Królewska Papiernia w Konstancinie-Jeziornie to jedna z jedenastu inwestycji Arche będąca obecnie w realizacji. Przewodnikami po ruinach są Adam Białas, ekspert rynku nieruchomości, oraz Piotr Grochowski, główny architekt i członek rady nadzorczej Arche, a prywatnie bratanek prezesa spółki – Władysława. W pracowni architektonicznej można go jednak zastać zaledwie przez 30–40 proc. czasu pracy.
– W tym zawodzie 90 proc. albo więcej to praca przy komputerze i pulpicie. Ja większość czasu spędzam na budowach i z pracownikami – mówi Piotr Grochowski.
Według Adama Białasa, współpracującego z Grupą Arche od wielu lat, Piotr łączy w swojej roli wiele zawodów i umiejętności.
– Architekt, który zajmuje się zabytkami, musi być także archeologiem, historykiem, społecznikiem, fotografem, pilotem drona, a ostatnio stwierdziłem, że także dendrologiem – mówi Adam Białas.
Papiernia stworzyła Konstancin
Piotr przyznaje, że to Adam uzmysłowił mu siłę przywracania relacji międzyludzkich i międzypokoleniowych, jaką wyzwalają rewitalizacje obiektów historycznych. Najmocniej ujawnia się ona na początku projektu, kiedy zasłonięta płotem ruina otwiera się, a inwestor zaprasza lokalną społeczność na teren przyszłej budowy.
– Ludziom mogącym dotknąć, zobaczyć z bliska taką budowlę nagle otwierają się w głowie zapomniane zasoby pamięci, których często jeszcze parę dni wcześniej w rozmowach z nami nie potrafili wydostać: byli niepewni faktów, dat, osób. Tam, na miejscu, nagle pojawiają się żywe przekazy rodzinne, czasem pod wpływem literatury, jak opis bohatera książeczki „Mirków ruszył”: ktoś powiedział, że jego pradziadek też odbudowywał tę fabrykę papieru po wojnie, z Warszawy szedł tam pieszo, a wynagrodzeniem był posiłek. To wyzwala wielkie emocje, często w oczach naszych gości widać łzy wzruszenia – mówi Adam Białas.
Według niego to właśnie takie osoby są najcenniejsze, stają się potem ambasadorami rewitalizowanych obiektów, przewodnikami, obywatelami małej ojczyzny odtwarzanej ze wspomnień, współgospodarzami.
– Udało mi się nawiązać kontakt z panią Antoniną Wiśniewską, która przez 50 lat pracowała jako dyrektor w konstancińskiej papierni. Praktycznie prowadzi mnie za rękę po tym budynku i dzięki temu uda się wiele elementów wyeksponować i zachować. Myślę, że gdyby nie ona, ten projekt mógłby pójść w zupełnie innym kierunku – mówi Piotr Grochowski.
Na przykład kiedy pani Antonina wyjaśniła Piotrowi, do czego służyła stuletnia maszyna w mijanej hali, postanowił zmienić swój projekt związany z tym miejscem.
– Okazało się że była to prasa do papieru czerpanego, która działała jeszcze dziesięć lat wcześniej. Postanowiliśmy wrócić do tej historii i znów otworzyć tam manufakturę papieru czerpanego. W taki sposób relacje zmieniają całe projekty, ożywiają je – mówi Piotr Grochowski.
Adam Białas przypomina też inną historię – pani Antonina wytworzyła unikatowy papier czerpany, w którym zatopiła zasuszone kwiaty z pobliskiej łąki. W ten sposób powstała jedyna na świecie książka z odręcznie napisanymi wierszami, przekazana papieżowi Janowi Pawłowi II i znajdująca się obecnie w kolekcji Muzeów Watykańskich.
– Im bardziej zagłębiamy się w te historie, tym bardziej obiekt ożywa. Pamiętajmy, że to papiernia stworzyła Konstancin. Jest od niego dwa razy starsza, ma 250 lat. To tam powstał papier, na którym wydrukowano Konstytucję 3 maja – mówi Adam Białas.
Gospodarka cyrkularna w praktyce
Królewska Papiernia w Konstancinie to już kolejny projekt Arche, przy którym pracuje Piotr Grochowski.
– Nasze podejście do zabytków polega na zachowaniu tego, co niekoniecznie musi być zabytkowe. Na początku na całym terenie zbieramy wszystkie pozostałości związane z obiektem. W Konstancinie mam halę, dawny magazyn, który liczy prawie 2000 m kw. i po kilku miesiącach od ruszenia prac porządkowych jest już prawie zapełniony – mówi Piotr Grochowski.
Wspominając rewitalizację Cukrowni w Żninie, tłumaczy ideę zbierania odpadów. W tamtym przypadku cztery magazyny o łącznej powierzchni około 4000 m kw. dostarczyły oryginalnych materiałów wykorzystanych potem w różnej formie w budynku i na zewnątrz.
