Tanie fundusze rozruszałyby rynek

Agnieszka MorawieckaAgnieszka Morawiecka
opublikowano: 2022-06-30 20:00

Aktywa TFI topnieją od wielu miesięcy, a klientów przybywa w żółwim tempie. Analizy.pl pokazują, że tanie fundusze na rynku są i mogą pomóc rozruszać sprzedaż.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Spadek aktywów sięgnął już ponad 30 mld zł od początku roku, a branża rozkłada ręce. Analizy.pl postanowiły wprost podpowiedzieć i wskazać, które fundusze zasługują na miano tanich, licząc na to, że inwestorzy będą je wybierać. Choć w ostatnich latach koszty funduszy wyraźnie się obniżyły, to wciąż w niewielu przypadkach można powiedzieć, że są one tanie. Co to znaczy tanie? Tzn. takie, w których opłata za zarządzanie nie przekracza 1 proc.

- Wypracowaliśmy własną metodologię i wyszło nam, że wśród krajowych TFI mamy obecnie 32 fundusze w formule otwartej (FIO i SFIO), które zasługują na miano taniego funduszu. To 4 proc. wszystkich funduszy otwartych. Do tego grona nie zaliczymy funduszy PPK, które są tanie z mocy ustawy. Tanich funduszy akcji i surowcowych, gdzie limit dla stałej opłaty za zarządzanie ustaliliśmy na poziomie 1 proc., jest 18 – mówi Michał Duniec, prezes zarządu Analizy.pl

Wśród funduszy dłużnych kryteria spełnia 12. Jak wyjaśnia Michał Duniec, aby być w gronie tych tanich trzeba pobierać nie więcej niż 0,5 proc. stałej opłaty za zarządzanie w funduszu obligacji krótkoterminowych, dla pozostałych funduszy obligacji limit ten wynosi 0,6 proc., za wyjątkiem funduszy obligacji korporacyjnych, gdzie wynosi 0,8 proc. Kryteria taniego funduszu spełniają jeszcze 2 fundusze mieszane - dla nich limit dla stałej opłaty za zarządzanie to 0,8 proc.

Jak podkreśla Michał Duniec, tani fundusz nie może pobierać opłaty za wynik (tzw. success fee), a pozostałe koszty obciążające aktywa również nie mogą być zbyt wysokie.

W Europie Zachodniej w dolnym kwartylu, tj. w 25 proc. najtańszych funduszy ulokowane jest ok. 35 proc. aktywów w segmencie funduszy akcji i 44 proc. aktywów w segmencie funduszy obligacji.

- Właśnie po to, aby w Polsce było podobnie, powstają takie akcje jak nasza. Liczymy, że w ciągu dwóch-trzech lat na rynku będzie co najmniej drugie tyle tanich funduszy. Za ogromny sukces uznałbym, gdyby dzięki mobilizacji branży, aktywa „tanich funduszy” z obecnych 6 proc. skoczyły do 20 proc. do 2026 r. – mówi Michał Duniec.

Według niego, promocja tanich funduszy to projekt na lata i nie należy spodziewać się rewolucji od razu. Ponadto, niska opłata za zarządzanie w pierwszej kolejności jest w stanie przekonać tylko tych najbardziej świadomych klientów, zwłaszcza realizujących długoterminowe cele, jak np. emerytura.

- Klienci bez minimalnego poziomu wiedzy powinni być dzisiaj w produktach, które oferują pewne wysokie kilka procent - są to obecnie depozyty w bankach oraz obligacje Skarbu Państwa. Dopiero jeśli spojrzymy na kolejną grupę inwestorów, czyli na tych którzy mają minimalną wiedzę np. w zakresie mechanizmów poziomu stopy procentowej czy stawek WIBOR, to możemy mówić o dalszej edukacji i przekonywaniu. Powinniśmy też promować regularne inwestycje, szczególnie gdy wchodzimy na rynek akcji lub obligacji długoterminowych – obecny czas wydaje się pod taką strategię właściwy – zauważa prezes serwisu Analizy.pl.

Podpowiedź:
Podpowiedź:
Michał Duniec, prezes Analizy.pl liczy, że w ciągu dwóch-trzech lat na rynku będzie co najmniej 60 tanich funduszy, jeśli branża zewrze szyki.

Cyfrowo i lekko

Według Moniki Szlosek, dyrektor ds. transformacji cyfrowej obszaru inwestycyjnego w Biurze Maklerskim Pekao, wydaje się, że rynek funduszy działa jeszcze nieco w oderwaniu od trendów światowych. Te dostrzegł choćby sektor bankowy, lokując się na stałe w smartfonach Polaków w postaci wygodnych aplikacji. Liczba aktywnych użytkowników bankowości mobilnej sięga 17,5 mln. A technologia daje ogromne możliwości – zarówno edukowania, jak i sprzedawania jednostek funduszy.

