W roku 1606 w mieście Frankenstein (obecnie Ząbkowice Śląskie) na Dolnym Śląsku panowała zaraza. W jej wyniku zmarło łącznie 2061 osób, w tym 1503 osoby dorosłe i 558 dzieci, czyli ponad 1/3 mieszkańców ówczesnego miasta! O ściągnięcie pomoru przesądna ludność oskarżyła miejscowych grabarzy, co powołani przez radę miejską sędziowie początkowo uznali za zabobon. Zdanie zmienili jednak po przeszukaniu domu jednego z oskarżonych. Znaleziono tam tajemnicze pojemniki z proszkiem nieznanego pochodzenia.
W toku śledztwa zastosowano tortury, na których przyznali się oczywiście do zarzucanych im czynów oraz opisali swój przestępczy proceder. Proszek wywołujący choroby mieli przygotowywać ze sproszkowanych ciał ludzkich, do których mieli stały dostęp. Domy zmarłych okradali z majątku, z trupów ściągali ubrania i kosztowności, brzemiennym kobietom wyrywali płody, których serca zjadać mieli na surowo. Jeden z nich przyznał się również do nekrofilii. Oprócz ciał sproszkowywać mieli paramenty liturgiczne oraz kościelny zegar...
Wobec przyznania się oskarżonych sama rozprawa trwała krótko i już tego samego dnia, 20 września 1606 r., wydano wyrok. Przestępców skazano na śmierć przez okaleczenie i spalenie żywcem. W kolejnych procesach skazano pomocników oskarżonych przez grabarzy o współudział. Do 13 lutego 1607 r. skazano na śmierć 17 osób.
Jednym z najwcześniejszych źródeł historycznych jest artykuł w gazecie „Newe Zeyttung” wydanej w Augsburgu w końcu 1606 roku:
„W mieście Frankenstein na Śląsku pojmano ośmiu grabarzy, wśród nich sześciu mężczyzn i dwie kobiety. Ci po torturach w śledztwie zeznali, że sporządzali zatruty proszek i tenże kilka razy w domach rozsypywali, progi, kołatki i klamki u drzwi smarowali, przez co wielu ludzi zatruło się i poumierało. Poza tym w domach skradli wiele pieniędzy, a także obdzierali trupy, zabierając im opończe. Rozcinali także brzemienne kobiety i wyjmowali z nich płody, a serca małych dzieci zjadali na surowo. Tamże z kościołów kradli obrusy z ołtarzy, a z ambony ukradli dwa nakręcane zegary. To sproszkowali i używali do swych czarów. Pewien nowy grabarz pochodzący ze Strzegomia zhańbił w kościele ciało młodej dziewicy. Inni jeszcze różnie niesłychane i straszne czyny popełniali (...)”. (www.frankenstein.pl)
W tej samej gazecie znalazł się również opis egzekucji:
„Najpierw ich wszystkich oprowadzano po mieście. Potem rozdzierano ich rozżarzonymi obcęgami i oderwano im kciuki. Starszemu grabarzowi oraz jednemu z pomocników mającemu 87 lat obcięto prawe dłonie. Potem obu razem przykuto do słupa, z daleka zapalano ogień i ich upieczono. Nowemu grabarzowi ze Strzegomia rozżarzonymi obcęgami wyrwano członek męski. Potem i jego wraz z innymi przykuto do słupa, gotowano i pieczono. Pozostałe osoby wprowadzono na stos i spalono”. (op.cit.)
W kilkanaście dni po pierwszym wyroku miejscowy pastor Samuel Heinitz wygłosił serię dziękczynnych kazań, które wydane drukiem dwa lata później w Lipsku stanowią one kolejne źródło do badania tej zbrodni.
Co ciekawe, pastor w swych kazaniach wskazuje winowajcą "diabelskiego łowcę" - demona, który opanowuje ludzkie serca i umysły namawiając do czynienia zła. Z biegiem stuleci nieco zapomniana afera grabarzy zamieniła się w legendę o potworze mieszkającym na miejscowym zamku.
Nazwa Frankenstein pojawia się ponownie w 1818 r. w dziele „Frankenstein czyli nowoczesny Prometeusz” angielskiej pisarki Marii W. Shelley. Dzieło to zostało napisane już w 1816 roku, pierwsze jego wydanie ukazało się anonimowo w 1818 roku. Dlaczego autorka połączyła dawną nazwę Ząbkowic z nazwiskiem bohatera? Do dziś nie wiadomo, a wszelkie próby wyjaśnienia są interpretacjami opartymi jedynie na poszlakach. Niemniej trudno uwierzyć, aby taka koincydencja była jedynie kwestią przypadku.