– Z jednej strony zachowaliśmy historię, z drugiej strony zaoszczędziliśmy też ogromną ilość pieniędzy i daliśmy pracę osobom wykluczonym i lokalnym fachowcom. Miejscowy stolarz i ślusarz, korzystając ze starej kuźni znajdującej się 200 m od naszego magazynu, brali po kolei te przedmioty i na miejscu od razu przywracali im użyteczność. Nie woziliśmy ich po całej Polsce – mówi Piotr Grochowski.
Osoby zatrudniane przez Fundację Leny Grochowskiej – niepełnosprawne i wykluczone społecznie – ze znalezionych na wysypiskach szpargałów wykonują przedmioty rękodzieła zdobiące potem obiekty hotelowe lub stanowiące pamiątki sprzedawane turystom. Na przykład meble odnawiają więźniowie, pozwoliło na to stworzenie pracowni Arche w zakładzie karnym w Siedlcach, a także w areszcie śledczym w Warszawie na Służewcu. Mogą dzięki temu spłacać swoje długi, grzywny, alimenty, wspierać rodziny na wolności i zbierać na nowy start po opuszczeniu murów więzienia.
Według Adama Białasa jedna z definicji współczesnego luksusu dotyczy właśnie autentyczności i inkluzywności – to nie złote klamki i żyrandole, cała ta modna hotelowa biżuteria nadają obiektom niepowtarzalny charakter, ale właśnie relikwie przeszłości, a często nawet pewne niedoskonałości – zamurowana futryna drzwi, pęknięta płytka ceramiczna czy odkryta pod tynkiem wiekowa cegła.
– Współcześnie podróżni nie szukają już w hotelach tylko miejsca do spania, ale wyjątkowych, niezapomnianych doświadczeń, stąd widzimy stale rosnące zainteresowania obiektami historycznymi – mówi Adam Białas.
Wczoraj, dziś, jutro
Według Piotra Grochowskiego nawet część konserwatorów zabytków nie do końca dobrze rozumie rewitalizacje. Niektórzy mylą ochronę z restauracją.
– Zamiast zachowania historycznej tkanki, marzy im się odtworzenie stanu przypominającego dawną świetność, jakby współczesna imitacja dawnej fasady była więcej warta od autentyku, który się zachował. Czasem – mimo dużego doświadczenia – trudno mi przekonywać konserwatorów, ale w finale najczęściej dochodzimy do porozumienia. Budynek musi być przystosowany do pełnienia nowych funkcji, do życia, żeby to, co historyczne, mogło w nim przetrwać – mówi Piotr Grochowski.
Inną cechą współczesnej architektury według Adama Białasa jest jej adaptowalność i multifunkcyjność.
– Chodzi o to, żeby w przyszłości móc łatwo zmienić funkcję budynku, dostosować go do aktualnych potrzeb rynkowych bez wyburzania starej tkanki. Takie wyburzenia są ogromnym marnotrawieniem zasobów i zostawiają pokaźny ślad węglowy. Dam przykład: lokale, które dziś służą studentom, powinny być tak projektowane, żeby w razie potrzeby mogły w przyszłości służyć seniorom albo turystom. Warto też dodać, że Arche pozostaje w swoich inwestycjach po ich rewitalizacji jako zarządca. Dlatego wie najlepiej, co i jak się sprawdza w perspektywie wielu lat – mówi Adam Białas.
Piotr Grochowski przekonuje, że w obiektach historycznych taka adaptowalność jest i wskazana, i możliwa.
– W zabytkach uzyskujemy ten efekt, zachowując jak największe kubatury. Papiernia jest dobrym przykładem, bo to jest fabryka, gdzie są duże hale poprzemysłowe. My w ich przypadku poszliśmy w kierunku funkcji konferencyjnej, ale projektujemy w taki sposób, żeby na przykład za parę lat mógł się tu pojawić handel, jeśli akurat będzie taka potrzeba. I to też jest novum w projektowaniu, żeby pewnych rzeczy nie doprojektowywać, odpuszczać sobie zapinanie projektu na ostatni guzik – mówi główny architekt i członek rady nadzorczej Arche.
Praktyki w Hotelu Saskim
Władysław Grochowski nie zbudował korporacji. Grupa Arche zatrudnia dziś 2 tys. osób, a zarządzana przez nią sieć hoteli liczy 21 działających obiektów, lecz nadal jest firmą rodzinną.
– Prezes stworzył swoisty system, w którym dostajemy zadania i bierzemy za nie odpowiedzialność, mając swobodę w działaniu i budowaniu swojego zespołu profesjonalistów. Ale nie sformalizował do końca struktur i reguł organizacji. Procedury mamy jedynie przy wprowadzaniu nowych osób do firmy – mówi Piotr Grochowski.
Początek swojego onboardingu wywodzi z prac w gospodarstwie warzywnym we wsi Wólka Konopna koło Siedlec, gdzie wychowywał się u babci Marianny, mamy jego ojca Ryszarda i czwórki rodzeństwa, w tym szefa Arche.