- Przelewy i płatności przeszły etap rozwoju od zlecenia w oddziale po blikowanie. Taka ewolucja czeka nas też w świecie inwestycji – uważa Monika Szlosek.

Warto zmienić język komunikacji, dostosować styl i słownictwo do klienta, który nie musi posiadać dużej wiedzy z zakresu finansów i inwestowania. A specjaliści od technologii dalej zrobią już swoje.

- Dziś każdy z nas ma telefon w ręku, trzeba więc to wykorzystać. Jeśli mamy specjalistów i kompetencje, które tworzą te usługi, to wystarczy klientowi przekazać je w sposób dostępny, użyteczny i intuicyjny, żeby go inspirować. Aby wypracować skuteczny model powinniśmy łączyć ludzi z różnych zespołów eksperckich – user experience, osobę, która czuje rynek, specjalistów od analiz, ludzi cyfrowo zaawansowanych i czujących ścieżki klienta – mówi dyrektor w BM Pekao.

Warto uwzględnić różnorodność oczekiwań, od w pełni cyfrowych i intuicyjnych rozwiązań po te hybrydowe, dodaje.

Jak podkreśla, nawet ankieta MIFiD nie musi być dla klienta przykrym obowiązkiem tylko dlatego, że jest wymogiem regulacyjnym. Może stać się dobrym narzędziem do monitorowania doświadczenia i wiedzy klienta w czasie.

- To ankieta potrzeb, możliwości finansowych i skłonności do ryzyka. Może być potraktowana jako test, który pokaże, gdzie klient jest dziś ze swoją wiedzą, a gdzie będzie za rok. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób zostanie zaprezentowana – czy jako przykry obowiązek, czy też jako sposób na sprawdzenie postępów klienta w rozumieniu rynku i akceptacji ryzyka – uważa Monika Szlosek.

Każdy chce zarabiać

Rynek TFI od lat nie może znaleźć sposobu na rozbujanie sprzedaży. Branża ma wiele do zrobienia, bo o funduszach inwestycyjnych słyszało tylko 44 proc. Polaków, a jedynie 51 proc. osób, które inwestują wolne środki, wie o ich istnieniu. Wysoki lub bardzo wysoki poziom wiedzy na temat funduszy deklaruje zaledwie 8 proc. rodaków (badanie IZFiA). To pochodna ogólnie niskiego poziomu wiedzy ekonomicznej oraz dużego dystansu emocjonalnego to tego produktu.

I choć w 2019 r. zaczęła się wielka rewolucja w opłatach, to klienci nie wiedzą, że fundusze są znacznie tańsze, a maksymalna stała opłata za zarządzanie to 2 proc.

- Polacy chcą zarabiać, ale często bez planu, bez odpowiedniej wiedzy i najlepiej bez ryzyka. Inwestują, bo zostali namówieni lub pod wpływem chwili. Jest tylko jedna długa i wyboista droga, aby to zmienić: radykalna zmiana podstawy programowej w szkołach, czyli edukacja finansowa na lekcjach matematyki. Warunek konieczny to również to, aby klienci sami zauważyli korzyść z inwestowania, co można zrobić tylko w jeden sposób, czyli oferując dobrą stopę zwrotu w ramach całego cyklu koniunkturalnego – twierdzi Michał Duniec.

Monika Szlosek tej wiary w skuteczną edukację szkolną nie podziela.

- Nie wierzmy w to, że edukacja finansowa w podstawówce, czy w liceum rozwiąże nam problemy. Mamy możliwość edukowania tu i teraz w drobnych elementach. Chodzi o to, by podać to w sposób na tyle inspirujący, by ktoś chciał poświęcić na to dwie minuty dziennie. To jest edukacja na żywym organizmie i o taki sposób zdobywania wiedzy nam chodzi – mówi Monika Szlosek.

Jej zdaniem, do branży funduszy trzeba wpuścić nieco powietrza.

- Wiemy, że w ostatnich latach te wszystkie elementy w jakimś stopniu branża wdrażała, ale patrząc na liczby, okazały się nieskuteczne. Może warto zrobić nowe otwarcie i zaprosić do dyskusji również ludzi spoza branży, klientów o dużym przekroju wiekowym, specjalistów od technologii i trendów, antropologów czy ekspertów od komunikacji – mówi Monika Szlosek.