Jego zdaniem, analogia do obecnej sytuacji jest dość ewidentna, a wówczas punkt kulminacyjny został osiągnięty, gdy poniżej wartości księgowej było notowanych nieco ponad 60 proc. firm.
Tomasz Hońdo uczyla jednak na fakt, że to iż dana spółka notowana jest poniżej wartości księgowej, nie musi wcale oznaczać, że jej akcje są atrakcyjne (niska wycena może być uzasadniona). Ale kiedy niskie wyceny stają się zjawiskiem wyjątkowo powszechnym, może to być sygnał, że rynek przereagował.
- Okazuje się, że te zjawiska na GPW mają bezpośrednie odniesienie na rynkach wschodzących. Także tam grupa spółek z P/BV poniżej 1 wyraźnie powiększyła się na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy. Na emerging markets ten odsetek jest najwyższy nawet od ... 2009 roku, czyli od ostatniej wielkiej globalnej bessy - dodaje analityk.
Różnica jest natomiast taka, że odsetek na naszym rodzimym podwórku jest znacznie wyższy (55 versus 30 proc.), ale jeśli wierzyć danym z drugiego wykresu, taka różnica utrzymuje się w zasadzie przez większość czasu.
- Reasumując, to że wyceny akcji na GPW (szczególnie na tzw. szerokim rynku) są niskie z historycznego punktu widzenia, nie jest odosobnionym przypadkiem charakterystycznym dla rodzimej giełdy. Dokładnie to samo widać na rynkach wschodzących - dodaje Tomasz Hońdo.