Tajne dane o majątku za 20 mld zł

Dawid TokarzDawid Tokarz
opublikowano: 2011-07-05 00:00

Choć ratusz nie wie, ile działek zwrócił skupującym roszczenia, to… zapewnia, że ich nie faworyzuje.

Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz ukrywa przed "PB" i radnymi informacje o reprywatyzacji w stolicy

Choć ratusz nie wie, ile działek zwrócił skupującym roszczenia, to… zapewnia, że ich nie faworyzuje.

Potwierdzają się informacje "PB" sprzed pół roku, kiedy napisaliśmy, że stołeczny magistrat woli oddawać po cichu podlegający reprywatyzacji komunalny majątek szacowany na 20 mld zł. Świadczy o tym decyzja prezydent Warszawy właśnie nadesłana do naszej redakcji. Hanna Gronkiewicz-Waltz kolejny raz odmawia w niej wnioskowi "PB" o udostępnienie informacji publicznej, dotyczącej procedur reprywatyzacyjnych konkretnych nieruchomości.

Wniosek ten to efekt docierających do nas informacji, sugerujących, że na zwrotach najatrakcyjniejszych nieruchomości warszawskich, zabranych tzw. dekretem Bieruta, najwięcej zyskują nie prawowici spadkobiercy poszkodowanych przedwojennych właścicieli, ale zorganizowane grupy osób skupujące roszczenia reprywatyzacyjne. Według naszych źródeł członkowie tych grup (w tym osoby z wyrokami na karku), wykorzystując niewiedzę spadkobierców, przejmują roszczenia do konkretnych nieruchomości za niewielki ułamek wartości lub pobierają bardzo wysoką prowizję za pośrednictwo. Ta działalność jest możliwa dzięki dostępowi do baz danych i rzekomo niestandardowo dobrym kontaktom z urzędnikami stołecznego wydziału spraw dekretowych. A to miałoby owocować "szybką ścieżką" reprywatyzacji, a nie "drogą krzyżową", którą przechodzą spadkobiercy.

Urzędnicy łamią prawo

Chcąc zweryfikować te informacje, w sierpniu 2010 r. przesłaliśmy do warszawskiego ratusza listę pytań, z których większość pozostała bez odpowiedzi. Jakub Rudnicki, zastępca dyrektora Biura Gospodarki Nieruchomościami (BGN), nadzorujący wydział spraw dekretowych, zasugerował, że uzyskanie pełnych danych będzie możliwe w trybie dostępu do informacji publicznej.

Wniosek "PB" o dostęp rozpatrzono jednak odmownie, i to dopiero w grudniu 2010 r., po tym jak przypomnieliśmy miejskim urzędnikom, że nie dotrzymując terminu, złamali ustawę o dostępie do informacji publicznej. Po odwołaniu "PB" Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło odmowną decyzję i skierowało sprawę do ponownego rozpoznania. Rezultat? Kolejna decyzja odmowna, która właśnie dotarła do redakcji. Znów wydana z przekroczeniem ustawowych terminów.

W imieniu Hanny Gronkiewicz-Waltz podpisał ją dyrektor Rudnicki. Ten sam, który w sierpniu 2010 r. sugerował, by złożyć wniosek o dostęp do informacji publicznej. Jego zdaniem nie wykazaliśmy, że żądane informacje są "szczególnie istotne dla interesu publicznego".

Przed wydaniem tej decyzji prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz potwierdziła "PB", że istnieje proceder skupu roszczeń przez zorganizowane grupy osób. Zapewniła jednak, że na rozpatrzenie spraw nie czekają one krócej niż spadkobiercy.

— Tempo zwrotów zależy od złożoności poszczególnych spraw, a nie od tego, kto wnioskuje o zwrot. Zleciłam sprawdzenie procedur i zarzuty stawiane BGN jak do tej pory nie potwierdziły się — mówiła Hanna Gronkiewicz-Waltz.

Uniemożliwienie nam prześwietlenia konkretnych spraw reprywatyzacyjnych sprawia, że musimy wierzyć na słowo. A o to trudno w sytuacji, gdy sam magistrat przyznaje, że… nie wie nawet, w ilu procentach przypadków o zwrot nieruchomości występowały osoby, które kupiły roszczenia.

Radnym nic do tego

Kontrowersji jest więcej. Okazuje się, że problemy z dostępem do informacji o stołecznych zwrotach nieruchomości ma nie tylko "PB", ale także radni. W ostatnich miesiącach o udział jednej z grup skupujących roszczenia w postępowaniach zwrotowych pytali Jerzy Budzyn (radny Śródmieścia) i Marcin Rzońca (radny Warszawy), obaj z SLD. Andrzej Jakubiak, wiceprezydent Warszawy, odmówił odpowiedzi, zasłaniając się tym, że informacje te stanowią sferę prywatną osób, o które pytali radni.

— Jeśli ktoś prowadzący od lat kebab w lokaliku miasta chce go wykupić, robi się wycenę, a sprawą zajmuje się rada dzielnicy i rada miasta. A o sprawach reprywatyzacyjnych, choć dotyczą miliardów złotych, urzędnicy BGN w ogóle nie informują radnych. Nie ma żadnych trybów kontrolnych — krytykuje Jerzy Budzyn.