Nietypowy pomysł podsunęła zarządcom nieruchomości firma BioPet Vet Lab specjalizująca się w badaniach zwierzęcego DNA. Opracowała prosty w obsłudze zestaw do pobierania psiego DNA przez właścicieli (z jamy ustnej zwierzęcia) oraz - w następstwie - do pobierania go z odchodów znalezionych w miejscu publicznym.

Jeśli właściciel osiedla lub apartamentowca zdecyduje o wprowadzeniu u siebie tego programu, każdy właściciel czworonoga musi dostarczyć mu jego próbkę kodu DNA i liczyć się z identyfikacją, jeśli zdarzy mu się nie sprzątnąć odchodów swojego zwierzęcia. "Nasz zestaw poprawia czystość terenów zielonych w 100 proc." - chwali się BioPet Vet Labw reklamie zestawu nazwanego Poo Prints.
- Zanim wprowadziliśmy ten system psie odchody znajdowaliśmy wszędzie: w windach, na dywanach w hallach i nawet na dachu. Ludzie są leniwi - przyznaje w rozmowie z Seattle Times Erin Atkinson, menedżerka zarządzająca osiedlem Potala Village Apartments w centrum Seattle.
Obowiązkowe próbki DNA psów mieszkających na osiedlu wprowadziła tam w lutym 2014 r., co wiązało się z jednorazową opłatą od każdego właściciela psa w wysokości 29,95 za starter do pobierania DNA oraz z grzywnami za udowodnione pozostawienie odchodów. Po zidentyfikowaniu, do którego zwierzęcia należy nieczystość, jego pan/pani pokrywa koszty wykonania badania wynoszące łącznie nawet 109,95 USD. - Jednego mieszkańca ukaraliśmy aż 5 razy w ciągu tygodnia za niesprzątnięcie po psie, a mandat wyniósł w sumie 500 USD. To skutecznie odstraszyło innych leniwych właścicieli czworonogów - mówi Erin Atkinson.
Pomysł przyjmuje się w mieście, bowiem liczba psów w domach mieszkańców o połowę przekracza tam już liczbę dzieci. Według obliczeń władz miasta, jeśli przeciętna psia kupa waży ok. 0,13 kg (0,3 funta), to wszystkie psy w Seattle zostawiają dziennie aż 121,5 tys. kg odchodów (268 tys. funtów).
Laboratorium chwali się, że z jego usług korzysta już 1000 podmiotów na terenie USA.