– Fizyczna praca z babcią nauczyła mnie wspólnoty, współdziałania w podejmowanym wysiłku. Dziadkowi Mieczysławowi zawdzięczam zainteresowanie stolarką i rzemiosłem, dużo czasu spędziłem z nim w jego warsztacie. Dziadek przez wiele lat po wojnie uczestniczył w odbudowie Warszawy i potem, po powrocie, to było jego główne zajęcie na wsi: remonty, naprawy i przebudowy domów – mówi Piotr Grochowski.
Kiedy powstała firma Arche i tata Piotra włączył się w jej działania, również Piotr zaczął dorabiać podczas wakacji na budowach. Tacie zawdzięcza też znalezienie jedynego w Polsce Technikum Architektoniczno-Budowlanego w Warszawie i pierwsze praktyki. Odbył je jako 16-latek pod okiem architekta Henryka Łaguny przy projekcie remontu Hotelu Saskiego przy placu Bankowym w Warszawie.
– Dostałem zadanie inwentaryzacji tego budynku. Pamiętam, że musiałem wejść na strych, gdzie była kilkucentymetrowa warstwa gołębich odchodów. Nikt tego nie chciał zrobić, ale przecież mieli praktykanta. Dla mnie to była superprzygoda, tak byłem zafascynowany możliwością pierwszej pracy w zawodzie. Później praktycznie w każde wakacje przychodziłem do nich pracować – wspomina Piotr Grochowski.
Zaprojektowanie aranżacji dziedzińca Hotelu Saskiego przypadło wtedy scenografowi Alanowi Starskiemu. Było to już po sukcesach „Pianisty”.
– Moim zadaniem było przerysowywanie na komputer jego szkiców. Zwróciłem uwagę, jak bardzo były drobiazgowe, jak dbał o detal. To była lekcja uważności, szukania historii. Do tej aranżacji Alan Starski szukał po całej Warszawie różnych detali i związanych z nimi historii z przełomu XIX i XX wieku – mówi Piotr Grochowski.
Ludzie są najważniejsi
Po ukończeniu studiów architektonicznych na Politechnice Warszawskiej na dobre dołączył do Arche. Cieszy się z przejmowania coraz większej odpowiedzialności w swojej dziedzinie.
– Władysław jest prawdziwym liderem, a prawdziwy lider daje innym poczucie bezpieczeństwa. Możemy więc w pełni skoncentrować się na naszym obszarze czy zadaniu, a to niesamowita frajda. Nie zapominajmy, że rewitalizacje to zawsze praca zespołowa, a Arche ma wspaniały zespół specjalistów, od których można czerpać wiedzę i doświadczenie. Prezes zazwyczaj włącza inne osoby w realizację strategicznych projektów. Tym bardziej że sam przekroczył już barierę dźwięku: ledwo na chwilę się pojawi z jakimś pomysłem, już pędzi dalej. Jego energia i determinacja w działaniu jest mocno zaraźliwa – śmieje się Adam Białas.
Piotr Grochowski wspomina, jak chciał zainteresować prezesa niegdyś tętniącym życiem, a obecnie upadłym obiektem przemysłowym – Elektrownią Szombierki w Bytomiu. Bo to Władysław ma jakiś szósty zmysł, który pozwala mu ocenić możliwość rewitalizacji historycznych budynków.
– W końcu byliśmy przejazdem w okolicy i zabrałem go tam. Zobaczył i powiedział, że to jednak jeszcze nie dla nas, że zbyt duże. Nim minął rok, pojawiły się wieści o planowanych tam rozbiórkach i postępujących zniszczeniach. Nagle stwierdził, że bierzemy to. A dla mnie to satysfakcja, że też już wyczuwam ten potencjał – mówi Piotr Grochowski.
Adam Białas podkreśla, że sukces Arche to nie tylko biorący na siebie odpowiedzialność pracownicy i zespół fundacji. W dużej mierze opiera się na 2 tys. inwestorów autorskiego systemu Arche, których łączą z firmą nie tylko zyski z zakupionych już ponad 3 tys. lokali hotelowych, lecz także idea ratowania zabytków i głębokiego zaangażowania społecznego.
– Nikt z nich nie kwestionował potrzeby udzielenia tysięcy bezpłatnych noclegów w obiektach Arche uchodźcom z Ukrainy zaraz po zaatakowaniu tego kraju przez Rosję. Nie pytali, czy to nie uszczupli ich przychodów. A skala pomocy była ogromna, łącznie z prowadzonymi później domami uchodźców, już ze wsparciem państwa było ich 800 tys. Pomagali pracownicy, lokalne społeczności, przedsiębiorcy, władze. To samo było z powodzianami, dla których zorganizowano zielone szkoły. Może wygląda to jak szaleństwo, ale i metoda, bo firma ciągle się rozwija i jest na fali wznoszącej. Prezes kiedyś powiedział zdanie, które jest fajnym mottem: „zabytki są dla mnie ważne, ale ludzie ważniejsi”. W końcu określenie rewitalizacja pochodzi od łacińskiego re- + vita i dosłownie znaczy „przywrócenie do życia, ożywienie”, a kluczem do tego zawsze są ludzie – konkluduje Adam Białas.