Za nami znakomite półrocze w wykonaniu głównych indeksów warszawskiej giełdy. Nie chodzi tylko o historyczny rekord ustanowiony w czerwcu przez WIG, ale również o stopy zwrotu wypracowane przez pierwsze sześć miesięcy obecnego roku. Jeszcze pod koniec czerwca wydawało się, że WIG osiągnie najlepsze półrocze od czasu odbijania po wielkim kryzysie roku 2008. Ostatnie sesje popsuły nieco wynik, jednak i tak 15,9 proc. to jednak z najlepszych półrocznych stóp zwrotu w ostatnich dziesięciu latach. Lepiej było tylko w I półroczu 2017 r. i II półroczu 2012.
Warto dodać, że choć na innych europejskich rynkach w I półroczu 2021 także dominowała zieleń, to jednak WIG należał do czołówki pod względem stopy zwrotu. W II kwartale 2021 r. okazał się zaś liderem zestawienia dla Starego Kontynentu.
Giganci dołączyli do maluchów
Ta hossa ma oblicze małych i średnich spółek, to one bowiem – mimo zdominowania WIG przez blue chipy – regularnością wniosły w nią ogromny wkład. Szybciej niż giganci pozbierały się po koronawirusowym krachu z przełomu lutego i marca 2020 r., ale także w 2021 r. pokazują świetne stopy zwrotu. mWIG40 w I półroczu zyskał aż 21,3 proc., co jest najlepszym wynikiem od II półrocza 2016. By znaleźć kolejny lepszy wynik, trzeba się cofnąć aż do 2009 r. Jeszcze mocniej urósł sWIG80, który z wynikiem 27,9 proc. może się pochwalić najwyższą półroczną stopą zwrotu od 12 lat.
Co istotne, w hossie znów zaczęli partycypować giganci, którzy – jako indeks – do odrabiania koronawirusowych strat zabrali się z pewnym opóźnieniem. Pierwszy powiew optymizmu przyniosła końcówka 2020 r., kiedy nadzieje związane ze szczepionką wyniosły w górę WIG20. I kwartał 2021 r. znów jednak w wykonaniu tego indeksu był słaby. Niemniej w II kwartale to właśnie spółki z WIG20 ciągnęły hossę i to dzięki nim udało się postawić “kropkę nad i” jeśli chodzi o historyczne maksimum WIG. Całe półrocze WIG20 zakończył ze wzrostem o 11,8 proc.
Do worka z pozytywami I półrocza 2021 warto dodać także temat debiutów. Choć GPW wciąż pod względem liczby spółek się kurczy, to warto zauważyć, że pierwsze sześć miesięcy (5 nowych i 3 przejścia z NewConnect) na głównym rynku było półroczem najlepszym od blisko czterech lat. Jeżeli dodamy do tego rosnącą liczbę debiutów na NewConnect (14), to aby znaleźć półrocze, w którym przy ul. Książęcej pojawiło się więcej „nowych twarzy” (19), trzeba się cofnąć aż do roku 2014.
Łyżka dziegciu w beczce miodu
Niemniej inwestorzy nie kończą półrocza w szampańskich nastrojach. Dwie ostatnie sesje czerwca z wyraźnymi spadkami popsuły nie tylko półroczne wyniki indeksów, ale także nieco ostudziły nastroje. Nieprzypadkowo zaczęto powracać do roku 2018, gdy WIG na historyczne maksima wspiął się tylko na chwilę, by później rozpocząć bessę. Także teraz scenariusz wyglądał dość podobnie, tyle że na razie możemy mówić raczej o korekcie i niewykluczone, że WIG szybko powróci do śrubowania rekordów - tak jak czynią to np. indeksy amerykańskie.
To właśnie potrzeba korekty po kilku tygodniach mocnych zwyżek po części mogła stać za spadkami z końcówki czerwca. Nie można wykluczyć także chęci realizacji przez większych graczy zysków „na zamknięcie” po świetnym półroczu. Bankom - pod względem wagi w indeksach liderom przeceny z końcówki czerwca - nie w smak mogły być zmiany na krzywej rentowności obligacji oraz możliwe oddalenie się (za sprawą nieco przyhamowującej inflacji) podwyżki stóp procentowych. Do tego nad wszystkim zawisły znów koronawirusowe czarne chmury w postaci przybierającego na sile wariantu delta.
Wybiórcza delta
Szczególnie ciekawy jest ostatni z czynników, bo to przecież właśnie koronawirus nadawał rytm giełdowym notowaniom w ostatnich miesiącach. Postępujący program szczepień sprawił, że pandemia stawała się dla inwestorów coraz odleglejszym problemem, doświadczenia innych krajów, także tych mocno zaawansowanych w programie szczepień (Wielka Brytania, Izrael) pokazują jednak, że delty nie można lekceważyć.
Tyczy się to przede wszystkim branż najbardziej narażonych na ewentualne ponowne zaostrzenie restrykcji (wcale nie można go wykluczać), czyli gastronomii, kin, handlu w galeriach, czy turystyki. Inwestorzy w I półroczu zaczęli wyceniać pożegnanie wirusa, co zaowocowało mocnymi zwyżkami spółek z wielu wymienionych branż. W takiej sytuacji nawet najmniejszy sygnał możliwego powrotu obostrzeń może negatywnie rzutować na notowania.
Warto dodać, że pod koniec czerwca mocno taniały również akcje spółek przemysłowych. Tutaj sytuacja jest jednak nieco inna, bowiem ciężko wyobrazić sobie powtórkę z pierwszego lockdownu. Firmy te już w drugiej połowie 2020 r. udowodniły, że przystosowały się do nowego otoczenia. Większym wyzwaniem dla nich będzie fakt, że rozpoczynający się III kwartał będzie pierwszym, w którym wyniki będą rok do roku porównywane nie z naznaczonymi koronawirusem, niepewnością i przestojami w fabrykach I i II kwartałem 2020 r. ale III kwartałem 2020, gdzie opóźniony, ale również nowy popyt wywindowały wyniki wielu producentów.
Choć III kwartał właśnie startuje, sezon publikowania wyników w nim osiągniętych to jednak perspektywa odległa (jesień). Na razie czeka nas sezon publikacji raportów za II kwartał - uwagę inwestorów będzie z pewnością zwracał fakt, jak firmy poradziły sobie z rosnącymi cenami surowców i kosztami, a także obecnymi w niektórych branżach problemami z dostawami.
Wydaje się, że fale entuzjazmu związanego najpierw z odrabianiem koronawirusowych strat, a następnie z otwieraniem gospodarki i postępującym programem szczepień, GPW w dużej mierze ma już za sobą. Nawet jeżeli negatywny wpływ wariantu delta na polskie spółki okaże się niewielki, to jednak do utrzymania takiego tempa wzrostu może być konieczne znalezienie innego paliwa niż to, które napędzało indeksy w I półroczu 2021 r.