wyselekcjonuje 2-3.

— Do końca I kwartału powinniśmy doprowadzić je do etapu przed due diligence, czyli warunkowego zobowiązania spółki do rozpoczęcia inwestycji — mówi Mariusz Grendowicz. Spółka będzie miała wyznaczone limity inwestycyjne na poszczególne sektory gospodarki.